Kim jest Kazimierz Świtoń?
Pomarańczowy namiot - wyposażone w stolik i miednicę centrum logistyczno-sanitarne - stoi na żwirowisku przy obozie Auschwitz od 14 czerwca. Wtedy to Kazimierz Świtoń rozpoczął czterdziestodwudniową głodówkę "w obronie krzyża", stamtąd ogłosił, że pod murami obozu zbudowana zostanie "dolina krzyży". Akcją ustawiania krzyży dyryguje osobiście, tytułując się liderem Ruchu Ratowania Narodu Polskiego. On decyduje, kto może wejść na teren żwirowiska, kto - wjechać żukiem (przeważnie dowożącym nowe krzyże), wskazuje też miejsca, gdzie można ustawić nowe symbole.
- Wolne Związki Zawodowe założył w Katowicach wcześniej niż my w Gdańsku - wspomina Świtonia Jerzy Borowczak, przewodniczący zakładowej "Solidarności" w likwidowanej Stoczni Gdańskiej. - I rozwijał je zupełnie inaczej niż my. Stawialiśmy na organizację, wydawanie prasy, współpracę z innymi organizacjami niepodległościowymi. Świtoń był indywidualistą: realizował tylko to, co ze wspólnych ustaleń było po jego myśli.
- Pamiętam go jako człowieka upartego, nieugiętego, dzielnego i zdecydowanego. W tamtych czasach znakomicie się sprawdzał, ale to było 30 lat temu - dodaje Andrzej Ostoja-Owsiany, były działacz Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, później poseł na Sejm RP z ramienia KPN. - Jego siłą była umiejętność szybkiego zorganizowania ludzi w grupy, słabością to, że nie potrafił współdecydować i realizować wspólnych ustaleń - mówi Leszek Moczulski, przewodniczący KPN. Współpracownicy Świtonia z tamtych czasów przyznają, że "zawsze tryskał pomysłami na nową głodówkę". W życiu odbył ich chyba kilkadziesiąt. Protest był jego żywiołem. Do dziś podziwiają go za poczucie humoru, za to, że się nie bał. - Nauczył Ślązaków, żeby się w końcu przestali bać komuny - ocenia jego były współpracownik.
Mimo to został przez Ślązaków odrzucony. W budowanych od września 1980 r. strukturach "Solidarności" nie było dla niego miejsca. - Stało się z nim to, co później z Andrzejem Gwiazdą i Anną Walentynowicz. Duże organizacje odrzucają indywidualizm i skrajne postawy - ocenia Jerzy Borowczak. - Wściekał się i miotał, chwilami chciał nawet odchodzić od polityki i zakładać własny biznes. čle się czuł jako rezerwowy - wspomina były współpracownik. Kazimierz Świtoń założył biuro Natura Tours i wysłał na wakacje nad morze 50 rodzin. Skandal wybuchł, gdy okazało się, że właściciel nadmorskiego pensjonatu w ogóle nie otrzymał od Natura Tours pieniędzy. Później Kazimierz Świtoń zajął się produkcją tzw. suszu kosmetycznego dla firmy Bioferm. Przedsięwzięcie okazało się sprytnym oszustwem: właściciele uciekli z Polski, wywożąc 8 mln dolarów wyłudzonych od 20 tys. ludzi. Kazimierz Świtoń był jednym z oszukanych, stanął więc na czele stowarzyszenia obrony "nabitych w serek".
Nawet wtedy nie zrezygnował z polityki, ubiegał się o stanowisko prezydenta RP, był posłem z listy Ruchu Autonomii Śląska. Jako poseł nie zrobił wiele, wsławił się jedynie tym, że z trybuny parlamentu oskarżył prezydenta Lecha Wałęsę o współpracę z SB. - W czasach naszej współpracy nie zdradzał fobii antysemickich - mówi Leszek Moczulski. - Pierwszą ze swych licznych publicznych głodówek odbył w towarzystwie działaczy KOR, których przecież o antysemityzm w żaden sposób posądzić nie można. Bardzo się zdziwiłem, gdy w 1995 r. opublikował listę "Żydów działających na szkodę Polski". Zdziwiło mnie to, że posłużył się antysemicką retoryką. Od 1995 r. retoryka ta zdominowała wszelkie działania Świtonia. Za podburzanie do nienawiści między narodami odpowiadał przed sądem w Katowicach. - Tu chodzi nie tylko o ośmiometrowy krzyż, ale także o sprawę dominacji nad narodem polskim, o zniszczenie narodu - tłumaczy swoje postępowanie Kazimierz Świtoń. - Będziemy bronić naszych symboli, bo nawet hierarchia kościelna nie chce tego robić.
- Wolne Związki Zawodowe założył w Katowicach wcześniej niż my w Gdańsku - wspomina Świtonia Jerzy Borowczak, przewodniczący zakładowej "Solidarności" w likwidowanej Stoczni Gdańskiej. - I rozwijał je zupełnie inaczej niż my. Stawialiśmy na organizację, wydawanie prasy, współpracę z innymi organizacjami niepodległościowymi. Świtoń był indywidualistą: realizował tylko to, co ze wspólnych ustaleń było po jego myśli.
- Pamiętam go jako człowieka upartego, nieugiętego, dzielnego i zdecydowanego. W tamtych czasach znakomicie się sprawdzał, ale to było 30 lat temu - dodaje Andrzej Ostoja-Owsiany, były działacz Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, później poseł na Sejm RP z ramienia KPN. - Jego siłą była umiejętność szybkiego zorganizowania ludzi w grupy, słabością to, że nie potrafił współdecydować i realizować wspólnych ustaleń - mówi Leszek Moczulski, przewodniczący KPN. Współpracownicy Świtonia z tamtych czasów przyznają, że "zawsze tryskał pomysłami na nową głodówkę". W życiu odbył ich chyba kilkadziesiąt. Protest był jego żywiołem. Do dziś podziwiają go za poczucie humoru, za to, że się nie bał. - Nauczył Ślązaków, żeby się w końcu przestali bać komuny - ocenia jego były współpracownik.
Mimo to został przez Ślązaków odrzucony. W budowanych od września 1980 r. strukturach "Solidarności" nie było dla niego miejsca. - Stało się z nim to, co później z Andrzejem Gwiazdą i Anną Walentynowicz. Duże organizacje odrzucają indywidualizm i skrajne postawy - ocenia Jerzy Borowczak. - Wściekał się i miotał, chwilami chciał nawet odchodzić od polityki i zakładać własny biznes. čle się czuł jako rezerwowy - wspomina były współpracownik. Kazimierz Świtoń założył biuro Natura Tours i wysłał na wakacje nad morze 50 rodzin. Skandal wybuchł, gdy okazało się, że właściciel nadmorskiego pensjonatu w ogóle nie otrzymał od Natura Tours pieniędzy. Później Kazimierz Świtoń zajął się produkcją tzw. suszu kosmetycznego dla firmy Bioferm. Przedsięwzięcie okazało się sprytnym oszustwem: właściciele uciekli z Polski, wywożąc 8 mln dolarów wyłudzonych od 20 tys. ludzi. Kazimierz Świtoń był jednym z oszukanych, stanął więc na czele stowarzyszenia obrony "nabitych w serek".
Nawet wtedy nie zrezygnował z polityki, ubiegał się o stanowisko prezydenta RP, był posłem z listy Ruchu Autonomii Śląska. Jako poseł nie zrobił wiele, wsławił się jedynie tym, że z trybuny parlamentu oskarżył prezydenta Lecha Wałęsę o współpracę z SB. - W czasach naszej współpracy nie zdradzał fobii antysemickich - mówi Leszek Moczulski. - Pierwszą ze swych licznych publicznych głodówek odbył w towarzystwie działaczy KOR, których przecież o antysemityzm w żaden sposób posądzić nie można. Bardzo się zdziwiłem, gdy w 1995 r. opublikował listę "Żydów działających na szkodę Polski". Zdziwiło mnie to, że posłużył się antysemicką retoryką. Od 1995 r. retoryka ta zdominowała wszelkie działania Świtonia. Za podburzanie do nienawiści między narodami odpowiadał przed sądem w Katowicach. - Tu chodzi nie tylko o ośmiometrowy krzyż, ale także o sprawę dominacji nad narodem polskim, o zniszczenie narodu - tłumaczy swoje postępowanie Kazimierz Świtoń. - Będziemy bronić naszych symboli, bo nawet hierarchia kościelna nie chce tego robić.
Więcej możesz przeczytać w 34/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.