W niedzielnym finale Euro-2004, rozegranym na Estadio Da Luz (Stadion Światła) w Lizbonie, Grecja pokonała Portugalia 1:0. Bramkę strzelił w 57. minucie Angelos Charisteas.
"Grecy oglądali spotkanie na tarasach, balkonach, gdzie mieli wystawione telewizory. W dzień temperatura wynosiła około 37-38 stopni Celsjusza, w wieczorem 30 stopni. Chwilę po golu Charisteasa wybuchła wielka wrzawa. Kibice poubierani w biało- niebieskie barwy już wtedy byli pewni, że ich pupile zdobędą tytuł mistrzów Europy. Również sam strzelec bramki przyznał, że wiedział, iż nie oddadzą zwycięstwa do ostatniego gwizdka sędziego" - mówił pracownik polskiej ambasady w Atenach.
"W całym kraju obyło się bez żadnych ekscesów, Grecy potrafią się bawić. Słychać było wszędzie różnego rodzaju trąbki, klaksony. Panowała atmosfera wielkiego festynu. Na placu przed Urzędem Burmistrza w Atenach kibice kąpali się w fontannie. Tańcom i śpiewom nie było końca" - relacjonował Lewandowski.
Podkreślił, że ulice w poniedziałkowe przedpołudnie są puste. "Grecy co prawda nie mają dnia wolnego, ale jest cichutko, spokojnie. W poniedziałek nie ukazują się tu gazety, dopiero około godziny 18.00 pojawią się w sprzedaży popołudniówki. W wydaniach internetowych miejscowi dziennikarze nie mogą nachwalić się swojej reprezentacji: +Grecja królową Europy+, +Mamy cud+, +Spełniło się nasze marzenie+, +Greccy bohaterowie+, +Dziękujemy Wam+".
Twórcą sukcesu greckiego zespołu okrzyknięto niemieckiego trenera Otto Rehhagela. "Już wcześniej ogłoszono, że jeśli Rehhagel zgodzi się, otrzyma greckie obywatelstwo. Z tego co wiem, jego odpowiedź będzie raczej pozytywna. O nagrodach dla zawodników na razie nie wiadomo nic konkretnego. Samo zwycięstwo w finałach mistrzostw Europy to dla nich ogromna nobilitacja" - zakończył Lewandowski.
ss, pap