Nie ma wyboru

Dodano:   /  Zmieniono: 
Co się dziwić szalikowej żulii, że trzeba ją rozdzielać po osobnych sektorach, jeśli odpowiedzialni za społeczeństwo ministrowie kopią się pod stołem po kostkach i plują na siebie jak w piaskownicach
Takiej obfitości uczciwych, wrażliwych na sprawy społeczne, kompetentnych, zaradnych, przedsiębiorczych i odpowiedzialnych, na których możemy liczyć w każdej sytuacji - takiej obfitości dawnośmy już nie zaznali. Skrzynki pocztowe mamy wszyscy zapchane szumiącym lasem, który wycięty i przerobiony na papier dał się zadrukować autopanegirykami oraz podobiznami twórców tychże. Twarze, facjaty, gęby i mordy różnych osób płci pięciorga na przedwyborczych ulotkach, folderach, drukach i agitkach, a każda taka - już pozostańmy przy tym pierwszym określeniu - twarz zaleca się do mnie mądrym uśmiechem i oświadcza, że kocha to miasto, tę dzielnicę, tę gminę, że tylko od nas zależy, że on (albo inna z czterech pozostałych płci) zapewni mi, czyli nam wszystkim: bezpieczną drogę do domu, bezpieczną drogę ze szkoły oraz do wojska, do budki, do pracy i bezpieczną drogę na cmentarz. Zbuduje mi, czyli nam: garaże, bezkolizyjne skrzyżowania, mosty na Wiśle, Bugu, Sanie, a także tam, gdzie nie ma żadnej rzeki też. A każda ta twarz - i jej właściciel - jest wyczulona na wszystko, na co mam ochotę, a poza tym ma: żonę albo męża (ewentualnie gdy jest czwartej płci, to ma i jedno, i drugie), dzieci ma, ma psa, kota, królika, papużkę nierozłączkę, papużkę rozłączkę, ma ulubioną potrawę, hobby itd. Nie wiem, dlaczego ten nieudacznik i szkodnik społeczny (nazwisko mi znane i inne jego sprawki też) wychyla mordę z m o j e j skrzynki pocztowej? Sam sobie ją kupiłem za własne pieniądze i nie mam najmniejszej ochoty, żeby ten zakazany ryj uśmiechał się do mnie obłudnie z m o j e j skrzynki! Pytam pana ministra od listonoszów: czy to jest jasne, że ja sobie tego nie życzę? Przecież to jest paranoja - codziennie kilkanaście gazet i ulotek wydawanych przez różne sklepy i mega-coś-tam, ulotki z upominkami reklamowymi, zawiadomienia, że wygrałem trzy miliardy, jeśli tylko wpłacę osiemnaście złotych, próbki materiałów pyłoszczelnych oraz zupy w proszku w siedemdziesięciu smakach - wszystko to codziennie sprzątam ze skrzynki. Czy listonosze doprawdy nie mają już w naszym kraju nic innego do roboty, tylko roznosić makulaturę? Listy już nie będą doręczane. Znalazłem druk w skrzynce następujący: "Informacja. Celem dalszego usprawnienia i przyśpieszenia obiegu przesyłek poleconych krajowych i zagranicznych, jak również ułatwienia adresatom odbioru tych przesyłek w razie nie zastania ich w domu, zamierza się w takim przypadku doręczyć przesyłkę poleconą przez włożenie jej do skrzynki (...)". Dalej następuje wyjaśnienie, jak to nam ciężko, gdy listonosz nas nie zastanie i musimy z zawiadomieniem o przesyłce poleconej iść do urzędu i "narażać się na niepotrzebną stratę czasu", gdy tymczasem listonosz wrzuci polecony list do skrzynki "wraz z inną korespondencją i czasopismami". Poczta zaznacza, że jeśli się na tę propozycję nie zgodzę, to polecone "przesyłki będą doręczane" do mojego domu według dotychczasowych zasad. Na pierwszy rzut oka wydaje się to uczciwe. Chcę łazić na pocztę, to sobie mogę łazić po staremu. A chcę mieć ułatwione i szybsze, to mogę mieć po nowemu. Ode mnie tylko zależy i nic nikomu do tego. Niestety - tu nie jest tak różowo, jak powiedziała ślina, wyciekając Murzynowi na brodę. Bo co to jest list polecony? To jest list, który kosztuje mnie znacznie więcej, ale gdy go nadaję, mam pewność, że mój list będzie doręczony adresatowi, a nie jego sąsiadowi, kochance albo komuś, kto włamie się do skrzynki. Ja płacę za tę pewność! Ale teraz może się okazać, że adresat dał się uwieść tej kretyńskiej ofercie, że będzie miał przyśpieszone i ułatwione. No i już, starczy. Teraz ja mogę wydać ciężkie pieniądze na list polecony i nie mam już żadnej pewności, że ten list doręczono. Panie Ministrze od Niedoręczania Listów! Ja wiem, że wy wszyscy odpowiedzialni urzędnicy kombinujecie, jakby się tu od wszelkiej odpowiedzialności uchylić, ale przecież bycie ministrem nie jest chyba u nas jeszcze obowiązkowe? Jaką pewność będzie miał minister sprawiedliwości, że wezwany do sądu świadek otrzymał wezwanie? Albo minister finansów, że podatnik dostał list zawiadamiający go o zaległości? Odpowiadam: żadnej. No to co z tego - odpowie Minister od Niedoręczania Listów - przecież to nie moje ministerstwo! I będzie miał rację! Nieoceniony jak zwykle pan Wiesław Walendziak wpadł bowiem na kolejny fajny pomysł, że jak minister jest z UW, to wszyscy inni w tym ministerstwie też będą musieli być z UW, bo wtedy nie będzie między nimi konfliktu. Dotychczas - jak wiadomo - koalicjanci mają w ministerstwach obsadę mieszaną. Jak minister z UW, to wice z AWS. Koty drą aż pirze lecą - tak podobno jest. I dlatego Walendziak postanowił przeciwdziałać. Ministerstwa nie będą współpracować, tylko będą się ścigać - które lepsze. A ja powiem tak: jeżeli najwyżsi w kraju urzędnicy administracji państwowej nie potrafią - dla dobra społeczeństwa - opanować swego egoizmu i kompleksu wyższości i nie mogą się porozumieć jeden z drugim w interesie nas wszystkich, to po co ich w ogóle trzymać na tych stanowiskach wymagających wiedzy, kompetencji, wzajemnego szacunku i umiejętności kompromisu? Co się dziwić szalikowej żulii, że trzeba ją rozdzielać po osobnych sektorach na stadionach, jeśli odpowiedzialni za całe społeczeństwo ministrowie kopią się pod stołem po kostkach i plują na siebie jak w piaskownicach. To oddać władzę opozycji i już! Unia Wolności sama do tego chyba doszła. Hasło przed- wyborcze o tym świadczy: "Nas wybierasz - od nas wymagasz! Unia Wolności". Panowie! Równie dobrze moglibyście napisać: "Wybierasz SLD - wymagasz od SLD! Unia Wolności".

Więcej możesz przeczytać w 41/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Autor: