Chilijska transformacja staje się wzorem dla Rosji
Jeszcze jako premier Władimir Putin zszokował liberalną opinię rosyjską wystąpieniem podczas konferencji Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Zwracając się do zebranych na sali oficerów służb specjalnych, powiedział: "W imieniu oddelegowanych do pracy w rządzie członków firmy pragnę zameldować, że wszystkie zamierzenia realizujemy zgodnie z planem". To miał być żart, nie wszyscy jednak potraktowali te słowa w ten sposób.
"Piterskaja komanda"
Od początku Putin był postrzegany przez liberalną prasę jako człowiek FSB (dawniej KGB), otaczający się ludźmi z "firmy". Zgodnie z krążącym po Moskwie dowcipem, aby szybko zrobić w Rosji karierę, trzeba być czekistą z Petersburga. Na potwierdzenie podaje się przykład Nikołaja Patruszewa, szefa służby bezpieczeństwa, spełniającego oba warunki, który uchodzi za najbliższego współpracownika Putina.
Człowiekiem Putina jest niewątpliwie szef Rady Bezpieczeństwa Siergiej Iwanow. Prezydent uczył się z nim jeszcze na Uniwersytecie Leningradzkim. Później pracowali w wywiadzie i KGB. Putin wielokrotnie mówił, że Rosja wymaga, aby "ludzie w pagonach" włożyli garnitury i pomogli reformować państwo. Nie były to puste słowa. Kiedy podzielił kraj na siedem okręgów, na czele pięciu pojawili się "ludzie w pagonach". Najbliższy Putinowi jest były szef FSB w Petersburgu, obecny gubernator okręgu północno-zachodniego Wiktor Czerkizow. To on wprowadza do rosyjskiej polityki operacyjny język służb specjalnych. Takie wyrażenia, jak "źródło informacji", "obiekt został rozpracowany", weszły do słownictwa urzędowego. Mianowanie generałów na stanowiska gubernatorów federalnych pokazuje jasno, że właśnie im prezydent powierzył reformę struktur władzy oraz że chce ją podporządkować Moskwie. Temu ma służyć również likwidacja Rady Federacji, izby wyższej parlamentu.
Sprawująca władzę w Rosji załoga Kremla to nie tylko dawni towarzysze służby - są wśród nich też znajomi prezydenta z czasów, gdy pracował na uniwersytecie i w merostwie Petersburga, oraz ci, którzy zostali w spadku po Borysie Jelcynie (zarówno nieliczni członkowie dawnej "rodziny", jak i urzędnicy, jak choćby premier Michaił Kasjanow). Kiedy Putin został p.o. prezydentem, wszystkie rosyjskie gazety pisały o mającej wkrótce nadejść "lawinie fachowców" z rodzinnego miasta szefa rządu. Nic takiego się jednak nie stało. Na najwyższych szczeblach władzy tylko około dwudziestu osób to jego koledzy z Petersburga. Właśnie ta grupa jest najbardziej skonsolidowana, jednoznaczna programowo i jeżeli liczyć wpływy miarą dostępu do głowy państwa, to właśnie drużyna z Petersburga, czyli "piterskaja komanda", ma je w Rosji największe.
Podatek liniowy Germana Griefa
Kluczową postacią w tej grupie jest minister rozwoju i handlu German Grief. Świat usłyszał o nim, kiedy jego przyjaciel Władimir Putin został premierem. Grief stanął na czele Centrum Studiów Strategicznych - trustu mózgów, którego zadaniem jest wypracowanie programu ekonomicznego i politycznego dla władzy. Ogłoszono go pod nazwą "Strategiczny rozwój Rosji". Od tego czasu German Grief stał się dla zwolenników symbolem rosyjskich przemian liberalnych, a dla przeciwników - kolejnym uosobieniem "wyprzedaży ojczyzny". Wprowadzony trzynastoprocentowy podatek liniowy to jego pomysł. Następny naprawdę rewolucyjny projekt (swobodny obrót ziemią) czeka na realizację.
"Strategiczny rozwój Rosji" jest wprowadzany w życie, jednak wciąż nie jest to oficjalny program rządu. Premier Kasjanow w rozmowach z komunistami twierdzi, że jest to "jedna z propozycji". Kiedy udziela wywiadów zagranicznym dziennikarzom, wskazuje na program Griefa jako źródło sukcesów rządu.
Prof. Dymitrij Sorokin o programie Griefa wyraża się pozytywnie: "Wprowadzenie wolnego obrotu ziemią może zmienić sytuację w kraju. Będzie to największa rewolucja od obalenia komunizmu. Rażą mnie jednak niektóre pomysły naszego ministra". Rzeczywiście niektóre wypowiedzi Griefa nie bardzo przystają do wizerunku głównego liberała Rosji. W jednym z wywiadów zapowiedział wprowadzenie kary śmierci dla osób unikających płacenia podatków. Pod wpływem krytyki prasy szybko się z tego pomysłu wycofał.
Ekonomiczne idee Griefa realizują jego koledzy z Petersburga: pierwszy wicepremier i minister finansów Aleksiej Kudrin, wicepremier Ilia Klebanow i minister łączności Leonid Reiman. Wyraźny wpływ ideowy na tę grupę ma Anatolij Czubajs, również wywodzący się z Petersburga. Według prof. Sorokina, są oni zwolennikami wolności ekonomicznej. Nie musi to jednak oznaczać dążenia do demokracji. Rosyjskie media wielokrotnie pisały, że wzorem dla nich jest chilijski model gospodarki.
Moskiewski dyrygent Michaił Kasjanow
Wbrew teorii o "desancie znad Newy" do "piterskoj komandy" nie należy premier Michaił Kasjanow, nadzorujący prace liberałów. Pochodzi z biednego przedmieścia Moskwy, Sołncewa. Każdemu Rosjaninowi dzielnica ta kojarzy się z przestępczością i... Kasjanowem, który przy każdej okazji odwiedza stare strony w otoczeniu kamer. Premier całe życie przepracował w Ministerstwie Finansów. Podobno dzięki protekcji awansował od referenta do ministra. Na Zachodzie zasłynął jako negocjator redukcji rosyjskiego długu, ale media informowały także o jego mniej chlubnej działalności. Podobno z racji tego, że od każdej zatwierdzanej przez ministerstwo transakcji pobierał dwa procent prowizji, podwładni nadali mu przydomek Misza Dwa Procent. Putinowi spodobał się jako sprawny organizator. Pierwszy z wicepremierów pełnił obowiązki premiera na długo przed oficjalnym mianowaniem. Kasjanow na pewno jest zdeklarowanym liberałem i to zbliża go do grupy petersburskiej. Jest jednak mniej dogmatyczny i otwarty na dyskusję z każdym - od komunistów do demokratów.
Za dobrego organizatora
- w odróżnieniu od Kasjanowa bez własnych poglądów - uchodzi też Aleksander Wołoszyn, szef administracji prezydenta. To jeden z niewielu fachowców odziedziczonych po Borysie Jelcynie. Putin dekretem zapewnił nietykalność osobistą pierwszego prezydenta i jego rodziny, ale dawne otoczenie Jelcyna nie ma wpływu na los kraju. Trudno uwierzyć, że siedząca samotnie na obchodach 70-lecia gazety "Komsomolskaja Prawda" Tatiana Diaczenko kiedyś wpływała na decyzje Jelcyna. Poważne kłopoty ma Borys Bieriezowski. Prokuratura ujawnia jego kolejne afery łapówkarskie. I choć ostatnio Bieriezowski oskarża władze o dążenia totalitarne, wygląda na to, że prędzej czy później opuści Rosję.
"Dzisiaj jest o wiele łatwiej wskazać, kto rządzi Rosją, niż za czasów Jelcyna - uważa politolog Aleksiej Muchin. - Realną władzę ma prezydent Putin, nikt nie ma co do tego wątpliwości". Kilka miesięcy pokazało, że nowy gospodarz Kremla umie i chce korzystać z ogromnych kompetencji, jakie prezydentowi daje konstytucja. Nic nie wskazuje na to, aby na jego politykę mogli wpływać oligarchowie czy jakakolwiek grupa interesu. Historia zatargu z Bieriezowskim (głównym sponsorem kampanii wyborczej Putina) pokazuje, że nawet osoby, którym prezydent zawdzięcza stanowisko, nie mogą się czuć bezkarne.
Władimir Pinochet
W Rosji zachodzą dwa procesy: centralizacja władzy i liberalizacja gospodarki. Prodemokratyczni analitycy twierdzą, że wizja państwa realizowana przez Putina i jego współpracowników to dyktatura na wzór Chile rządzonego przez Pinocheta. Jako dowody podają pozbawienie kompetencji demokratycznie wybranych gubernatorów, walkę z wolną prasą i grupą Władimira Gusinskiego Media Most, udział we władzy ludzi ze służb specjalnych, narzucających swoje metody działania. "Swobody, które uzyskaliśmy w latach 90.: wolność słowa, organizowania się, wreszcie wyzbycie się strachu, nieodwracalnie traciliśmy" - uważa dyrektor rozgłośni Echo Moskwy Aleksiej Wieniediktow. Innego zdania jest Jewgienij Fiodorow z czaso-pisma "Wiek": "Czy odsunięcie od władzy oligarchów, ukrócenie samowoli lokalnych baronów to niebezpieczeństwo? Spójrzmy prawdzie w oczy - system wprowadzony za Borysa Jelcyna to kryminalno-korupcyjna anarchia, a nie żadna demokracja".
"Piterskaja komanda"
Od początku Putin był postrzegany przez liberalną prasę jako człowiek FSB (dawniej KGB), otaczający się ludźmi z "firmy". Zgodnie z krążącym po Moskwie dowcipem, aby szybko zrobić w Rosji karierę, trzeba być czekistą z Petersburga. Na potwierdzenie podaje się przykład Nikołaja Patruszewa, szefa służby bezpieczeństwa, spełniającego oba warunki, który uchodzi za najbliższego współpracownika Putina.
Człowiekiem Putina jest niewątpliwie szef Rady Bezpieczeństwa Siergiej Iwanow. Prezydent uczył się z nim jeszcze na Uniwersytecie Leningradzkim. Później pracowali w wywiadzie i KGB. Putin wielokrotnie mówił, że Rosja wymaga, aby "ludzie w pagonach" włożyli garnitury i pomogli reformować państwo. Nie były to puste słowa. Kiedy podzielił kraj na siedem okręgów, na czele pięciu pojawili się "ludzie w pagonach". Najbliższy Putinowi jest były szef FSB w Petersburgu, obecny gubernator okręgu północno-zachodniego Wiktor Czerkizow. To on wprowadza do rosyjskiej polityki operacyjny język służb specjalnych. Takie wyrażenia, jak "źródło informacji", "obiekt został rozpracowany", weszły do słownictwa urzędowego. Mianowanie generałów na stanowiska gubernatorów federalnych pokazuje jasno, że właśnie im prezydent powierzył reformę struktur władzy oraz że chce ją podporządkować Moskwie. Temu ma służyć również likwidacja Rady Federacji, izby wyższej parlamentu.
Sprawująca władzę w Rosji załoga Kremla to nie tylko dawni towarzysze służby - są wśród nich też znajomi prezydenta z czasów, gdy pracował na uniwersytecie i w merostwie Petersburga, oraz ci, którzy zostali w spadku po Borysie Jelcynie (zarówno nieliczni członkowie dawnej "rodziny", jak i urzędnicy, jak choćby premier Michaił Kasjanow). Kiedy Putin został p.o. prezydentem, wszystkie rosyjskie gazety pisały o mającej wkrótce nadejść "lawinie fachowców" z rodzinnego miasta szefa rządu. Nic takiego się jednak nie stało. Na najwyższych szczeblach władzy tylko około dwudziestu osób to jego koledzy z Petersburga. Właśnie ta grupa jest najbardziej skonsolidowana, jednoznaczna programowo i jeżeli liczyć wpływy miarą dostępu do głowy państwa, to właśnie drużyna z Petersburga, czyli "piterskaja komanda", ma je w Rosji największe.
Podatek liniowy Germana Griefa
Kluczową postacią w tej grupie jest minister rozwoju i handlu German Grief. Świat usłyszał o nim, kiedy jego przyjaciel Władimir Putin został premierem. Grief stanął na czele Centrum Studiów Strategicznych - trustu mózgów, którego zadaniem jest wypracowanie programu ekonomicznego i politycznego dla władzy. Ogłoszono go pod nazwą "Strategiczny rozwój Rosji". Od tego czasu German Grief stał się dla zwolenników symbolem rosyjskich przemian liberalnych, a dla przeciwników - kolejnym uosobieniem "wyprzedaży ojczyzny". Wprowadzony trzynastoprocentowy podatek liniowy to jego pomysł. Następny naprawdę rewolucyjny projekt (swobodny obrót ziemią) czeka na realizację.
"Strategiczny rozwój Rosji" jest wprowadzany w życie, jednak wciąż nie jest to oficjalny program rządu. Premier Kasjanow w rozmowach z komunistami twierdzi, że jest to "jedna z propozycji". Kiedy udziela wywiadów zagranicznym dziennikarzom, wskazuje na program Griefa jako źródło sukcesów rządu.
Prof. Dymitrij Sorokin o programie Griefa wyraża się pozytywnie: "Wprowadzenie wolnego obrotu ziemią może zmienić sytuację w kraju. Będzie to największa rewolucja od obalenia komunizmu. Rażą mnie jednak niektóre pomysły naszego ministra". Rzeczywiście niektóre wypowiedzi Griefa nie bardzo przystają do wizerunku głównego liberała Rosji. W jednym z wywiadów zapowiedział wprowadzenie kary śmierci dla osób unikających płacenia podatków. Pod wpływem krytyki prasy szybko się z tego pomysłu wycofał.
Ekonomiczne idee Griefa realizują jego koledzy z Petersburga: pierwszy wicepremier i minister finansów Aleksiej Kudrin, wicepremier Ilia Klebanow i minister łączności Leonid Reiman. Wyraźny wpływ ideowy na tę grupę ma Anatolij Czubajs, również wywodzący się z Petersburga. Według prof. Sorokina, są oni zwolennikami wolności ekonomicznej. Nie musi to jednak oznaczać dążenia do demokracji. Rosyjskie media wielokrotnie pisały, że wzorem dla nich jest chilijski model gospodarki.
Moskiewski dyrygent Michaił Kasjanow
Wbrew teorii o "desancie znad Newy" do "piterskoj komandy" nie należy premier Michaił Kasjanow, nadzorujący prace liberałów. Pochodzi z biednego przedmieścia Moskwy, Sołncewa. Każdemu Rosjaninowi dzielnica ta kojarzy się z przestępczością i... Kasjanowem, który przy każdej okazji odwiedza stare strony w otoczeniu kamer. Premier całe życie przepracował w Ministerstwie Finansów. Podobno dzięki protekcji awansował od referenta do ministra. Na Zachodzie zasłynął jako negocjator redukcji rosyjskiego długu, ale media informowały także o jego mniej chlubnej działalności. Podobno z racji tego, że od każdej zatwierdzanej przez ministerstwo transakcji pobierał dwa procent prowizji, podwładni nadali mu przydomek Misza Dwa Procent. Putinowi spodobał się jako sprawny organizator. Pierwszy z wicepremierów pełnił obowiązki premiera na długo przed oficjalnym mianowaniem. Kasjanow na pewno jest zdeklarowanym liberałem i to zbliża go do grupy petersburskiej. Jest jednak mniej dogmatyczny i otwarty na dyskusję z każdym - od komunistów do demokratów.
Za dobrego organizatora
- w odróżnieniu od Kasjanowa bez własnych poglądów - uchodzi też Aleksander Wołoszyn, szef administracji prezydenta. To jeden z niewielu fachowców odziedziczonych po Borysie Jelcynie. Putin dekretem zapewnił nietykalność osobistą pierwszego prezydenta i jego rodziny, ale dawne otoczenie Jelcyna nie ma wpływu na los kraju. Trudno uwierzyć, że siedząca samotnie na obchodach 70-lecia gazety "Komsomolskaja Prawda" Tatiana Diaczenko kiedyś wpływała na decyzje Jelcyna. Poważne kłopoty ma Borys Bieriezowski. Prokuratura ujawnia jego kolejne afery łapówkarskie. I choć ostatnio Bieriezowski oskarża władze o dążenia totalitarne, wygląda na to, że prędzej czy później opuści Rosję.
"Dzisiaj jest o wiele łatwiej wskazać, kto rządzi Rosją, niż za czasów Jelcyna - uważa politolog Aleksiej Muchin. - Realną władzę ma prezydent Putin, nikt nie ma co do tego wątpliwości". Kilka miesięcy pokazało, że nowy gospodarz Kremla umie i chce korzystać z ogromnych kompetencji, jakie prezydentowi daje konstytucja. Nic nie wskazuje na to, aby na jego politykę mogli wpływać oligarchowie czy jakakolwiek grupa interesu. Historia zatargu z Bieriezowskim (głównym sponsorem kampanii wyborczej Putina) pokazuje, że nawet osoby, którym prezydent zawdzięcza stanowisko, nie mogą się czuć bezkarne.
Władimir Pinochet
W Rosji zachodzą dwa procesy: centralizacja władzy i liberalizacja gospodarki. Prodemokratyczni analitycy twierdzą, że wizja państwa realizowana przez Putina i jego współpracowników to dyktatura na wzór Chile rządzonego przez Pinocheta. Jako dowody podają pozbawienie kompetencji demokratycznie wybranych gubernatorów, walkę z wolną prasą i grupą Władimira Gusinskiego Media Most, udział we władzy ludzi ze służb specjalnych, narzucających swoje metody działania. "Swobody, które uzyskaliśmy w latach 90.: wolność słowa, organizowania się, wreszcie wyzbycie się strachu, nieodwracalnie traciliśmy" - uważa dyrektor rozgłośni Echo Moskwy Aleksiej Wieniediktow. Innego zdania jest Jewgienij Fiodorow z czaso-pisma "Wiek": "Czy odsunięcie od władzy oligarchów, ukrócenie samowoli lokalnych baronów to niebezpieczeństwo? Spójrzmy prawdzie w oczy - system wprowadzony za Borysa Jelcyna to kryminalno-korupcyjna anarchia, a nie żadna demokracja".
Więcej możesz przeczytać w 35/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.