"Dziś dowódca wielonarodowej dywizji gen. Andrzej Ekiert został poinformowany o tym fakcie" - powiedział rzecznik prasowy dowódcy Wielonarodowej Dywizji Centrum-Południe płk Artur Domański. "Wycofanie kontyngentu nie sprawi problemów w funkcjonowaniu dywizji" - podkreślił.
Pani Albert informowała w niedzielę, że decyzję o wcześniejszym wycofaniu z Iraku żołnierzy podjęto, by ocalić życie filipińskiemu kierowcy Angelowi de la Cruz. Jest on przetrzymywany przez irackich porywaczy, grożących jego zgładzeniem.
Porywacze z Armii Islamskiej w Iraku dali rządowi filipińskiemu czas do poniedziałku wieczór na wycofanie małego kontyngentu policjantów i żołnierzy miesiąc wcześniej niż to było zaplanowane, czyli do 20 lipca zamiast do 20 sierpnia.
Mimo decyzji Manili o odwołaniu kontyngentu z Iraku nadal nic nie wiadomo o losie porwanego 7 lipca de la Cruza. Decyzję filipińskiego rządu - wymuszoną przez opinię publiczną i masowe demonstracje w obronie porwanego - powszechnie przyjęto jako ugięcie się kraju pod presją terrorystów. M.in. taką ocenę w niedzielę przedstawił iracki minister spraw zagranicznych Hosziar Zebari. Jak powiedział, odwołanie kontyngentu filipińskiego "stwarza zły precedens".
"Szanujemy decyzję rządu filipińskiego, ale jest ona odpowiedzią na wymagania grupy terrorystycznej" - powiedział Zebari na wspólnej konferencji prasowej z zastępcą sekretarza stanu USA Richardem Armitage'em, którzy przebywa w Bagdadzie z 24-godzinną wizytą. Również Armitage wyraził ubolewanie z powodu decyzji władz filipińskich. "Bardzo ubolewamy z powodu decyzji rządu filipińskiego" - powiedział zastępca sekretarza stanu USA.
Po wycofaniu niebojowego filipińskiego kontyngentu z Iraku na miejscu pozostało - jak ocenia Associated Press - około czterech tysięcy filipińskich kontraktowych pracowników, zatrudnianych, podobnie jak porwany kierowca, zarówno w bazach koalicji, jak i przez działające w Iraku zagraniczne firmy. W krajach Bliskiego Wschodu pracuje w sumie co najmniej 1,4 miliona obywateli Filipin.
ss, pap