Problem przestępczości wśród młodzieży zaczyna się głęboko, tam, gdzie ani szkoła, ani policja nie mogą skutecznie działać - w rodzinach i to nie tylko "patologicznych"
Przeprowadzona w Warszawie akcja "Małolat" stała się sprawą głośną. Nie chcę się wdawać w kontrowersje, jakie wokół niej narosły - tę kwestię rozstrzygnął niezawisły sąd. Społeczne znaczenie tej akcji jest trudne do przecenienia. Faktem jest również, że w czasie funkcjonowania rozporządzenia wojewody warszawskiego o jedną trzecią zmniejszyła się w stolicy przestępczość wśród nieletnich. Liczby nie kłamią. Sondaże wykazały, iż ponad 80 proc. respondentów uważało akcję za pożyteczną. Cieszyła się poparciem dorosłych - wśród nich rodziców i policjantów. Niepojęte jest dla mnie jednak, że ludzie dorośli muszą się bronić przed bandytyzmem wśród młodzieży w taki sposób.
Na moim biurku codziennie pojawiają się raporty mówiące o tym, co się wydarzyło w kraju w ciągu ostatniej doby. Są to często dane niepokojące, zwłaszcza że wiele przestępstw popełnia w Polsce młodzież. Oto kilka danych: od stycznia do końca czerwca ponad 1400 przestępstw (handel narkotykami, bójki, działanie pod wpływem alkoholu, rozboje) - na ponad 8 tys. ogółem - popełnili nieletni lub ludzie bardzo młodzi. O tych najstraszniejszych słyszymy w radiu, telewizji, czytamy w gazetach. Jola Brzozowska, Wojtek Król, Tomek Jaworski - to tylko niektóre ofiary bandytyzmu. To tragiczne przykłady okrucieństwa i zdziczenia części młodzieży.
Często słyszę, że policja powinna "zrobić z tym wreszcie porządek". Odpowiadam wtedy - oczywiście, od tego jest policja. Wiem jednak, że policja wkracza wtedy, gdy jest już za późno na "zrobienie z tym czegoś". Gdy młody człowiek wszedł w konflikt z prawem, znaczy to, że wcześniej popełniono błąd. Przeraża mnie myśl, że z problemem narkotyków boryka się ok. 90 proc. szkół w dużych miastach. Szkoła, zamiast być źródłem pozytywnych wzorców postępowania, staje się miejscem groźnym dla młodego człowieka. O handlu narkotykami na terenie szkoły, zażywaniu bądź posiadaniu narkotyków przez uczniów (w świetle przepisów jest to także przestępstwo) rzadko informuje się policję. Ale jest i tak lepiej niż dawniej. Jeszcze trzy, cztery lata temu dyrektorzy szkół i nauczyciele udawali, że ich ten problem nie dotyczy. Gdy policjanci proponowali działania profilaktyczne i prewencyjne, słyszeli, że "nie ma zapotrzebowania, może gdzieś indziej, ale nie u nas". W tym roku w ciągu sześciu miesięcy profilaktycznej akcji "Dealer IV" policjanci odbyli 17 tys. spotkań z nauczycielami, rodzicami, wychowawcami. Było takie zapotrzebowanie. Można zapytać - dlaczego spotykano się z nauczycielami, rodzicami, a nie z młodzieżą? Dlatego, że chcemy, by były to działania skuteczne, a nie na pokaz. Spotkania policjanta z nastolatkami są może spektakularne, ale mało efektywne. To najbliższe otoczenie młodego człowieka ma wpływ na to, kim się on stanie w przyszłości.
Policja nie jest w stanie postawić przed każdą szkołą funkcjonariusza. I chyba nie o to chodzi. Policja nie zastąpi rodziny, podobnie jak nawet najlepszy psycholog nie zastąpi ojca. Bo problem przestępczości wśród młodzieży zaczyna się głęboko, tam, gdzie ani szkoła, ani policja nie mogą skutecznie działać - w rodzinach i to nie tylko "patologicznych". Gry komputerowe i telewizja nie zastąpią troski i opieki rodzicielskiej. Powtórzę: gdy w życie młodego człowieka wkracza policja, jest już za późno. Wszystkim musi zależeć na tym, by do takiego kontaktu nie musiało dochodzić. Policja radzi sobie sama, gdy przestępcę trzeba złapać. Akcje profilaktyczne nie mogą jednak przebiegać w próżni. Potrzebna jest współpraca rodziców, szkół, organizacji pozarządowych. Nie można dłużej uprawiać tej dziwnej spychologii - to szkoła powinna..., to rodzice powinni... Powinniśmy. Musimy. Ale wspólnie. W przeciwnym razie co roku będziemy się spotykać na kolejnych marszach milczenia - pod transparentami "Dość przemocy".
Trzeba wreszcie stworzyć sprawny system działań wyprzedzających. Młodzież musi czymś żyć, musi mieć perspektywy. To rola szkoły i rodziców. Policjanci z zespołów prewencji mogą wspierać radą. System pracy nad młodym człowiekiem, który złamał prawo, też pozostawia wiele do życzenia. Bo czyż młodego złodzieja może reedukować kurator-emeryt - a takich mamy większość - otrzymujący 10 zł za comiesięczną wizytę? Policja od dawna proponuje, aby kuratorami byli ludzie z kręgów związanych ze szkołą: psychologowie, specjaliści resocjalizacji. Mogliby oni na co dzień pracować ze swoimi podopiecznymi.
Głęboko wierzę, że wspólne działania państwa, policji, rodziców, szkoły i organizacji społecznych doprowadzą do tego, że sytuacja się zmieni. Że o zachowaniach młodzieży będziemy mówić ufnie i z szacunkiem, a pierwszy wrześniowy felieton w przyszłym roku nie będzie już taki ponury. Czego sobie i czytelnikom życzę.
Na moim biurku codziennie pojawiają się raporty mówiące o tym, co się wydarzyło w kraju w ciągu ostatniej doby. Są to często dane niepokojące, zwłaszcza że wiele przestępstw popełnia w Polsce młodzież. Oto kilka danych: od stycznia do końca czerwca ponad 1400 przestępstw (handel narkotykami, bójki, działanie pod wpływem alkoholu, rozboje) - na ponad 8 tys. ogółem - popełnili nieletni lub ludzie bardzo młodzi. O tych najstraszniejszych słyszymy w radiu, telewizji, czytamy w gazetach. Jola Brzozowska, Wojtek Król, Tomek Jaworski - to tylko niektóre ofiary bandytyzmu. To tragiczne przykłady okrucieństwa i zdziczenia części młodzieży.
Często słyszę, że policja powinna "zrobić z tym wreszcie porządek". Odpowiadam wtedy - oczywiście, od tego jest policja. Wiem jednak, że policja wkracza wtedy, gdy jest już za późno na "zrobienie z tym czegoś". Gdy młody człowiek wszedł w konflikt z prawem, znaczy to, że wcześniej popełniono błąd. Przeraża mnie myśl, że z problemem narkotyków boryka się ok. 90 proc. szkół w dużych miastach. Szkoła, zamiast być źródłem pozytywnych wzorców postępowania, staje się miejscem groźnym dla młodego człowieka. O handlu narkotykami na terenie szkoły, zażywaniu bądź posiadaniu narkotyków przez uczniów (w świetle przepisów jest to także przestępstwo) rzadko informuje się policję. Ale jest i tak lepiej niż dawniej. Jeszcze trzy, cztery lata temu dyrektorzy szkół i nauczyciele udawali, że ich ten problem nie dotyczy. Gdy policjanci proponowali działania profilaktyczne i prewencyjne, słyszeli, że "nie ma zapotrzebowania, może gdzieś indziej, ale nie u nas". W tym roku w ciągu sześciu miesięcy profilaktycznej akcji "Dealer IV" policjanci odbyli 17 tys. spotkań z nauczycielami, rodzicami, wychowawcami. Było takie zapotrzebowanie. Można zapytać - dlaczego spotykano się z nauczycielami, rodzicami, a nie z młodzieżą? Dlatego, że chcemy, by były to działania skuteczne, a nie na pokaz. Spotkania policjanta z nastolatkami są może spektakularne, ale mało efektywne. To najbliższe otoczenie młodego człowieka ma wpływ na to, kim się on stanie w przyszłości.
Policja nie jest w stanie postawić przed każdą szkołą funkcjonariusza. I chyba nie o to chodzi. Policja nie zastąpi rodziny, podobnie jak nawet najlepszy psycholog nie zastąpi ojca. Bo problem przestępczości wśród młodzieży zaczyna się głęboko, tam, gdzie ani szkoła, ani policja nie mogą skutecznie działać - w rodzinach i to nie tylko "patologicznych". Gry komputerowe i telewizja nie zastąpią troski i opieki rodzicielskiej. Powtórzę: gdy w życie młodego człowieka wkracza policja, jest już za późno. Wszystkim musi zależeć na tym, by do takiego kontaktu nie musiało dochodzić. Policja radzi sobie sama, gdy przestępcę trzeba złapać. Akcje profilaktyczne nie mogą jednak przebiegać w próżni. Potrzebna jest współpraca rodziców, szkół, organizacji pozarządowych. Nie można dłużej uprawiać tej dziwnej spychologii - to szkoła powinna..., to rodzice powinni... Powinniśmy. Musimy. Ale wspólnie. W przeciwnym razie co roku będziemy się spotykać na kolejnych marszach milczenia - pod transparentami "Dość przemocy".
Trzeba wreszcie stworzyć sprawny system działań wyprzedzających. Młodzież musi czymś żyć, musi mieć perspektywy. To rola szkoły i rodziców. Policjanci z zespołów prewencji mogą wspierać radą. System pracy nad młodym człowiekiem, który złamał prawo, też pozostawia wiele do życzenia. Bo czyż młodego złodzieja może reedukować kurator-emeryt - a takich mamy większość - otrzymujący 10 zł za comiesięczną wizytę? Policja od dawna proponuje, aby kuratorami byli ludzie z kręgów związanych ze szkołą: psychologowie, specjaliści resocjalizacji. Mogliby oni na co dzień pracować ze swoimi podopiecznymi.
Głęboko wierzę, że wspólne działania państwa, policji, rodziców, szkoły i organizacji społecznych doprowadzą do tego, że sytuacja się zmieni. Że o zachowaniach młodzieży będziemy mówić ufnie i z szacunkiem, a pierwszy wrześniowy felieton w przyszłym roku nie będzie już taki ponury. Czego sobie i czytelnikom życzę.
Więcej możesz przeczytać w 36/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.