Polskim eurodeputowanym będzie przysługiwała pensja w wysokości 2200 euro miesięcznie oraz diety - po 262 euro dziennie za udział posiedzeniu w Strasburgu. Obserwatorzy będą też mieli do dyspozycji 3750 euro na prowadzenie biur i 12500 euro na zatrudnienie asystentów i ekspertyzy. Oprócz tego, jako polscy parlamentarzyści, mają prawo do uposażenia - 9249 zł miesięcznie i diety poselskiej w wysokości 2312 zł. Na prowadzenie biura posłowie otrzymują ponadto 10 tys. zł miesięcznie, z których raz w roku muszą się rozliczyć.
Prezydium Sejmu zdecydowało we wtorek, że posłowie-obserwatorzy w Parlamencie Europejskim będą musieli zrezygnować albo z pensji, którą pobierają w kraju, albo z otrzymywanej z Brukseli.
Część polityków uważa jednak, że nie ma prawnej możliwości rezygnacji z wynagrodzenia za pracę w PE. Marcin Libicki z PiS podkreśla, że nie można zrzec się czegoś, co przysługuje w formie należności za pracę. Poważne wątpliwości wyraża również Eugeniusz Kłopotek (PSL), według którego "tak, jak nie można zrzec się +trzynastek+, tak prawnie nie można zrzec się pensji z PE".
SLD chce z decyzją w sprawie rezygnacji z wynagrodzenia eurodeputowanego poczekać na zakończenie analizy przez służby prawne marszałka Sejmu. Jak zapewnił poseł SLD Jerzy Jaskiernia, obserwatorzy oddelegowani przez Sojusz podporządkują się decyzji marszałka. Inny poseł Sojuszu Piotr Gadzinowski oświadczył, że z pewnością zrzeknie się pensji eurodeputowanego.
Obserwatorzy SdPl w PE już kilka dni temu zapowiadali, że zrezygnują z pobierania pensji eurodeputowanych; nie będą też korzystali ze środków z budżetu UE na prowadzenie biur poselskich i zatrudnianie pracowników. "Zakładanie biura i zatrudnianie asystenta po to, żeby po dwóch miesiącach i 20 dniach wrócić, to jest fikcja" - wyjaśnia lider Socjaldemokracji Polskiej Marek Borowski.
Również obserwatorzy PO mówią, że nie będą przyjmować unijnych pieniędzy, ale nie ma jeszcze decyzji klubu w tej sprawie. Poseł PO Janusz Lewandowski powiedział, że on sam skłania się do pozostania przy pensji krajowej, gdyż "będzie to łatwiejsze organizacyjnie". Również inny polityk PO Bogdan Klich uważa, że lepiej będzie zrezygnować z pensji z Brukseli, ponieważ "aktywność posłów będzie zdecydowanie większa w parlamencie krajowym niż w europarlamencie".
Także przedstawiciele PSL mówią, że zrezygnują z pensji eurodeputowanego. Zdaniem posła PSL Eugeniusza Kłopotka, w maju będzie więcej posiedzeń polskiego Sejmu niż posiedzeń europarlamentu, dlatego "uczciwiej i prościej będzie brać pensję z parlamentu polskiego". Kłopotek oświadczył, że gdyby okazało się, że nie można prawnie zrzec się pensji eurodeputowanego, to przekaże zarobione pieniądze na cele charytatywne.
Rzecznik PiS Adam Bielan uważa, że możliwość rezygnacji z diety eurodeputowanego jest zgodna z prawem. Jak zapewnił, każdy obserwator z PiS zrzeknie się takiej diety. Bielan podkreślił także, że gdyby się jednak okazało, że nie można prawnie zrzec się diet, to działacze PiS przekażą całą pensję na cele charytatywne.
Nie można jednocześnie pobierać dwóch pensji: z parlamentu krajowego i parlamentu Unii - uważa lider Samoobrony Andrzej Lepper. Gdyby się jednak okazało, że jest to możliwe, to i tak żaden członek Samoobrony nie weźmie pensji z Brukseli, bo ma już pensję krajową. "Na pewno nie będę brał dwóch pensji" - podkreślił.
Według senatora LPR Adama Bieli, sytuacja, gdy poseł lub senator wybiera rodzaj pensji, którą będzie przyjmował, jest sprzeczna z punktu widzenia prawa. "Parlamentarzysta nie może w ogóle pobierać jakiejkolwiek innej pensji. To, że prezydium Sejmu podjęło taką uchwałę, oznacza, że nie zapoznało się dokładnie z przepisami. Skompromitowało się" - ocenił.
em, pap