2 x 2 = 5?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Polemika
Mój ulubiony profesor ekonomii Wacław Wilczyński napisał we "Wprost" coś, od czego włos mi się zjeżył. Chodzi o tekst o konieczności podwyżki ceny benzyny. Amicus Plato, sed magis amica veritas. Przystępuję więc do prostowania błędów Pana Profesora.

1. Przede wszystkim fakty. Profesor napisał, że w Polsce na drogach ginie - w liczbach bezwzględnych - mniej więcej tyle samo osób, ile w USA. W rzeczywistości w naszym kraju ginie rocznie niecałe 7000 osób, a w Stanach Zjednoczonych np. w 1995 r. śmiertelnych wypadków na drogach było 41 789. Pomyłka o cały rząd wielkości. Polska przy tym jest w USA wymieniana jako kraj o niskiej liczbie wypadków (mimo fatalnych "maluchów").

2. Liczby są jednak bez znaczenia. Znacznie ważniejsze jest co innego. Prawdą jest, że w przeliczeniu na mieszkańca lub samochód ginie w USA mniej osób, ale benzyna jest tam tańsza. Używanie więc przykładu USA jako argumentu za podniesieniem ceny benzyny, bo wtedy będzie mniej wypadków, jest kompletnie bez sensu. Jeśli istnieje korelacja, to odwrotna. Logicznie biorąc, na tej podstawie Pan Profesor powinien był się domagać obniżki ceny benzyny.

3. W rzeczywistości korelacji nie ma. Trudno się dziwić, bo prof. Wilczyński popadł w sprzeczność, twierdząc, że podwyżka ceny nie skłoni Polaków do rzadszego korzystania z samochodu. Dlaczego więc po podwyżce miałoby być mniej wypadków?

4. W ogóle argument, że trzeba podnieść cenę benzyny, bo ludzie się zabijają, jest ni pri cziom. Równie dobrze można by nawoływać do podniesienia ceny noży, bo ludzie zabijają się też nożami. Może wprowadzić podatek od postawionej na parapecie doniczki? A jaka wysoka jest śmiertelność wśród astronautów!

5. Nie można też pisać, że należy podwyższyć cenę benzyny po to, by znalazły się pieniądze na drogi. Już teraz "w cenie" benzyny państwo pobiera podatek siedmiokrotnie przewyższający wszystkie wydatki na drogi.

6. Tym samym mój ulubiony Profesor stanął po prostu w równym szeregu ze zwolennikami podwyższania podatków.

7. Kolejnym argumentem była konieczność dostosowania się do standardów Unii Europejskiej. W UE ma obowiązywać wolna konkurencja. Byłoby więc dobrze, by i państwa konkurowały między sobą (m.in. wysokością podatków), a nie ustalały za swoje usługi taką samą cenę monopolistyczną. Czyż nie?

8. Skoro Polak kupuje mało oszczędny samochód lub...

9. ...jeździ agresywnie - "gaz-hamulec", "gaz-hamulec" - to państwo ma z tego dodatkowy dochód. Z tego zresztą powodu w Szwecji wprowadzono obowiązek jazdy ze światłami nawet przy jaskrawo świecącym słońcu; samochód (według niemieckich badań) zużywa wtedy 0,6 litra paliwa więcej na 100 km, co daje biurokratom ze Sztokholmu parę dodatkowych öre z podatków.
Wszystkie badania wykazują, że zmniejszenie szybkości na drogach powoduje wzrost liczby wypadków. Przypuszczalnie z następujących powodów: po pierwsze - szybsza jazda to szybsze dotarcie do celu; najwięcej wypadków popełniają zmęczeni kierowcy, np. po dziewięciu godzinach jazdy; gdyby dojechali po sześciu godzinach, nie byłoby wypadku. Po drugie - szybsza jazda to możliwość zatrudnienia mniejszej liczby kierowców; wyrzuca się wtedy najgorszych - 10 proc. najgorszych kierowców powoduje 45 proc. wypadków. Po trzecie - to samo dotyczy samochodów: jeżdżąc szybciej, zamiast siedmiu ciężarówek mogę użyć sześciu, a najgorszego trupa wycofać.

10. The last but the most horrible: prof. Wilczyński napisał, że wskutek tego, że u nas benzyna jest tańsza, dopłacamy np. do Niemców, którzy do nas przyjeżdżają i ją kupują. To już kompletne nieporozumienie. Przecież gdyby podatek wliczony
w cenę benzyny wynosił choćby tylko 1 proc. (a nie 
63 proc.), to i tak każdy zakupiony przez cudzoziemca litr przynosiłby skarbowi państwa dochód. Oprócz tego - dodatkowy zarobek rafineriom, pompiarzom, tym, co rozwożą benzynę itd., itp.
Gdybyśmy na przykład obniżyli cenę benzyny do 70 groszy (czyli podatek wynosiłby ok. 12 groszy za litr, a nie ok. 1 zł) i przyjeżdżałoby do Polski dziennie 5 mln niemieckich samochodów, by wywieźć w bakach po 50 litrów paliwa, to dzienny dochód z tego tylko tytułu sięgnąłby 30 mln zł, co rocznie dałoby nam ok. 10 mld zł. Plus dodatkowe zarobki dziesiątek tysięcy ludzi. Plus to, że jak przyjadą już do Polski, by kupić pięć razy tańszą benzynę, to kupią przy okazji inne towary - o 10 proc. tańsze niż w Niemczech.
Ponieważ prof. Wilczyński zawsze wykazywał trzeźwe, antypodatkowe stanowisko, artykuł ten przypisać mogę wyłącznie upałom albo temu, że akurat jakieś auto przejechało Panu Profesorowi ulubionego psa, dwa koty i trzy siostrzenice, więc był wściekły. Lub czemuś podobnemu.

Więcej możesz przeczytać w 33/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.