Nie ulega wątpliwości, że fanatyczni separatyści z "prawdziwej" IRA, którzy zdetonowali bombę w Omagh, mieli tylko jeden cel: powstrzymać północnoirlandzki proces pokojowy. Nawet za cenę największej od początku konfliktu rzezi.
Z punktu widzenia strategii walki o zjednoczoną Irlandię zamach wydaje się bezsensowny: zginęło 28 przypadkowych ludzi, zarówno katolików, jak i protestantów. Wśród ofiar były kobiety w ciąży i małe dzieci.
Z punktu widzenia strategii walki o zjednoczoną Irlandię zamach wydaje się bezsensowny: zginęło 28 przypadkowych ludzi, zarówno katolików, jak i protestantów. Wśród ofiar były kobiety w ciąży i małe dzieci.
Nie ulega wątpliwości, że fanatyczni separatyści z "prawdziwej" IRA, którzy zdetonowali bombę w Omagh, mieli tylko jeden cel: powstrzymać północnoirlandzki proces pokojowy. Nawet za cenę największej od początku konfliktu rzezi.
Z punktu widzenia strategii walki o zjednoczoną Irlandię zamach wydaje się bezsensowny: zginęło 28 przypadkowych ludzi, zarówno katolików, jak i protestantów. Wśród ofiar były kobiety w ciąży i małe dzieci. Teraz chodzi już tylko o jedno - o sprowokowanie stojących "z bronią u nogi" protestanckich ultrasów. Wystarczy jeszcze kilka zamachów i zapoczątkowany w Wielki Piątek proces pokojowy stanie się wielką iluzją, a wrześniowe posiedzenie wybranego z trudem lokalnego parlamentu będzie można uznać za pustą formalność. Z drugiej strony - może to właśnie krwawy wyczyn kilku fanatyków skonsoliduje społeczeństwo, które najwyraźniej ma dosyć 30 lat zamachów, strachu, zasieków i patroli.
Nadzieję budzi solidarny sprzeciw wszystkich Irlandczyków; po raz pierwszy przyłączyli się do niego także członkowie kierownictwa IRA i Sinn Fein z Gerrym Adamsem na czele. Czy zdołają powstrzymać swoich niedawnych towarzyszy? Podobno ludzie z IRA już śledzą poczynania "wściekłych" odszczepieńców. Po każdej wojnie pozostaje garstka tych, którzy nie potrafią pogodzić się z końcem swojej roli, nie umieją rozstać się z mitem bojownika o słuszną sprawę i żyć zwykłym życiem. Nie pojmują już różnicy między walką a zbrodnią. Czy garstka frustratów zdoła zepchnąć Irlandię w nową noc terroryzmu?
Z punktu widzenia strategii walki o zjednoczoną Irlandię zamach wydaje się bezsensowny: zginęło 28 przypadkowych ludzi, zarówno katolików, jak i protestantów. Wśród ofiar były kobiety w ciąży i małe dzieci. Teraz chodzi już tylko o jedno - o sprowokowanie stojących "z bronią u nogi" protestanckich ultrasów. Wystarczy jeszcze kilka zamachów i zapoczątkowany w Wielki Piątek proces pokojowy stanie się wielką iluzją, a wrześniowe posiedzenie wybranego z trudem lokalnego parlamentu będzie można uznać za pustą formalność. Z drugiej strony - może to właśnie krwawy wyczyn kilku fanatyków skonsoliduje społeczeństwo, które najwyraźniej ma dosyć 30 lat zamachów, strachu, zasieków i patroli.
Nadzieję budzi solidarny sprzeciw wszystkich Irlandczyków; po raz pierwszy przyłączyli się do niego także członkowie kierownictwa IRA i Sinn Fein z Gerrym Adamsem na czele. Czy zdołają powstrzymać swoich niedawnych towarzyszy? Podobno ludzie z IRA już śledzą poczynania "wściekłych" odszczepieńców. Po każdej wojnie pozostaje garstka tych, którzy nie potrafią pogodzić się z końcem swojej roli, nie umieją rozstać się z mitem bojownika o słuszną sprawę i żyć zwykłym życiem. Nie pojmują już różnicy między walką a zbrodnią. Czy garstka frustratów zdoła zepchnąć Irlandię w nową noc terroryzmu?
Więcej możesz przeczytać w 34/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.