Muktada al-Sadr zaapelował w środę do swych zwolenników, by kontynuowali walkę także wtedy, gdyby on sam zginął lub został pojmany.
Wiceprezydent Iraku Ibrahim al-Dżafari wezwał kierowane przez USA siły koalicji do opuszczenia Nadżafu - podała w środę rano katarska stacja telewizyjna Al-Dżazira.
"Wzywam wielonarodowe siły, by opuściły Nadżaf i by na miejscu pozostały jedynie siły irackie. Irakijczycy mogą sami zarządzać Nadżafem i położyć kres temu nieszczęściu, jakim jest fala przemocy w tym świętym dla wszystkich muzułmanów mieście" - powiedział Dżafari, przywódca szyickiej partii Zew Islamu.
Wiceprezydent już w sobotę, w dwa dni po wybuchu walk w Nadżafie, krytykował postępowanie dowództwa USA jako "nieusprawiedliwione". "Myślę, że zabijanie obywateli irackich nie jest cywilizowaną drogą do zbudowania nowego Iraku" - powiedział w wywiadzie dla BBC.
W środę Dżafari powiedział, że tymczasowy rząd Iraku powinien zadbać, aby "mosty polityczne", umożliwiające mu kontakt z al- Sadrem i jego zwolennikami, "pozostały otwarte". Dodał jednak, że jeśli al-Sadr odrzuci apele o zgodę i będzie kontynuował walkę, rząd powinien użyć środków "nadzwyczajnych".
Osiem osób zatrzymanych, 25 karabinów i tysiąc sztuk amunicji skonfiskowanych to efekt wspólnej akcji Polaków, Amerykanów i irackich policjantów, którą przeprowadzono w środę rano w okolicy Karbali.
Jak poinformował rzecznik Wielonarodowej Dywizji Centrum-Południe ppłk Artur Domański, akcję przeprowadzono, by zapobiec kolejnym atakom terrorystycznym i zapewnić bezpieczeństwo w rejonie odpowiedzialności dowodzonej przez Polaków dywizji. Rzecznik nie ujawnił szczegółów operacji.
W brytyjskich nalotach, a także starciach ulicznych w mieście Amara na południu Iraku zginęło w nocy z wtorku na środę dwudziestu Irakijczyków, a około 50 zostało rannych. Brytyjczycy atakowali pozycje Armii Mahdiego.
W środę rano resort zdrowia w Bagdadzie podał, że w ciągu ostatnich 24 godzin w walkach w miastach irackich - bez Nadżafu - zginęło co najmniej 30 osób a 219 zostało rannych. Rzecznik irackiego ministerstwa zdrowia wymieniał tu przede wszystkim właśnie Amarę, gdzie miało zginąć 15 osób, a 78 zostało rannych.
Prezydent Iranu Mohammed Chatami odrzucił w środę oskarżenia o ingerencję Teheranu w walki w południowym Iraku - podała niemiecka agencja dpa.
Twierdzenia, jakoby Iran dostarczał broń powstańcom szyickim, są bezpodstawne - pokreślił.
Chatami zdystansował się też od doniesień, według których 15 tys. Irańczyków zadeklarowało gotowość popełnienia samobójczych zamachów w świętych miastach szyitów Nadżafie i Karbali. "Inicjatywa" ta nie ma żadnego związku z rządem w Teheranie - powiedział Chatami po środowym posiedzeniu gabinetu.
Zaznaczył, że Teheran nie ma też nic wspólnego z walkami w Nadżafie. W tym kontekście Chatami skrytykował "ataki" amerykańskich żołnierzy na święte miejsca w Nadżafie. Walki obejmują tam również cmentarz, dla szyitów w całym świecie najświętsze miejsce spoczynku.
ss, pap