Środowa decyzja przybliża zakończenie skomplikowanej sprawy podatków Jukosu, choć wyrok, który umożliwia ministerstwu przejęcie niektórych aktywów koncernu po ewentualnym przegraniu sprawy przez Jukos, nie określa, w jaki sposób ministerstwo może dokonać egzekucji.
Sąd arbitrażowy powinien jeszcze ustalić dokładną sumę, którą Jukos ma zwrócić (różnica w szacunkach sądu pierwszej instancji i ministerstwa wynosi 400 tys. rubli), a następnie podać termin jej zwrotu.
Analitycy oceniali, że przegrana Jukosu i konieczność szybkiej spłaty należności przybliżą koncern Michaiła Chodorkowskiego do bankructwa lub zagrożą przejęciem go przez państwo.
Pierwszą możliwość wykluczył prezydent Rosji Władimir Putin, który w ubiegłym tygodniu zapowiadał, że władze nie dadzą Jukosowi zbankrutować. Druga wciąż istnieje, tym bardziej że sam Jukos proponuje uregulowanie należności za pomocą sprzedaży akcji i aktywów.
Koncern jest w kłopotach od ubiegłego roku, kiedy to aresztowano jego dwóch głównych akcjonariuszy - Płatona Lebiediewa i Michaiła Chodorkowskiego. Zarówno Chodorkowski, twórca potęgi Jukosu, jak i Lebiediew, jego prawa ręka, są oskarżeni o przestępstwa prywatyzacyjne i niepłacenie podatków. Grozi im kara do 10 lat więzienia.
Pierwsze zarzuty służb podatkowych pod adresem Jukosu pojawiły się pod koniec ub.r. Zdaniem wielu analityków sprawa Chodorkowskiego i Lebiediewa oraz kwestia niezapłaconych - zdaniem ministerstwa - podatków łączą się w jeden i ten sam inspirowany przez władze konflikt wokół Jukosu o podłożu politycznym. Obserwatorzy wskazują z jednej strony na wspieranie przez Chodorkowskiego antykremlowskiej opozycji, a z drugiej na bardzo dążenia państwa do odzyskania kontroli nad kluczowymi dziedzinami gospodarki.
Kreml odrzuca jednak taką wersję. Przedstawiciele władz twierdzą, że oskarżenia zarówno wobec koncernu, jak i jego akcjonariuszy mają wyłącznie kryminalny charakter.
em, pap