Z Holandii będziemy sprowadzać rosyjski gaz
Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo (PGNiG), firma odpowiedzialna za zaopatrzenie kraju w gaz ziemny, zamierza podpisać kontrakt z holenderską Gasunie na dostawy, które mają nam zapewnić niezależność od Rosji. Efekt będzie dokładnie odwrotny. "Kontrakt ten byłby zagrożeniem dla bezpieczeństwa energetycznego Polski" - napisał niedawno do premiera Jerzego Buzka minister Jerzy Kropiwnicki, szef Rządowego Centrum Studiów Strategicznych. PGNiG podpisało w 1996 r. umowę na dostawę gazu z rosyjskim Gazpromem (14 mld m sześc. rocznie), w znacznym stopniu uzależniającą Polskę od dostaw z Rosji. Umowa z Holendrami miałaby - według zarządu PGNiG - doprowadzić do dywersyfikacji źródeł zaopatrzenia. Gasunie ma sprzedawać PGNiG 2 mld m sześc. gazu rocznie. Tyle że gaz ten pochodzi z Rosji i dotrze do Holandii gazociągiem Jamał-Europa Zachodnia, przebiegającym przez Polskę. W dodatku zapłacimy za niego o 30 proc. więcej niż płacimy Gazpromowi.
List intencyjny w sprawie kontraktu na dostawy gazu PGNiG i Gasunie podpisały 13 lutego 1997 r., a 6 lutego tego roku przedłużono jego ważność. "Istnieją uzasadnione obawy, że zawarcie tego kontraktu podważyłoby ekonomiczny sens sprowadzenia do Polski gazu z innego niż Rosja kierunku, pozostawiając polski rynek gazu ziemnego pod wyłączną kontrolą rosyjskiego Gazpromu" - ostrzega premiera minister Kropiwnicki i prosi o niepodpisywanie umowy.
Pozornie umowa z Gasunie oznacza dywersyfikację dostaw. PGNiG podpisze ją bowiem z dostawcą zachodnioeuropejskim. Problemem jest to, że nasze gazociągi nie są połączone z systemem Gasunie, lecz z gazociągami w dużej mierze kontrolowanymi przez Gazprom - Midalem, Jagalem, Stegalem. To do nich ma być podłączony gazociąg tranzytowy Jamał-Europa Zachodnia. Gaz w nich płynie ze wschodu na zachód. Jednym rurociągiem nie można przesyłać gazu w dwóch kierunkach jednocześnie - z Rosji na zachód i z Holandii do Polski. Negocjatorzy PGNiG i Gasunie ustalili więc, że transakcja między tymi firmami odbędzie się na zasadzie swap, czyli wymiany.
Gasunie podpisała już z Gazpromem kontrakt na zakup 4 mld m sześc. gazu przesyłanego gazociągiem jamalskim. Rosjanie zgodzili się, by Gasunie reeksportowała gaz do odbiorców trzecich ? w tym wypadku do Polski. Skoro tak, dlaczego PGNiG, podpisując w 1996 r. kontrakt z Gazpromem na dostawy 14 mld m sześc. gazu, a więc ponad trzykrotnie większej ilości niż kupili Holendrzy, nie wynegocjowało prawa do reeksportu, na którym można zarobić aż 30 proc.? PGNiG zachwala zalety systemu swap, stosowanego również w krajach Europy Zachodniej. Przyznaje jednak, że w rzeczywistości wszędzie w tym systemie odbierany jest gaz rosyjski. System swap pozwala m.in. na lepsze wykorzystanie zdolności przesyłowych gazociągów oraz obniża koszty niepotrzebnego niekiedy transportu gazu. Nigdzie nie jest to jednak podstawowy sposób dywersyfikacji dostaw. Bezpieczeństwo dostaw gazu zapewnia się przede wszystkim poprzez inwestowanie w budowę połączeń między systemami gazociągów, gwarantującymi techniczną możliwość dostaw z różnych kierunków. Na Zachodzie buduje się przede wszystkim terminale LNG, czyli porty, w których można odbierać gaz ziemny w postaci płynnej. W drugiej kolejności inwestuje się w podziemne magazyny gazu.
Zarówno Holendrzy, którzy mogą zrobić świetny interes sprzedając nam rosyjski gaz o 30 proc. drożej niż Gazprom, jak i PGNiG uważają, że kontrakt może w poważnym stopniu wpłynąć na zróżnicowanie dostawców gazu oraz poprawę bezpieczeństwa energetycznego naszego kraju. Twierdzą, że w razie całkowitego zatrzymania dostaw gazociągiem tranzytowym (z różnych przyczyn: awarii, sabotażu, akcji terrorystycznych na terenach b. ZSRR, politycznego zamętu na Białorusi) holenderski gaz poprawiłby sytuację.
Choć obecnie - mimo kryzysu politycznego i gospodarczego w Rosji - dostawy realizowane są bez zakłóceń, nie można wykluczyć przerwania zaopatrzenia z powodów politycznych. Przecież jeszcze kilkanaście dni temu przedstawiciele najwyższych władz Rosji ostrzegali, że interwencja NATO w Jugosławii oznaczać będzie "powrót do zimnej wojny" i "spowoduje trudne do przewidzenia konsekwencje dla bezpieczeństwa europejskiego". Od ryzyka załamania się dostaw z Rosji mogłoby nas ubezpieczyć połączenie krajowego systemu gazociągowego z zachodnioeuropejską siecią niezależną od Gazpromu. Jednak rozmowy z Norweskim Komitetem Negocjacyjnym wciąż znajdują się we wstępnej fazie. Tymczasem co najmniej od 1995 r. wiadomo, że nie dalej niż 100 km od granicy polsko-niemieckiej, w Bernau, kończy się nitka gazociągu Netra, połączonego z morskim terminalem w Etzel, do którego podłączone są największe gazociągi z pól norweskich. Gazociąg ten ma wolne moce przepustowe, a gaz płynie tym systemem bezpośrednio z Morza Północnego.
Koszt budowy stukilometrowego odcinka gazociągu od Bernau do Szczecina wyniósłby kilkadziesiąt mln dolarów, co w porównaniu z 350 mln USD, jakie strona polska wyłoży na budowę jamalskiego gazociągu tranzytowego, wydaje się niewielką sumą. Zarząd PGNiG wybrał jednak inny wariant sprowadzenia gazu ziemnego z Norwegii. Postanowił, że lepszym rozwiązaniem będzie budowa gazociągu podmorskiego - bezpośrednio z pól norweskich do Polski. Ze względu na ogromne koszty przedsięwzięcia (ok. 2,4 mld USD) projekt nie wydaje się realny. Warto dodać, że Norwegowie, wiedząc, iż PGNiG zakontraktowało już bardzo duże ilości gazu od Rosjan oraz planuje zakup 2 mld m sześc. od Gasunie, domagają się, by polski rząd zagwarantował, że kontrahent na pewno odbierze dodatkowy gaz. Rząd mógłby się znaleźć w trudnej sytuacji, ponieważ przygotowane przez PGNiG prognozy zużycia gazu w Polsce - zdaniem wielu fachowców - są wyraźnie zawyżone. Niektórzy eksperci przewidują, że zużycie gazu w 2010 r. będzie o co najmniej 7 mld m sześc. niższe od zakładanego przez PGNiG.
JANUSZ ZGÓRZYŃSKI dyrektor biura public relations PGNiG
PGNiG jest w trakcie negocjacji kontraktów, które zapewnią Polsce dywersyfikację dostaw gazu. Już podpisaliśmy kontrakt z Niemcami na dostawy 400 mln metrów sześciennych rocznie. Nie jest to może oszałamiająca ilość, ale odbiór tego gazu nie będzie wymagał poważnych nakładów inwestycyjnych. Do końca roku powinniśmy doprowadzić do podpisania kontraktu z Norwegami. Nie rozstrzygnięto jeszcze kwestii, czy ten gaz byłby dostarczany drogą naziemną, czy też jego dostawy wymagałyby wybudowania podmorskiego gazociągu, którym gaz płynąłby do Polski bezpośrednio z pól norweskich. Kontrakt z Norwegami opiewałby najprawdopodobniej na dostawy w wysokości 4,5-5 mld metrów sześciennych gazu rocznie. Wkrótce podpiszemy też kontrakt na dostawy ok. 2 mld metrów sześciennych gazu rocznie z Holandii. Gaz kupimy od Holendrów - na zasadzie swap, ale w rzeczywistości będzie to mógł być gaz rosyjski. Zasada swap jest wykorzystywana w wielu krajach Europy. Na przykład Czesi podpisali kontrakt na dostawy gazu z Norwegami, a w praktyce - na mocy tego kontraktu - odbierają gaz z biegnącego przez ich kraj rosyjskiego gazociągu zaopatrującego Austrię. Musimy się kierować nie tylko bezpieczeństwem dostaw, ale i ekonomią, dlatego nie możemy pozwolić sobie na taką dywersyfikację jak w bogatych krajach Europy Zachodniej. Rosyjski gaz jest najtańszy, a obecnie nie ma żadnych przesłanek uzasadniających obawy o pewność dostaw z Rosji. Rosjanie ponieśli już ogromne nakłady na budowę gazociągu do Europy Zachodniej, a sprzedaż gazu jest dla ich gospodarki sprawą kluczową. Ostatnio nie tylko zdementowali pogłoski o problemach z budową tego gazociągu, ale nawet przedstawili plany budowy nowych gazociągów do Chin i Japonii.
Gdyby jednak doszło do zawarcia kontraktu z Gasunie, wówczas negocjacje z Norwegami stałyby się praktycznie bezcelowe. Łącznie dostawy gazu z importu (14 mld m sześc. rocznie na mocy kontraktu z Gazpromem oraz 2 mld m sześc. od Gasunie) oraz z wydobycia krajowego (ok. 5 mld m sześc. rocznie) wyniosłyby 21 mld metrów sześciennych rocznie, co pokrywa się z dolną granicą zapotrzebowania według prognoz PGNiG. Zgodnie z prognozami ekspertów nie związanych z PGNiG, łączne dostawy w wysokości 21 mld m sześc. przekraczają o 3 mld m sześc. górną granicę zapotrzebowania. Według ich szacunków, w 2010 r. zużyjemy 15-20 mld m sześc. gazu. PGNiG twierdzi, że 22-27 mld m sześc.
Politykę prowadzoną przez PGNiG krytykuje prof. Włodzimierz Bojarski z Instytutu Podstawowych Problemów Techniki PAN, autor wielu analiz dotyczących problemów gazownictwa w Polsce. "Porozumienia międzyrządowe i kontrakty na wielki import gazu z Rosji do Polski oraz decyzje dotyczące budowy gazociągu tranzytowego opierały się na nieprofesjonalnych przewidywaniach. (...) Różnica 7 mld metrów sześciennych w rocznym zużyciu gazu stanowi tak dużą wielkość, że jej ujawnienie musi prowadzić do zasadniczej zmiany porozumień z Rosją oraz do przebudowy strategii systemowej" - napisał prof. Bojarski w jednej ze swoich analiz.
"W tej sytuacji budowanie kosztownych sieci gazociągowych łączących krajowy system przesyłowy z systemami zachodnioeuropejskimi, niezależnymi od Gazpromu, pozbawione byłoby ekonomicznego uzasadnienia i w praktyce okazałoby się niewykonalne" - podkreśla minister Jerzy Kropiwnicki w liście do premiera.
List intencyjny w sprawie kontraktu na dostawy gazu PGNiG i Gasunie podpisały 13 lutego 1997 r., a 6 lutego tego roku przedłużono jego ważność. "Istnieją uzasadnione obawy, że zawarcie tego kontraktu podważyłoby ekonomiczny sens sprowadzenia do Polski gazu z innego niż Rosja kierunku, pozostawiając polski rynek gazu ziemnego pod wyłączną kontrolą rosyjskiego Gazpromu" - ostrzega premiera minister Kropiwnicki i prosi o niepodpisywanie umowy.
Pozornie umowa z Gasunie oznacza dywersyfikację dostaw. PGNiG podpisze ją bowiem z dostawcą zachodnioeuropejskim. Problemem jest to, że nasze gazociągi nie są połączone z systemem Gasunie, lecz z gazociągami w dużej mierze kontrolowanymi przez Gazprom - Midalem, Jagalem, Stegalem. To do nich ma być podłączony gazociąg tranzytowy Jamał-Europa Zachodnia. Gaz w nich płynie ze wschodu na zachód. Jednym rurociągiem nie można przesyłać gazu w dwóch kierunkach jednocześnie - z Rosji na zachód i z Holandii do Polski. Negocjatorzy PGNiG i Gasunie ustalili więc, że transakcja między tymi firmami odbędzie się na zasadzie swap, czyli wymiany.
Gasunie podpisała już z Gazpromem kontrakt na zakup 4 mld m sześc. gazu przesyłanego gazociągiem jamalskim. Rosjanie zgodzili się, by Gasunie reeksportowała gaz do odbiorców trzecich ? w tym wypadku do Polski. Skoro tak, dlaczego PGNiG, podpisując w 1996 r. kontrakt z Gazpromem na dostawy 14 mld m sześc. gazu, a więc ponad trzykrotnie większej ilości niż kupili Holendrzy, nie wynegocjowało prawa do reeksportu, na którym można zarobić aż 30 proc.? PGNiG zachwala zalety systemu swap, stosowanego również w krajach Europy Zachodniej. Przyznaje jednak, że w rzeczywistości wszędzie w tym systemie odbierany jest gaz rosyjski. System swap pozwala m.in. na lepsze wykorzystanie zdolności przesyłowych gazociągów oraz obniża koszty niepotrzebnego niekiedy transportu gazu. Nigdzie nie jest to jednak podstawowy sposób dywersyfikacji dostaw. Bezpieczeństwo dostaw gazu zapewnia się przede wszystkim poprzez inwestowanie w budowę połączeń między systemami gazociągów, gwarantującymi techniczną możliwość dostaw z różnych kierunków. Na Zachodzie buduje się przede wszystkim terminale LNG, czyli porty, w których można odbierać gaz ziemny w postaci płynnej. W drugiej kolejności inwestuje się w podziemne magazyny gazu.
Zarówno Holendrzy, którzy mogą zrobić świetny interes sprzedając nam rosyjski gaz o 30 proc. drożej niż Gazprom, jak i PGNiG uważają, że kontrakt może w poważnym stopniu wpłynąć na zróżnicowanie dostawców gazu oraz poprawę bezpieczeństwa energetycznego naszego kraju. Twierdzą, że w razie całkowitego zatrzymania dostaw gazociągiem tranzytowym (z różnych przyczyn: awarii, sabotażu, akcji terrorystycznych na terenach b. ZSRR, politycznego zamętu na Białorusi) holenderski gaz poprawiłby sytuację.
Choć obecnie - mimo kryzysu politycznego i gospodarczego w Rosji - dostawy realizowane są bez zakłóceń, nie można wykluczyć przerwania zaopatrzenia z powodów politycznych. Przecież jeszcze kilkanaście dni temu przedstawiciele najwyższych władz Rosji ostrzegali, że interwencja NATO w Jugosławii oznaczać będzie "powrót do zimnej wojny" i "spowoduje trudne do przewidzenia konsekwencje dla bezpieczeństwa europejskiego". Od ryzyka załamania się dostaw z Rosji mogłoby nas ubezpieczyć połączenie krajowego systemu gazociągowego z zachodnioeuropejską siecią niezależną od Gazpromu. Jednak rozmowy z Norweskim Komitetem Negocjacyjnym wciąż znajdują się we wstępnej fazie. Tymczasem co najmniej od 1995 r. wiadomo, że nie dalej niż 100 km od granicy polsko-niemieckiej, w Bernau, kończy się nitka gazociągu Netra, połączonego z morskim terminalem w Etzel, do którego podłączone są największe gazociągi z pól norweskich. Gazociąg ten ma wolne moce przepustowe, a gaz płynie tym systemem bezpośrednio z Morza Północnego.
Koszt budowy stukilometrowego odcinka gazociągu od Bernau do Szczecina wyniósłby kilkadziesiąt mln dolarów, co w porównaniu z 350 mln USD, jakie strona polska wyłoży na budowę jamalskiego gazociągu tranzytowego, wydaje się niewielką sumą. Zarząd PGNiG wybrał jednak inny wariant sprowadzenia gazu ziemnego z Norwegii. Postanowił, że lepszym rozwiązaniem będzie budowa gazociągu podmorskiego - bezpośrednio z pól norweskich do Polski. Ze względu na ogromne koszty przedsięwzięcia (ok. 2,4 mld USD) projekt nie wydaje się realny. Warto dodać, że Norwegowie, wiedząc, iż PGNiG zakontraktowało już bardzo duże ilości gazu od Rosjan oraz planuje zakup 2 mld m sześc. od Gasunie, domagają się, by polski rząd zagwarantował, że kontrahent na pewno odbierze dodatkowy gaz. Rząd mógłby się znaleźć w trudnej sytuacji, ponieważ przygotowane przez PGNiG prognozy zużycia gazu w Polsce - zdaniem wielu fachowców - są wyraźnie zawyżone. Niektórzy eksperci przewidują, że zużycie gazu w 2010 r. będzie o co najmniej 7 mld m sześc. niższe od zakładanego przez PGNiG.
JANUSZ ZGÓRZYŃSKI dyrektor biura public relations PGNiG
PGNiG jest w trakcie negocjacji kontraktów, które zapewnią Polsce dywersyfikację dostaw gazu. Już podpisaliśmy kontrakt z Niemcami na dostawy 400 mln metrów sześciennych rocznie. Nie jest to może oszałamiająca ilość, ale odbiór tego gazu nie będzie wymagał poważnych nakładów inwestycyjnych. Do końca roku powinniśmy doprowadzić do podpisania kontraktu z Norwegami. Nie rozstrzygnięto jeszcze kwestii, czy ten gaz byłby dostarczany drogą naziemną, czy też jego dostawy wymagałyby wybudowania podmorskiego gazociągu, którym gaz płynąłby do Polski bezpośrednio z pól norweskich. Kontrakt z Norwegami opiewałby najprawdopodobniej na dostawy w wysokości 4,5-5 mld metrów sześciennych gazu rocznie. Wkrótce podpiszemy też kontrakt na dostawy ok. 2 mld metrów sześciennych gazu rocznie z Holandii. Gaz kupimy od Holendrów - na zasadzie swap, ale w rzeczywistości będzie to mógł być gaz rosyjski. Zasada swap jest wykorzystywana w wielu krajach Europy. Na przykład Czesi podpisali kontrakt na dostawy gazu z Norwegami, a w praktyce - na mocy tego kontraktu - odbierają gaz z biegnącego przez ich kraj rosyjskiego gazociągu zaopatrującego Austrię. Musimy się kierować nie tylko bezpieczeństwem dostaw, ale i ekonomią, dlatego nie możemy pozwolić sobie na taką dywersyfikację jak w bogatych krajach Europy Zachodniej. Rosyjski gaz jest najtańszy, a obecnie nie ma żadnych przesłanek uzasadniających obawy o pewność dostaw z Rosji. Rosjanie ponieśli już ogromne nakłady na budowę gazociągu do Europy Zachodniej, a sprzedaż gazu jest dla ich gospodarki sprawą kluczową. Ostatnio nie tylko zdementowali pogłoski o problemach z budową tego gazociągu, ale nawet przedstawili plany budowy nowych gazociągów do Chin i Japonii.
Gdyby jednak doszło do zawarcia kontraktu z Gasunie, wówczas negocjacje z Norwegami stałyby się praktycznie bezcelowe. Łącznie dostawy gazu z importu (14 mld m sześc. rocznie na mocy kontraktu z Gazpromem oraz 2 mld m sześc. od Gasunie) oraz z wydobycia krajowego (ok. 5 mld m sześc. rocznie) wyniosłyby 21 mld metrów sześciennych rocznie, co pokrywa się z dolną granicą zapotrzebowania według prognoz PGNiG. Zgodnie z prognozami ekspertów nie związanych z PGNiG, łączne dostawy w wysokości 21 mld m sześc. przekraczają o 3 mld m sześc. górną granicę zapotrzebowania. Według ich szacunków, w 2010 r. zużyjemy 15-20 mld m sześc. gazu. PGNiG twierdzi, że 22-27 mld m sześc.
Politykę prowadzoną przez PGNiG krytykuje prof. Włodzimierz Bojarski z Instytutu Podstawowych Problemów Techniki PAN, autor wielu analiz dotyczących problemów gazownictwa w Polsce. "Porozumienia międzyrządowe i kontrakty na wielki import gazu z Rosji do Polski oraz decyzje dotyczące budowy gazociągu tranzytowego opierały się na nieprofesjonalnych przewidywaniach. (...) Różnica 7 mld metrów sześciennych w rocznym zużyciu gazu stanowi tak dużą wielkość, że jej ujawnienie musi prowadzić do zasadniczej zmiany porozumień z Rosją oraz do przebudowy strategii systemowej" - napisał prof. Bojarski w jednej ze swoich analiz.
"W tej sytuacji budowanie kosztownych sieci gazociągowych łączących krajowy system przesyłowy z systemami zachodnioeuropejskimi, niezależnymi od Gazpromu, pozbawione byłoby ekonomicznego uzasadnienia i w praktyce okazałoby się niewykonalne" - podkreśla minister Jerzy Kropiwnicki w liście do premiera.
Więcej możesz przeczytać w 43/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.