"Dwudzieste stulecie to starcie dwóch koncepcji dochodzenia do zamożności: pierwszej - opartej na wykorzystaniu odwiecznego dążenia jednostki do poprawy swego losu, i drugiej, w której o możliwościach i warunkach pomnażania majątku obywateli decyduje opiekuńcze i wszechobecne państwo" - napisał na łamach tygodnika "Wprost" (nr 33) w artykule "Wolność, równość, bogactwo" prof. Jan Winiecki.
Poniżej drukujemy poświęcony temu samemu tematowi artykuł filozofa, prof. Bronisława Łagowskiego z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Ideałem solidarności społecznej nie można usprawiedliwić tak wysokiego opodatkowania pracy i przedsiębiorczości na rzecz grup nieproduktywnych, z jakim mamy do czynienia w Polsce. Prof. Mieczysław Kabaj napisał parę lat temu, że "liczba osób nie tworzących dochodu narodowego, ale uczestniczących w jego podziale zbliżyła się do 12 mln, a na 100 pracujących przypadają 82 osoby bierne zawodowo", co jest fenomenem nie znanym dotychczas w Europie. Zatrważa też proporcja świadczeń socjalnych do wynagrodzeń. Obecnie wskaźniki te są jeszcze gorsze. Oznacza to więc, że system socjalistyczny być może wcale nie upadł, lecz przebrał się w inny garnitur. "Przyspieszony proces budowy państwa socjalnego rozpoczął się w 1990 r." - zauważa cytowany już prof. Kabaj. Okazuje się, niestety, że ustrój wielopartyjny, z charakterystycznym dla niego współzawodnictwem o głosy wyborców, potrafi lepiej służyć tej tendencji niż monopartyjna dyktatura.
Tajemnicą poliszynela jest to, że system świadczeń socjalnych uległ korupcji w stopniu nie mającym odpowiednika w żadnej innej dziedzinie. Bardzo często zasiłki i renty są wypłacane na podstawie oszukańczych danych. Pojawia się coraz więcej odmian państwowej filantropii płatnej z kieszeni podatnika. Z kondycją państwa socjalnego związany jest przywilej dogmatycznie założonej niewinności. Wolno poddawać krytyce i metodycznemu zawstydzaniu polityków, intelektualistów, księży, a przede wszystkim biznesmenów, nigdy jednak i pod żadnym pozorem niczego nie wolno wymagać od tych, którzy z tytułu rzeczywistego lub umownego ubóstwa biorą pieniądze wypracowane przez innych. W pluralistycznym społeczeństwie wszystkie grupy interesów obserwują się nawzajem z większym lub mniejszym krytycyzmem, wytykając sobie wady i nadużycia. Jest to szczególny system narodowej pedagogii, samodoskonalenia się społeczeństwa. Z tego mechanizmu wyłączeni są biorcy wszelkiego rodzaju pomocy społecznej, ubodzy lub uchodzący za takich. Nie wolno ich krytykować, a urojony charyzmat ubóstwa stawia się ponad tymi, którzy im pomagają.
Irving Kristal, znakomity amerykański myśliciel polityczny, napisał kiedyś, że pomysł, aby ubogim pomagać, nie stawiając im żadnych wymagań moralnych, jest zasadniczo bezbożny. Powoływał się na Legendę o Wielkim Inkwizytorze z "Braci Karamazow" Dostojewskiego, gdzie obietnica, że ubodzy tego świata będą nakarmieni bez pytania ich o zasługi, jest złożona przez Antychrysta. Myśl Kristala jest w gruncie rzeczy zdroworozsądkowa: ludzie nie znający poczucia obowiązku, niehonorowi, nie poczuwający się do lojalności ani solidarności ze swoimi dobroczyńcami - jakie mają prawo do dóbr wypracowanych przez innych?
Słyszymy z wielu stron, że państwo socjalne przeżywa kryzys, słabnie wiara w jego przyszłość, ale biorąc rzeczy od strony empirycznej, widzimy, że ono nadal imponująco trwa, i nie widać dla niego alternatywy. Do tej pory nieźle współistniało z liberalną demokracją, ale trudno nie zauważyć, że liberalna demokracja jest strukturą słabszą od państwa socjalnego.
Radykalni liberałowie mówią między sobą, że zapanował nowy rodzaj niewolnictwa, noszący niewinną nazwę redystrybucyjnej funkcji państwa. Czym jest niewolnictwo, jeśli nie zmuszaniem jednych, by pracowali dla korzyści drugich? Tym razem - podkreślają liberałowie - bogatsi są bezustannie zajęci pracą, zaś czas wolny, od początku świata przywilej panów, przysługuje dziś tylko ubogim.
Ideałem solidarności społecznej nie można usprawiedliwić tak wysokiego opodatkowania pracy i przedsiębiorczości na rzecz grup nieproduktywnych, z jakim mamy do czynienia w Polsce. Prof. Mieczysław Kabaj napisał parę lat temu, że "liczba osób nie tworzących dochodu narodowego, ale uczestniczących w jego podziale zbliżyła się do 12 mln, a na 100 pracujących przypadają 82 osoby bierne zawodowo", co jest fenomenem nie znanym dotychczas w Europie. Zatrważa też proporcja świadczeń socjalnych do wynagrodzeń. Obecnie wskaźniki te są jeszcze gorsze. Oznacza to więc, że system socjalistyczny być może wcale nie upadł, lecz przebrał się w inny garnitur. "Przyspieszony proces budowy państwa socjalnego rozpoczął się w 1990 r." - zauważa cytowany już prof. Kabaj. Okazuje się, niestety, że ustrój wielopartyjny, z charakterystycznym dla niego współzawodnictwem o głosy wyborców, potrafi lepiej służyć tej tendencji niż monopartyjna dyktatura.
Tajemnicą poliszynela jest to, że system świadczeń socjalnych uległ korupcji w stopniu nie mającym odpowiednika w żadnej innej dziedzinie. Bardzo często zasiłki i renty są wypłacane na podstawie oszukańczych danych. Pojawia się coraz więcej odmian państwowej filantropii płatnej z kieszeni podatnika. Z kondycją państwa socjalnego związany jest przywilej dogmatycznie założonej niewinności. Wolno poddawać krytyce i metodycznemu zawstydzaniu polityków, intelektualistów, księży, a przede wszystkim biznesmenów, nigdy jednak i pod żadnym pozorem niczego nie wolno wymagać od tych, którzy z tytułu rzeczywistego lub umownego ubóstwa biorą pieniądze wypracowane przez innych. W pluralistycznym społeczeństwie wszystkie grupy interesów obserwują się nawzajem z większym lub mniejszym krytycyzmem, wytykając sobie wady i nadużycia. Jest to szczególny system narodowej pedagogii, samodoskonalenia się społeczeństwa. Z tego mechanizmu wyłączeni są biorcy wszelkiego rodzaju pomocy społecznej, ubodzy lub uchodzący za takich. Nie wolno ich krytykować, a urojony charyzmat ubóstwa stawia się ponad tymi, którzy im pomagają.
Irving Kristal, znakomity amerykański myśliciel polityczny, napisał kiedyś, że pomysł, aby ubogim pomagać, nie stawiając im żadnych wymagań moralnych, jest zasadniczo bezbożny. Powoływał się na Legendę o Wielkim Inkwizytorze z "Braci Karamazow" Dostojewskiego, gdzie obietnica, że ubodzy tego świata będą nakarmieni bez pytania ich o zasługi, jest złożona przez Antychrysta. Myśl Kristala jest w gruncie rzeczy zdroworozsądkowa: ludzie nie znający poczucia obowiązku, niehonorowi, nie poczuwający się do lojalności ani solidarności ze swoimi dobroczyńcami - jakie mają prawo do dóbr wypracowanych przez innych?
Słyszymy z wielu stron, że państwo socjalne przeżywa kryzys, słabnie wiara w jego przyszłość, ale biorąc rzeczy od strony empirycznej, widzimy, że ono nadal imponująco trwa, i nie widać dla niego alternatywy. Do tej pory nieźle współistniało z liberalną demokracją, ale trudno nie zauważyć, że liberalna demokracja jest strukturą słabszą od państwa socjalnego.
Radykalni liberałowie mówią między sobą, że zapanował nowy rodzaj niewolnictwa, noszący niewinną nazwę redystrybucyjnej funkcji państwa. Czym jest niewolnictwo, jeśli nie zmuszaniem jednych, by pracowali dla korzyści drugich? Tym razem - podkreślają liberałowie - bogatsi są bezustannie zajęci pracą, zaś czas wolny, od początku świata przywilej panów, przysługuje dziś tylko ubogim.
Więcej możesz przeczytać w 35/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.