Nepotyzm, czyli zatrudnianie bądź premiowanie krewnych i znajomych przez ponad 30 proc. polskich urzędników, nie jest traktowany jako zło - wynika z badań przeprowadzonych w ramach Programu Przeciw Korupcji fundacji Batorego. Badani powołują się przy tym na prywatne firmy, gdzie często pracują krewni właściciela. To porównanie bez sensu, ponieważ - po pierwsze - urzędy nie są prywatną własnością. Po drugie, administracja państwowa służy do obsługi społeczeństwa, a nie dbania o interesy krewnych. Po trzecie, pokrewieństwo nie sprzyja obiektywnej ocenie pracownika i wreszcie - po czwarte - nepotyzm łamie obowiązującą w urzędach zasadę zatrudniania najlepszego kandydata.
Pajęczyna nepotyzmu
- Awans jednej lub dwóch ważnych osób wybranych spośród krewnych powoduje, że wianuszek ludzi im bliskich jest ściągany na stanowiska pokrewne. Ci z kolei ściągają następnych swoich bliskich i znajomych. I tak struktury formalne, czyli głównie administracja, wypełniane sieciami powiązań nieformalnych, rozrastają się do niespotykanych rozmiarów - mówi prof. Andrzej Sadowski, dyrektor Instytutu Socjologii na Uniwersytecie w Białymstoku. Jego zdaniem, jedną z przyczyn powszechności nepotyzmu jest dominująca u nas wiejska mentalność, wedle której, trzeba się opierać przede wszystkim na krewnych. Prof. Lena Kolarska-Bobińska, prezes Instytutu Spraw Publicznych, zauważa, że układy rodzinne i towarzyskie charakterystyczne dla starego reżimu zaczynają być obecnie postrzegane jako jeden z mechanizmów awansu ekonomicznego i społecznego. Zdaniem profesora Andrzeja Zybertowicza, socjologa z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, w III RP ustabilizowała się antyrozwojowa sieć pasożytniczych układów interesów i powiązań, często zbudowanych na nepotyzmie. Za ich istnienie płaci całe społeczeństwo, bo obywatele zniechęcają się do publicznej aktywności. Są przekonani, że nepotyzm jest wieczny, więc nawet nie warto z nim walczyć. Jak zauważa prof. Jerzy Regulski, twórca pierwszej po 1989 r. reformy samorządowej, nepotyzm niszczy pozytywny wizerunek samorządu.
Nepotyzm powszedni
Do Fundacji Batorego rocznie wpływa kilkaset informacji o nepotyzmie na różnych szczeblach administracji. W puławskim ratuszu na 129 zatrudnionych tam i w kilku podległych samorządowi jednostkach osób około 30 łączy bliskie pokrewieństwo.
Syn Stefanii Szymańskiej, członka zarządu Pabianic, został zatrudniony w Miejskim Ośrodku Sportu i Rekreacji, instytucji podległej miastu. Grażyna Łosiewicz, dyrektorka gimnazjum w Rejowcu, jako konserwatora zatrudniła syna. W nowotarskim urzędzie powiatowym starosta Jan Hamerski zatrudnił siostrę. W Zakopanem starosta Andrzej Makowski-Gąsienica powierzył prowadzenie Biura Promocji zięciowi. W toruńskim MPO pracuje córka prezesa Ludwika Jurzysty i zięć.
Burmistrz Sochaczewa Bogumił Czubacki zamieszcza urzędowe ogłoszenia w gazecie żony. Traci na tym wydawana przez urząd własna gazeta.
Żony zaufania
Nepotyzm nie omija policji. Generał Andrzej Gorgiel, komendant wojewódzki policji w Szczecinie, kandydat na nowego zastępcę komendanta głównego, zatrudnił swoją żonę (z zawodu pielęgniarkę) w wydziale ochrony informacji niejawnych. Żona generała została tam zatrudniona, mimo że nie miała niezbędnego do podjęcia tej pracy tzw. certyfikatu bezpieczeństwa.
Członkowie rodzin wysokich urzędników państwowych często otrzymują posady w spółkach skarbu państwa bądź rządowych agendach. Małgorzata Siemiątkowska, z zawodu dentystka - żona posła SLD, a do niedawna szefa Agencji Wywiadu Zbigniewa Siemiątkowskiego - dostała na przykład pracę w spółce zależnej Orlenu. Brat premiera Marka Belki - Zbigniew - został doradcą wiceprezesa Orlenu. Za rządów AWS członkiem rady nadzorczej Orlenu została Kalina Grześkowiak-Gracz, córka ówczesnej marszałek Senatu Alicji Grześkowiak. Prowadziła też ona biuro poselskie swojej matki i pracowała jako specjalista w kancelarii Senatu.
Violetta Krasnowska, Tomasz Krzyżak
Pełny tekst ukaże się w najnowszym numerze tygodnika "Wprost". W sprzedaży od poniedziałku, 23 sierpnia.