Rozmowa z Antonio Banderasem
Roman Rogowiecki: - Postacią Zorro zaczął się pan fascynować dzieciństwie czy dopiero tworząc kreację w filmie "Maska Zorro", reżyserowanym przez Martina Campbella?
Antonio Banderas: - Nie byłem fanem pierwszych filmowych wersji "Zorro". Wolałem oglądać "Bonanzę", "Virginię" i inne amerykańskie seriale z lat 60. Pamiętam jednak, że będąc dzieckiem, razem z bratem bawiłem się w Zorro na tarasie naszego domu w Maladze. Wówczas, rzecz jasna, nawet nie myślałem, że zagram kiedyś Zorro w hollywoodzkiej produkcji. Nie zdawałem sobie nawet sprawy, że istnieje coś takiego jak Hollywood.
- W "Masce Zorro" jest kilka trudnych do zrealizowania scen. Która z nich była dla pana największym wyzwaniem?
- Najważniejsza scena to pojedynek z Catherine Zeta-Jones, która gra Elenę. W tym momencie kończy się pewien etap rozwoju bohatera. Nie musiałem wcale studiować poprzednich filmowych wcieleń Zorro, ponieważ nie powielam klasycznego don Diego de la Vegi. Mój bohater to początkowo głupawy, wręcz żałosny złodziejaszek. Z czasem staje się jednak prawdziwym romantycznym bohaterem. To właśnie scena pojedynku zmienia ton filmu - kończy jego komediowy charakter. Od tego momentu mój bohater staje się postacią bardziej dojrzałą. Odkrywa, że nie tylko chce pomścić śmierć swojego brata, ale też walczy o coś znacznie ważniejszego. Pomaga ludziom, którzy chcą odzyskać niepodległość. Ten społeczny aspekt sprawia, że Zorro zdobywa uznanie ludu.
- Który z hiszpańskich filmów nakręconych z reżyserem Pedro Almodovarem uważa pan za najważniejszy w swojej karierze?
- Takim filmem był "Tie Me Up, Tie Me Down" ("Zwiąż mnie"). Grając w nim, czułem, że powtarzam najważniejsze fragmenty wszystkich ról, które zagrałem w czterech wcześniejszych filmach tego reżysera. To był rodzaj podsumowania mojej współpracy z Almodovarem.
- Niedawno emocjonowaliśmy się wszyscy mistrzostwami świata w piłce nożnej. Swego czasu myślał pan o karierze piłkarza. Czy nie żałuje pan wyboru aktorstwa jako drogi życiowej?
Zorro w nowej wersji to żałosny złodziejaszek, który z czasem staje się prawdziwym romantycznym bohaterem
- Nie. Gdybym został piłkarzem, moja kariera byłaby już skończona, byłbym emerytem - mam 38 lat.
- Czy to prawda, że dzięki pana fachowym radom Madonna mogła stworzyć znakomitą kreację w "Evicie"?
- Rozmawialiśmy o granych przez nas postaciach i o tym, jak nadać odpowiedni nastrój całemu filmowi. Ale to, że Madonna zagrała tak dobrze, jest wyłącznie jej zasługą. Była bardzo zaangażowana i skoncentrowana na roli. Na planie wykazała się profesjonalizmem, a sukces zawdzięcza tylko swojej ciężkiej pracy.
- Poza talentem aktorskim ma pan również predyspozycje wokalne. Śpiewał pan na przykład w filmie "Mambo Kings".
- Potrafię też grać na gitarze i pianinie. Mam bardzo nowoczesne, 48-śladowe studio nagraniowe, ale obawiam się, że gdybym poświęcił się śpiewaniu zawodowo, zabiłbym całą radość, jaką daje mi ono teraz. Kiedy kręcę film, muszę liczyć się z opinią wielu ludzi, np. szefów wytwórni filmowych. Dlatego w wypadku muzyki wolę pozostawić sobie wolną rękę. Dziś pracuję nad płytą, komponuję symfonię z myślą o akcji charytatywnej. Mam zamiar przekazać to nagranie organizacji UNICEF, z którą od dawna współpracuję.
- Ze swoją żoną Melanie Griffith grał pan w filmie "Too Much" ("Zbyt wiele"). Wyreżyserował pan również film, w którym Melanie odtwarza główną rolę.
- Zdjęcia do filmu "Crazy in Alabama" już się zakończyły i teraz pracuję nad montażem w Los Angeles. Na płaszczyźnie reżyser-aktorka świetnie nam się pracowało i prawdopodobnie nakręcimy jeszcze coś wspólnie. Podziwiałem Melanie jako aktorkę, zanim się w niej zakochałem.
- Podczas premiery "Maski Zorro" na festiwalu filmowym w Deauville fanki zgotowały panu gorące owacje i wykrzykiwały pana imię. Czy taka histeria nie krępuje?
- Czasami jest to denerwujące, ale taka reakcja zdarza się tylko przy wyjątkowych okazjach, jak premiera. Przez pierwszych pięć minut jest to przyjemne, ale gdy trwa dłużej, zaczyna mnie męczyć, a nawet przerażać. Uważam się za przeciętnego faceta.
- Jest pan również bardzo popularny w Polsce.
- Chciałbym kiedyś odwiedzić Polskę, bo nie znam tego kraju. Pamiętam jedynie, że grając jeszcze w Teatrze Narodowym w Hiszpanii, wystawialiśmy bardzo interesujące spektakle Grotowskiego. Na razie mam nadzieję, że polscy widzowie obejrzą "Maskę Zorro" i będą się bawić tak dobrze, jak ja bawiłem się na planie.
Antonio Banderas urodził się w Maladze w Hiszpanii. Aktorem postanowił zostać po obejrzeniu "Hair" Milo?a Formana. Od tego czasu wbrew woli rodziców brał udział w przedstawieniach teatralnych, a następnie wraz z gronem przyjaciół stworzył trupę, z którą występował na ulicach hiszpańskich miasteczek. W 1981 r., po przeprowadzce do Madrytu, został przyjęty do zespołu Teatru Narodowego. Po jednym ze spektakli przedstawiono go Pedro Almodovarowi, który zaproponował mu rolę w filmie "Labyrinth of Passion" (1982 r.). Międzynarodową sławę przyniosła mu jednak dopiero kreacja w "Kobietach na skraju załamania nerwowego" (1988 r.) tego samego reżysera. Później zagrał jeszcze homoseksualistę w "Law of Desire" oraz psychopatę w "Zwiąż mnie" - ostatnim filmie zrealizowanym z Pedro Almodovarem. W 1991 r. Banderas przyjechał do Stanów Zjednoczonych, aby zagrać Kubańczyka w filmie "The Mambo Kings", który zapoczątkował jego karierę w Hollywood. Do najbardziej znanych filmów z jego udziałem należą "Zbyt wiele", "Nigdy nie rozmawiaj z nieznajomym", "Desperado" i "Zabójcy".
Antonio Banderas: - Nie byłem fanem pierwszych filmowych wersji "Zorro". Wolałem oglądać "Bonanzę", "Virginię" i inne amerykańskie seriale z lat 60. Pamiętam jednak, że będąc dzieckiem, razem z bratem bawiłem się w Zorro na tarasie naszego domu w Maladze. Wówczas, rzecz jasna, nawet nie myślałem, że zagram kiedyś Zorro w hollywoodzkiej produkcji. Nie zdawałem sobie nawet sprawy, że istnieje coś takiego jak Hollywood.
- W "Masce Zorro" jest kilka trudnych do zrealizowania scen. Która z nich była dla pana największym wyzwaniem?
- Najważniejsza scena to pojedynek z Catherine Zeta-Jones, która gra Elenę. W tym momencie kończy się pewien etap rozwoju bohatera. Nie musiałem wcale studiować poprzednich filmowych wcieleń Zorro, ponieważ nie powielam klasycznego don Diego de la Vegi. Mój bohater to początkowo głupawy, wręcz żałosny złodziejaszek. Z czasem staje się jednak prawdziwym romantycznym bohaterem. To właśnie scena pojedynku zmienia ton filmu - kończy jego komediowy charakter. Od tego momentu mój bohater staje się postacią bardziej dojrzałą. Odkrywa, że nie tylko chce pomścić śmierć swojego brata, ale też walczy o coś znacznie ważniejszego. Pomaga ludziom, którzy chcą odzyskać niepodległość. Ten społeczny aspekt sprawia, że Zorro zdobywa uznanie ludu.
- Który z hiszpańskich filmów nakręconych z reżyserem Pedro Almodovarem uważa pan za najważniejszy w swojej karierze?
- Takim filmem był "Tie Me Up, Tie Me Down" ("Zwiąż mnie"). Grając w nim, czułem, że powtarzam najważniejsze fragmenty wszystkich ról, które zagrałem w czterech wcześniejszych filmach tego reżysera. To był rodzaj podsumowania mojej współpracy z Almodovarem.
- Niedawno emocjonowaliśmy się wszyscy mistrzostwami świata w piłce nożnej. Swego czasu myślał pan o karierze piłkarza. Czy nie żałuje pan wyboru aktorstwa jako drogi życiowej?
Zorro w nowej wersji to żałosny złodziejaszek, który z czasem staje się prawdziwym romantycznym bohaterem
- Nie. Gdybym został piłkarzem, moja kariera byłaby już skończona, byłbym emerytem - mam 38 lat.
- Czy to prawda, że dzięki pana fachowym radom Madonna mogła stworzyć znakomitą kreację w "Evicie"?
- Rozmawialiśmy o granych przez nas postaciach i o tym, jak nadać odpowiedni nastrój całemu filmowi. Ale to, że Madonna zagrała tak dobrze, jest wyłącznie jej zasługą. Była bardzo zaangażowana i skoncentrowana na roli. Na planie wykazała się profesjonalizmem, a sukces zawdzięcza tylko swojej ciężkiej pracy.
- Poza talentem aktorskim ma pan również predyspozycje wokalne. Śpiewał pan na przykład w filmie "Mambo Kings".
- Potrafię też grać na gitarze i pianinie. Mam bardzo nowoczesne, 48-śladowe studio nagraniowe, ale obawiam się, że gdybym poświęcił się śpiewaniu zawodowo, zabiłbym całą radość, jaką daje mi ono teraz. Kiedy kręcę film, muszę liczyć się z opinią wielu ludzi, np. szefów wytwórni filmowych. Dlatego w wypadku muzyki wolę pozostawić sobie wolną rękę. Dziś pracuję nad płytą, komponuję symfonię z myślą o akcji charytatywnej. Mam zamiar przekazać to nagranie organizacji UNICEF, z którą od dawna współpracuję.
- Ze swoją żoną Melanie Griffith grał pan w filmie "Too Much" ("Zbyt wiele"). Wyreżyserował pan również film, w którym Melanie odtwarza główną rolę.
- Zdjęcia do filmu "Crazy in Alabama" już się zakończyły i teraz pracuję nad montażem w Los Angeles. Na płaszczyźnie reżyser-aktorka świetnie nam się pracowało i prawdopodobnie nakręcimy jeszcze coś wspólnie. Podziwiałem Melanie jako aktorkę, zanim się w niej zakochałem.
- Podczas premiery "Maski Zorro" na festiwalu filmowym w Deauville fanki zgotowały panu gorące owacje i wykrzykiwały pana imię. Czy taka histeria nie krępuje?
- Czasami jest to denerwujące, ale taka reakcja zdarza się tylko przy wyjątkowych okazjach, jak premiera. Przez pierwszych pięć minut jest to przyjemne, ale gdy trwa dłużej, zaczyna mnie męczyć, a nawet przerażać. Uważam się za przeciętnego faceta.
- Jest pan również bardzo popularny w Polsce.
- Chciałbym kiedyś odwiedzić Polskę, bo nie znam tego kraju. Pamiętam jedynie, że grając jeszcze w Teatrze Narodowym w Hiszpanii, wystawialiśmy bardzo interesujące spektakle Grotowskiego. Na razie mam nadzieję, że polscy widzowie obejrzą "Maskę Zorro" i będą się bawić tak dobrze, jak ja bawiłem się na planie.
Antonio Banderas urodził się w Maladze w Hiszpanii. Aktorem postanowił zostać po obejrzeniu "Hair" Milo?a Formana. Od tego czasu wbrew woli rodziców brał udział w przedstawieniach teatralnych, a następnie wraz z gronem przyjaciół stworzył trupę, z którą występował na ulicach hiszpańskich miasteczek. W 1981 r., po przeprowadzce do Madrytu, został przyjęty do zespołu Teatru Narodowego. Po jednym ze spektakli przedstawiono go Pedro Almodovarowi, który zaproponował mu rolę w filmie "Labyrinth of Passion" (1982 r.). Międzynarodową sławę przyniosła mu jednak dopiero kreacja w "Kobietach na skraju załamania nerwowego" (1988 r.) tego samego reżysera. Później zagrał jeszcze homoseksualistę w "Law of Desire" oraz psychopatę w "Zwiąż mnie" - ostatnim filmie zrealizowanym z Pedro Almodovarem. W 1991 r. Banderas przyjechał do Stanów Zjednoczonych, aby zagrać Kubańczyka w filmie "The Mambo Kings", który zapoczątkował jego karierę w Hollywood. Do najbardziej znanych filmów z jego udziałem należą "Zbyt wiele", "Nigdy nie rozmawiaj z nieznajomym", "Desperado" i "Zabójcy".
Więcej możesz przeczytać w 42/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.