73-letni ajatollah przybył do Basry na południu Iraku z Londynu, gdzie przez ponad dwa tygodnie przebywał na leczeniu. W czwartek zamierza pojechać do Nadżafu, gdzie mieszka od wielu lat.
"Wzywamy wszystkich wiernych, aby podążyli z nami do Nadżafu - powtórzył swoje wezwanie Sistani w oświadczeniu, które w Basrze odczytał jego rzecznik, Hajder al-Safi. - Przybyłem w obronie Nadżafu i pozostanę w Nadżafie aż do zakończenia kryzysu". Do marszu na Nadżaf, by "ocalić płonące miasto" Sistani za pośrednictwem swego rzecznika wezwała też na kilka godzin przed powrotem z Londynu, gdzie przebywał na leczeniu. Wzywając do marszu na Nadżaf, Umiarkowany Sistani, który jednak jest opowiada się za wycofaniem z Iraku amerykańskich wojsk, próbuje umocnić swe wpływy kosztem Muktady, który występuje przed masami szyickiej biedoty jako przywódca antyamerykańskiego oporu.
Współpracownicy Sistaniego zakomunikowali, że ajatollah wyruszy do Nadżafu razem ze swymi zwolennikami w czwartek o siódmej rano (dziewiątej czasu polskiego). Wezwali przy tym wojska amerykańskie otaczające meczet Alego, by się stamtąd wycofały.
Rzecznik przywódcy nadżafskiej rebelii Muktady al-Sadra, Mahmud al-Sundani, natychmiast replikował, że marsz na Nadżaf jest ideą Sadra i że to właśnie on wzywał wiernych w całym kraju, by przybyli bronić meczetu-mauzoleum imama Alego. Wezwanie obu szyitów przyczyniły się jednak jak dotąd tylko do powiększenia liczby ofiar; policja iracka otworzyła ogień do szyitów maszerujących w stronę Nadżafu, zabijając dwie osoby.
W samym Nadżafie siły amerykańsko-irackie zajmowały rano w środę stanowiska w odległości około 20 metrów od świątyni. Od rana wszystkie wejścia do nadżafskiego meczetu znajdowały się pod ogniem sił amerykańsko-irackich, otaczających sanktuarium. Wystrzelony z amerykańskiego samolotu pocisk rakietowy spadł w odległości kilku metrów od meczetu, wstrząsając budynkiem.
Bojowcy Armii Mahdiego zamknęli w środę w samo południe miejscowego czasu (o godzinie 10.00 naszego czasu) wszystkie bramy meczetu-mauzoleum.
Od rana w Nadżafie słychać było nieprzerwanie odgłosy walk; nad miastem krążą śmigłowce i samoloty. Amerykańscy snajperzy zajmują stanowiska w domach położonych naprzeciwko świątyni i przylegającego do niej cmentarza muzułmańskiego (największego w Iraku), strzelając do sadrystów, pojawiających się w polu rażenia.
Dowództwo amerykańskie przyznało - pisze agencja Reutera - iż celem obecnej operacji jest izolowanie bojowców Sadra i osaczenie ich w jednym punkcie. "Usiłujemy wytyczyć pole walki, izolować ich w jednym miejscu i dopiero wówczas zaatakujemy" - powiedział jeden z dowódców wojsk USA płk Michael Throckmortan.
ss, pap