Oznacza to, że prowadzący sprawę Sąd Okręgowy w Warszawie przyjął, iż nie było żadnych innych osób, z którymi Rywin współdziałał oraz że nie było związku z korupcyjną ofertą Rywina pod adresem Agory a procesem legislacyjnym w sprawie ustawy o rtv, na co wskazywały efekty przesłuchań sejmowej komisji śledczej.
Pod koniec procesu sąd uprzedzał strony o możliwości zmiany kwalifikacji prawnej czynu - z płatnej protekcji na oszustwo (zagrożone nie karą do trzech lat więzienia, jak w przypadku płatnej protekcji, a do ośmiu).
Prokuratura żądała dla Rywina 3 lat więzienia i 250 tys. zł grzywny za płatną protekcję wobec Agory. Obrona i sam oskarżony wnosili o uniewinnienie.
Sam Rywin przyjął wyrok to kręcąc głową, to uśmiechając się.
W ustnym uzasadnieniu wyroku sąd odrzucił wersję wydarzeń, prezentowaną przez Lwa Rywina, uznając, że jego wyjaśnienia nie zasługują na wiarę. Oskarżony twierdził przed sądem, że to "Agora przyszła do Rywina" i że to on padł ofiarą intrygi wydawcy "Gazety Wyborczej". "Wyjaśnienia oskarżonego są tylko linią jego obrony, a zeznania przedstawicieli Agory są spójne, logiczne i zgodne z innymi dowodami" - powiedziała sędzia Ewa Grochowska-Szmitkowska.
Według sądu, wyjaśnienia Rywina pozostają w "zasadniczej sprzeczności" z treścią nagrania jego rozmowy z redaktorem naczelnym "Gazety Wyborczej" Adamem Michnikiem. Sąd uznał, że nie dokonano żadnych manipulacji na tym nagraniu - jak utrzymywała obrona - a jego autentyczność nie budzi najmniejszych wątpliwości.
Brak jest natomiast - w opinii składu orzekającego - popartej dowodami możliwości na wskazanie konkretnych osób jako członków grupy, która miała stać za Lwem Rywinem. Szczególnie nie można doszukiwać się związku korupcyjnej oferty Rywina z ówczesnym prezesem TVP Robertem Kwiatkowskim - brzmi uzasadnienie.
Jako olbrzymią ocenił sąd szkodliwość społeczną czynu Lwa Rywina; skutkiem afery Rywina było przyczynienie się do upadku rządu Leszka Millera. To była próba oszustwa, a nie usiłowanie płatnej protekcji - powiedziała sędzia Ewa Grochowska-Szmitkowska
Podkreśliła przy tym, że każda osoba ma społeczny obowiązek zawiadomić o przestępstwie, a tego nie zrobiono.
Obrońca Lwa Rywina mec. Wojciech Tomczyk zapowiedział apelację od wyroku. Powiedział, że czuje się nim zaskoczony, gdyż - jego zdaniem - kwalifikacja oszustwa, jaką przyjął sąd wobec Rywina, jest nieuzasadniona.
Już po ogłoszeniu werdyktu, Sąd Okręgowy w Warszawie w specjalnym oświadczeniu skomentował artykuł "Gazety Wyborczej", uznając, że dopuściła się ona bezprecedensowej próby wywarcia presji na sąd przed wyrokiem publikując 21 kwietnia artykuł w tej sprawie.
"Największa afera korupcyjna III RP skończy się zapewne porażką wymiaru sprawiedliwości" - te słowa z artykułu "Gazety Wyborczej" zacytował przewodniczący składu sędziowskiego Marek Celej. "A co nie byłoby porażką? Taki wyrok, jakie życzy sobie +Gazeta Wyborcza+?" - pytał sędzia.
Sąd podkreślił też, że nie zamierza wypowiadać się ani komentować wypowiedzi członków sejmowej komisji śledczej, ani publicystów na temat sprawy Rywina, natomiast nie mógł przejść do porządku dziennego nad artykułem "GW" pt. "Ten wyrok jest przed wyrokiem", ponieważ uznał go za "niedopuszczalny i karygodny".
Podobne oświadczenie jest precedensem w historii wymiaru sprawiedliwości.
*** "Ten wyrok jest wielkim prezentem dla "grupy trzymającej władzę" - powiedział redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" Adam Michnik po ogłoszeniu wyroku. "Wysoki sąd nie dał wiary temu, co Rywin mówił w zarejestrowanej rozmowie ze mną. On mówił wprost, że jest wysłannikiem grupy trzymającej władzę" - powiedział Michnik.
"Decyzja sądu w sprawie tzw. afery Rywina to zmarnowana szansa na wyjaśnienie powiązań prowadzących do korupcji, istniejących wśród wysoko postawionych funkcjonariuszy państwowych" - oceniła szefowa Transparency International Polska Julia Pitera. "Ta sprawa, jak mało która w Polsce, dawała szansę na ujawnienie nieformalnych powiązań międzyludzkich, które mają olbrzymi wpływ na funkcjonowanie państwa, większy wpływ niż władze konstytucyjne. Wyrok nie wyjaśnił sprawy. Chyba nikt nie wierzy, że Rywin działał sam" - oświadczyła Pitera. Dodała, że źle się stało, iż za jedynego winnego w tej sprawie uznano Rywina.
"Wyrok w procesie Lwa Rywina jest parodią i stanowi porażkę wymiaru sprawiedliwości" - stwierdził poseł z komisji śledczej badającej aferę Rywina Zbigniew Ziobro (PiS). "Parodią było śledztwo prokuratury i w takich też kategoriach można oceniać wyrok sądu, zawężający sprawę tylko i wyłącznie do osoby Lwa Rywina" - powiedział Ziobro. Jego zdaniem, "wyrok pokazuje, że polski wymiarsprawiedliwości całkowicie nie radzi sobie z wielkimi sprawami aferalnymi, w które uwikłane są osoby pełniące najwyższe funkcje publiczne" i nie będzie inaczej, "jeśli wymiaru sprawiedliwości nie podda się istotnym zmianom".
Zdaniem Ziobry, nawet jeżeli sąd przyjął kwalifikację usiłowania oszustwa, to kara, jaką wymierzył, jest nadzwyczaj łagodna dla Rywina. Rywinowi groziło 10 lat pozbawienia wolności, a przecież ciężar tego przestępstwa, jego negatywne społeczne reperkusje są niebywałe i kara powinna być surowa. Natomiast ta kara jest wyjątkowo łagodna, aż razi w oczy".
Szef sejmowej komisji śledczej Tomasz Nałęcz (SdPl) uważa, że "2,5 roku więzienia to jest kara dotkliwa, choć zupełnie nieproporcjonalna do przestępstwa popełnionego przez Lwa Rywina". Wyraził jedynie zadowolenie, że Rywin "nie cieszy się bezkarnością, jaką obiecali mu ludzie, którzy posłali go do Agory po łapówkę". Jego zdaniem, Rywin był tylko posłańcem wysłanym przez "grupę trzymającą władzę", i to jej członkowie powinni ponieść karę. "Zawsze przecież chodzi o to, żeby karać nie miecz, tylko rękę przynajmniej, a przede wszystkim głowę, która dany uczynek popełnia" - mówił.
Dodał, że "nie kieruje swojego żalu i wyrzutów pod adresem sądu, bo sąd sądzi w ramach aktu oskarżenia, w ramach dowodów, które zgromadziła prokuratura". "Prokuratura zakończyła postępowania ograniczając się do zgromadzenia dowodów świadczących o płatnej protekcji w maju ubiegłego roku - przypomniał. - Przez długie miesiące pracowała komisja śledcza i niezależnie od sprawozdania tej komisji, przyjętego w wyniku politycznego układu między Samoobroną a SLD, udało się ustalić fakty wskazujące na bezpośredni związek między propozycją korupcyjną a procesem legislacyjnym". Podkreślił, że najbardziej bolało go to, iż prokurator Katarzyna Kwiatkowska "dezawuowała materiał dowodowy" zgromadzony przez komisję.
Z wyroku zadowolony jest premier Leszek Miller. Jego zdaniem, potwierdza on, że ani premier, ani SLD, nie mieli nic wspólnego z tzw. sprawą Rywina. "Chciałbym teraz usłyszeć słowa +przepraszam+ od tych wszystkich, którzy przez ten cały czas łączyli mnie z tą sprawą" - oświadczył Miller.
Z wyroku cieszy się też Robert Kwiatkowski. "To dla mnie ważny dzień, bo oczyszcza mnie z zarzutów i pomówień, które pod moim adresem kierowało wiele osób i wiele środowisk" - powiedział były prezes TVP. "To były zarzuty nieuprawnione i niesprawiedliwe. Poniosłem z tego powodu wielkie straty; ale chcę mówić o satysfakcji, a nie o odwecie. Mam nadzieję, że wreszcie co bardziej zapalczywe głowy opamiętają się" - podkreślił. Dodał, że czuje wielką satysfakcję po decyzji sądu; "zwłaszcza że sąd również odniósł się do mojej osoby i te stwierdzenia są bardzo jednoznaczne".
em, oj, pap