Antyglobaliści na ulicach Warszawy kontra antyglobaliści w hotelu Victoria
Kapitalizm zabija, zabijmy kapitalizm!" - krzyczało prawie 3 tysiące antyglobalistów protestujących w Warszawie. Uczestnicy Europejskiego Szczytu Gospodarczego (28-30 kwietnia), odgrodzeni od demonstrantów barierkami, w strefie zero rozprawiali o sytuacji przed rozszerzeniem i po nim. Radzili też, jak zdynamizować wzrost gospodarczy państw europejskich. Protestujący antyglobaliści domagali się powszechnej sprawiedliwości społecznej. Rozumieli przez nią wprowadzenie ograniczeń w wolnym handlu (m.in. likwidację Światowej Organizacji Handlu) oraz opodatkowania przepływu kapitałów. Niemal dosłownie to samo postulowała część uczestniczących w warszawskim szczycie polityków, ekspertów, a - co gorsza - także biznesmenów!
- Chcemy Europy sprawiedliwej społecznie, a pokój jest dla nas fundamentem - mówił Antony Burgmans, prezes międzynarodowego koncernu Unilever. - Nie możemy bezmyślnie naśladować Stanów Zjednoczonych. Można pogodzić socjalną politykę ze wzrostem gospodarczym - przekonywał Simon Wilson - dyrektor Socjalnej Platformy, forum skupiającego lewicowe organizacje. W marcu 2000 r., w tzw. agendzie lizbońskiej, przywódcy państw piętnastki ustalili, że gospodarka Europy w 2010 r. stanie się najbardziej konkurencyjną gospodarką na świecie (m.in. dzięki zmianie polityki socjalnej). Na warszawskim forum musieli tłumaczyć nie tylko, dlaczego tak się nie stanie, ale także dlaczego dystans pomiędzy Europą a USA stale się powiększa.
Wielka Brytania wychodzi z unii
Plenarne dyskusje, mimo że często pełne banałów i frazesów, zawsze były barwne. To zasługa mieszanego składu dyskutantów (zawsze znajdował się tam przynajmniej jeden dziennikarz i przedstawiciel biznesu). Boleśnie przekonał się o tym m.in. prezydent Portugalii Jorge Sampaio, który tuż po wygłoszeniu mowy powitalnej na cześć nowych członków Unii Europejskiej musiał odpowiadać Jerzemu Hausnerowi.
- Skoro nas tak witacie, to dlaczego zamykacie przed nami swoje rynki pracy? - dociekał polski wicepremier. - Myśleliśmy, że problemy Unii Europejskiej wynikają z tego, że Polacy są zbyt mobilni - zauważyła z kolei prof. Lena Kolarska-Bobińska, gdy szef Unileveru Antony Burgmans stwierdził, że przyczyną przegrywania globalnej konkurencji unii z USA jest brak mobilności siły roboczej w krajach europejskich.
Na miano największego tropiciela socjalistycznych absurdów w Unii Europejskiej zasłużył sobie Martin Wolf z "Financial Times". Krytykując rozdawniczą politykę państwa (wydatki na tzw. bezpłatną edukację, służbę zdrowia, rozmaite zasiłki, dotacje, renty i emerytury sięgają w państwach UE 26-30 proc. PKB), podkreślał absurdalność sytuacji, w której Francja i Niemcy, prowadząc szkodliwą dla Europy politykę gospodarczą (mają wysoki deficyt budżetowy spowodowany ogromnymi wydatkami socjalnymi), roszczą sobie jednocześnie prawo do decydowania o losie innych państw. - Gdy Wielka Brytania odrzuci projekt konstytucji i wystąpi z Unii Europejskiej, wszystko stanie się proste, oczywiście poza sprawą wzrostu gospodarczego - kpił Wolf.
Europejska huba Ameryki
Warszawski szczyt pokazał, że perspektywa stworzenia stanów zjednoczonych Europy jest co najmniej równie odległa jak spełnienie kryteriów lizbońskich. - Mamy wspólną walutę, ale różne interesy. Każdy polityk, który trafia do Brukseli, zastanawia się na lotnisku: "co mogę zrobić, aby zdobyć jak najwięcej dla swojego kraju?", a nie myśli "co mogę zrobić dla Europy" - mówił prezydent Portugalii Jorge Sampaio. - Pracowałem w wielu państwach Europy, ale nie spotkałem jeszcze Europejczyka, który chciałby, aby Unia Europejska przekształciła się w jedno państwo - potwierdził Paul J. Ostling, Amerykanin, wiceprezes Ernst & Young. Zdaniem Ostlinga, ostatnie kilkadziesiąt lat, które kraje europejskie przeżyły pod amerykańskim parasolem ochronnym (USA na obronność wydają 300 mld USD - dwa razy więcej niż cała unia; do tej pory w Europie stacjonuje 100 tys. amerykańskich żołnierzy), sprawiło, że bardziej dziś cenią sobie bezpieczeństwo i spokój niż konkurencję i związane z nią ryzyko.
Na razie w budżecie UE 40 proc. wydatków stanowią dotacje do produkcji rolnej, podczas gdy wydatki na naukę około 8 proc. Świat nie będzie czekał, aż Europa zgodzi się z nim konkurować. Trudno przypuszczać, aby Chiny czy Indie przyjęły europejskie normy socjalne, by w ten sposób wyrównać szanse w globalnym starciu gospodarek. Większość europejskich polityków głosi te same hasła co antyglobaliści. Czyni to jednak z prostej przyczyny: takie są oczekiwania elektoratów. Elektorat trudniej wymienić niż polityków - można było usłyszeć w kuluarach.
Przedsiębiorstwo WEF
Idea spotkań polityków i biznesmenów z różnych krajów narodziła się w 1970 r. w Szwajcarii. Pierwsza międzynarodowa konferencja odbyła się w Davos w 1970 r. Prof. Klaus Schwab, prezes i założyciel World Economic Forum (WEF - Światowego Forum Ekonomicznego), zaprosił wówczas na spotkanie prezesów europejskich firm. Obecnie WEF, będące oficjalnie fundacją non-profit, rozrosło się do rozmiarów sporej wielkości przedsiębiorstwa. Jego przychody wzrosły z 42 mln USD w 1995 r. do 108 mln USD w 2003 r. Tylko ze składek płaconych przez firmy WEF inkasuje już 42 mln USD. Oprócz swojego sztandarowego produktu, czyli corocznego Światowego Forum Ekonomicznego w Davos, WEF organizuje regionalne szczyty gospodarcze, na przykład w Afryce czy w Indiach. Pomysł na biznes jest genialnie prosty: szefowie największych światowych firm płacą tysiące euro tylko za prawo pobytu w towarzystwie wpływowych polityków.
Dwa poprzednie europejskie szczyty gospodarcze odbyły się w Salzburgu; ich ranga była jednak niewielka. Władze WEF, szukając pomysłu na stworzenie europejskiego odpowiednika Davos, przeniosły organizację do Warszawy. Debiut wypadł dobrze, w czym spora zasługa Jerzego Koźmińskiego, głównego organizatora. Do stolicy Polski przyjechało 15 prezydentów i 4 premierów z całej Europy. Wielu było także gości: 700 z 30 krajów (wpisowe dla przedstawicieli z UE to 5 tys. euro, dla pozostałych 3 tys. euro). Jak przy każdym tego typu zlocie najwięcej działo się za kulisami. Na nieoficjalnych rozmowach spotkali się na przykład prezydenci zwaśnionych państw: Armenii, Robert Koczarian, i Azerbejdżanu - Ilham Alijew. Wręcz rozrywany w antraktach między kolejnymi sesjami był Jan Kulczyk, przedstawiany jako najbardziej wpływowy człowiek w Polsce.
Cud nad Wisłą
Warszawski szczyt upłynął pod znakiem wyczekiwania na zadymy alterglobalistów. Wśród uczestników dała się zauważyć pewna nerwowość, która później ustąpiła miejsca uldze. Na wieczornym bankiecie organizatorzy zbierali już od uczestników gratulacje za organizację. Demonstracja antyglobalistów przebiegła najspokojniej wśród antyszczytowych protestów ostatnich lat (obyło się bez interwencji policji). Sprzyjały temu puste ulice, gdyż podczas trwania szczytu wprowadzono ograniczenia w poruszaniu się mieszkańców po mieście. Uspokajająco na demonstrantów działało także kilka tysięcy specjalnie ściągniętych do Warszawy funkcjonariuszy. Na czas szczytu stolica Polski praktycznie zamarła. W sklepach w śródmieściu wprowadzono prohibicję (co błyskawicznie zaowocowało pojawieniem się handlujących alkoholem koników). Praktycznie wszystkie restauracje w centrum, w obawie przed zamieszkami, na czas imprezy zostały zamknięte.
Zadowoleni z warszawskiej imprezy organizatorzy WEF dawali do zrozumienia, że również w przyszłym roku chętnie zorganizowaliby szczyt w Polsce. - W Ameryce, nawet po zamachach 11 września, nikt by nie wpadł na pomysł zamykania miasta w imię zapewnienia bezpieczeństwa - dziwił się jednak Paul J. Ostling. Bardzo ograniczona skłonność do ryzykowania staje się ostatnio specjalnością Europejczyków.
- Chcemy Europy sprawiedliwej społecznie, a pokój jest dla nas fundamentem - mówił Antony Burgmans, prezes międzynarodowego koncernu Unilever. - Nie możemy bezmyślnie naśladować Stanów Zjednoczonych. Można pogodzić socjalną politykę ze wzrostem gospodarczym - przekonywał Simon Wilson - dyrektor Socjalnej Platformy, forum skupiającego lewicowe organizacje. W marcu 2000 r., w tzw. agendzie lizbońskiej, przywódcy państw piętnastki ustalili, że gospodarka Europy w 2010 r. stanie się najbardziej konkurencyjną gospodarką na świecie (m.in. dzięki zmianie polityki socjalnej). Na warszawskim forum musieli tłumaczyć nie tylko, dlaczego tak się nie stanie, ale także dlaczego dystans pomiędzy Europą a USA stale się powiększa.
Wielka Brytania wychodzi z unii
Plenarne dyskusje, mimo że często pełne banałów i frazesów, zawsze były barwne. To zasługa mieszanego składu dyskutantów (zawsze znajdował się tam przynajmniej jeden dziennikarz i przedstawiciel biznesu). Boleśnie przekonał się o tym m.in. prezydent Portugalii Jorge Sampaio, który tuż po wygłoszeniu mowy powitalnej na cześć nowych członków Unii Europejskiej musiał odpowiadać Jerzemu Hausnerowi.
- Skoro nas tak witacie, to dlaczego zamykacie przed nami swoje rynki pracy? - dociekał polski wicepremier. - Myśleliśmy, że problemy Unii Europejskiej wynikają z tego, że Polacy są zbyt mobilni - zauważyła z kolei prof. Lena Kolarska-Bobińska, gdy szef Unileveru Antony Burgmans stwierdził, że przyczyną przegrywania globalnej konkurencji unii z USA jest brak mobilności siły roboczej w krajach europejskich.
Na miano największego tropiciela socjalistycznych absurdów w Unii Europejskiej zasłużył sobie Martin Wolf z "Financial Times". Krytykując rozdawniczą politykę państwa (wydatki na tzw. bezpłatną edukację, służbę zdrowia, rozmaite zasiłki, dotacje, renty i emerytury sięgają w państwach UE 26-30 proc. PKB), podkreślał absurdalność sytuacji, w której Francja i Niemcy, prowadząc szkodliwą dla Europy politykę gospodarczą (mają wysoki deficyt budżetowy spowodowany ogromnymi wydatkami socjalnymi), roszczą sobie jednocześnie prawo do decydowania o losie innych państw. - Gdy Wielka Brytania odrzuci projekt konstytucji i wystąpi z Unii Europejskiej, wszystko stanie się proste, oczywiście poza sprawą wzrostu gospodarczego - kpił Wolf.
Europejska huba Ameryki
Warszawski szczyt pokazał, że perspektywa stworzenia stanów zjednoczonych Europy jest co najmniej równie odległa jak spełnienie kryteriów lizbońskich. - Mamy wspólną walutę, ale różne interesy. Każdy polityk, który trafia do Brukseli, zastanawia się na lotnisku: "co mogę zrobić, aby zdobyć jak najwięcej dla swojego kraju?", a nie myśli "co mogę zrobić dla Europy" - mówił prezydent Portugalii Jorge Sampaio. - Pracowałem w wielu państwach Europy, ale nie spotkałem jeszcze Europejczyka, który chciałby, aby Unia Europejska przekształciła się w jedno państwo - potwierdził Paul J. Ostling, Amerykanin, wiceprezes Ernst & Young. Zdaniem Ostlinga, ostatnie kilkadziesiąt lat, które kraje europejskie przeżyły pod amerykańskim parasolem ochronnym (USA na obronność wydają 300 mld USD - dwa razy więcej niż cała unia; do tej pory w Europie stacjonuje 100 tys. amerykańskich żołnierzy), sprawiło, że bardziej dziś cenią sobie bezpieczeństwo i spokój niż konkurencję i związane z nią ryzyko.
Na razie w budżecie UE 40 proc. wydatków stanowią dotacje do produkcji rolnej, podczas gdy wydatki na naukę około 8 proc. Świat nie będzie czekał, aż Europa zgodzi się z nim konkurować. Trudno przypuszczać, aby Chiny czy Indie przyjęły europejskie normy socjalne, by w ten sposób wyrównać szanse w globalnym starciu gospodarek. Większość europejskich polityków głosi te same hasła co antyglobaliści. Czyni to jednak z prostej przyczyny: takie są oczekiwania elektoratów. Elektorat trudniej wymienić niż polityków - można było usłyszeć w kuluarach.
Przedsiębiorstwo WEF
Idea spotkań polityków i biznesmenów z różnych krajów narodziła się w 1970 r. w Szwajcarii. Pierwsza międzynarodowa konferencja odbyła się w Davos w 1970 r. Prof. Klaus Schwab, prezes i założyciel World Economic Forum (WEF - Światowego Forum Ekonomicznego), zaprosił wówczas na spotkanie prezesów europejskich firm. Obecnie WEF, będące oficjalnie fundacją non-profit, rozrosło się do rozmiarów sporej wielkości przedsiębiorstwa. Jego przychody wzrosły z 42 mln USD w 1995 r. do 108 mln USD w 2003 r. Tylko ze składek płaconych przez firmy WEF inkasuje już 42 mln USD. Oprócz swojego sztandarowego produktu, czyli corocznego Światowego Forum Ekonomicznego w Davos, WEF organizuje regionalne szczyty gospodarcze, na przykład w Afryce czy w Indiach. Pomysł na biznes jest genialnie prosty: szefowie największych światowych firm płacą tysiące euro tylko za prawo pobytu w towarzystwie wpływowych polityków.
Dwa poprzednie europejskie szczyty gospodarcze odbyły się w Salzburgu; ich ranga była jednak niewielka. Władze WEF, szukając pomysłu na stworzenie europejskiego odpowiednika Davos, przeniosły organizację do Warszawy. Debiut wypadł dobrze, w czym spora zasługa Jerzego Koźmińskiego, głównego organizatora. Do stolicy Polski przyjechało 15 prezydentów i 4 premierów z całej Europy. Wielu było także gości: 700 z 30 krajów (wpisowe dla przedstawicieli z UE to 5 tys. euro, dla pozostałych 3 tys. euro). Jak przy każdym tego typu zlocie najwięcej działo się za kulisami. Na nieoficjalnych rozmowach spotkali się na przykład prezydenci zwaśnionych państw: Armenii, Robert Koczarian, i Azerbejdżanu - Ilham Alijew. Wręcz rozrywany w antraktach między kolejnymi sesjami był Jan Kulczyk, przedstawiany jako najbardziej wpływowy człowiek w Polsce.
Cud nad Wisłą
Warszawski szczyt upłynął pod znakiem wyczekiwania na zadymy alterglobalistów. Wśród uczestników dała się zauważyć pewna nerwowość, która później ustąpiła miejsca uldze. Na wieczornym bankiecie organizatorzy zbierali już od uczestników gratulacje za organizację. Demonstracja antyglobalistów przebiegła najspokojniej wśród antyszczytowych protestów ostatnich lat (obyło się bez interwencji policji). Sprzyjały temu puste ulice, gdyż podczas trwania szczytu wprowadzono ograniczenia w poruszaniu się mieszkańców po mieście. Uspokajająco na demonstrantów działało także kilka tysięcy specjalnie ściągniętych do Warszawy funkcjonariuszy. Na czas szczytu stolica Polski praktycznie zamarła. W sklepach w śródmieściu wprowadzono prohibicję (co błyskawicznie zaowocowało pojawieniem się handlujących alkoholem koników). Praktycznie wszystkie restauracje w centrum, w obawie przed zamieszkami, na czas imprezy zostały zamknięte.
Zadowoleni z warszawskiej imprezy organizatorzy WEF dawali do zrozumienia, że również w przyszłym roku chętnie zorganizowaliby szczyt w Polsce. - W Ameryce, nawet po zamachach 11 września, nikt by nie wpadł na pomysł zamykania miasta w imię zapewnienia bezpieczeństwa - dziwił się jednak Paul J. Ostling. Bardzo ograniczona skłonność do ryzykowania staje się ostatnio specjalnością Europejczyków.
Lista obecności |
---|
|
Na szczycie Konferencje pod auspicjami World Economic Forum |
---|
2004
2003
2002
Źródło: WEF |
Więcej możesz przeczytać w 19/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.