Być może to dla niektórych zaskoczenie. Dotychczas lewica postkomunistyczna była monolitem. Teraz jednak jej członkowie wyleczyli się z choroby moskiewskiej dyscypliny i jak dzieci cieszą się polityczną swobodą. Do tej pory skłócony z kierownictwem działacz SLD musiał zagryźć zęby i pokornie wykonywać rozkazy nielubianych przełożonych. Nie było dla niego innej możliwości kariery. Teraz ma dokąd odejść. Co więcej Marek Borowski pokazał ludziom lewicy, że żadna hierarchia nie jest dana raz na zawsze. Że każde kierownictwo można obalić, a w ostateczności pójść na swoje. I konkurować z innymi, według starej stalinowskiej zasady, że wróg jest na lewicy. Tak oto, na naszych oczach lewica się urynkowiła.
Może być z tego niezły ubaw.
Igor Zalewski