Polacy, jadąc do Iraku, musieli brać poprawkę, że mogą paść ofiarą porwania. Mając w pamięci śmierć Waldemara Milewicza powinni tym bardziej dmuchać na zimne. Tymczasem wielu nie robi nic dla swojego bezpieczeństwa.
Korespondent PAP odwiedził budynek wynajmowany przez wrocławską Jedynkę dla swoich pracowników. "Dom, znajdujący się w willowej dzielnicy Bagdadu, na obrzeżach miasta, miał ochronę; był jednak dostępny dla każdego z ulicy. Nie było tam żadnych zasieków, czy żelaznych bram, które są częstym widokiem w domach zamieszkałych przez cudzoziemców w Bagdadzie" - napisał w relacji.
Milewicz zginął jadąc samochodem, na którym był wielki napis "press", mimo że koledzy przestrzegali go, że bandyci dosłownie polują na zachodnich dziennikarzy. Ale Polak nie jest mądry nawet po szkodzie, przykład dziennikarza TVP nie wystarczył. Na pewno słaba ochrona była jednym z powodów, dla którego porywaczy wybrali za cel pracowników z Wrocławia. Szefostwo firmy nie zrobiło wszystkiego, aby chronić własnych ludzi. Niestety, wygląda na to, że "oszczędności" na bezpieczeństwie nie są tylko pojedynczym przypadkiem Wrocławian.
Agaton Koziński