1918-1928 i 1989-1999: czy nie marnujemy niepodległości?
W roku 1918 Polska nie musiała odzyskać niepodległości. Mało brakowało, by zamiast II Rzeczypospolitej powstała Polska Socjalistyczna Republika Radziecka. Na początek rządziłby nią towarzysz Feliks Dzierżyński, zwany "krwawym Feliksem". W roku 1989 Polska musiała odzyskać niepodległość. Komunistyczne imperium skonało od własnej ideologii. Ale już nie musiała zdobyć miana gospodarczego "tygrysa".
W XX w. dwa razy odzyskaliśmy własne państwo. Pierwszy raz 80 lat temu, powtórnie - przed dziesięciu laty. Bilans pierwszych dziesięcioleci wolności ujawnia, że jesteśmy krajem mającym szczęście do wybitnych przywódców i reformatorów. Gdyby Józef Piłsudski i Roman Dmowski byli bardziej zaciekli we wzajemnej niechęci i mniej "elastyczni" wobec zaborców, moglibyśmy za to słono zapłacić. Gdyby przywódcy "Solidarności" nie porzucili w 1989 r. klasy wielkoprzemysłowych robotników, sytuowalibyśmy się na poziomie Rumunii. Społeczeństwo - nie tylko polskie - często odrzuca przywódców po tym, gdy zaaplikują gorzkie lekarstwa. Szczęście Polaków polega na tym, że w mijającym stuleciu mieli wielu polityków nie bojących się realizować własnych koncepcji, nawet wbrew przekonaniom większości. Dzięki nim "cud nad Wisłą" trwa. A nie musiał w ogóle zaistnieć.
"Przed półtora wiekiem żywe ciało Polski rozszarpano na kawały, ale dusza jej nie umarła" - pisał w swej odezwie - Piłsudski? Dmowski? - nie, wielki książę Mikołaj Mikołajewicz, głównodowodzący armii rosyjskiej, który zapewniał też w 1914 r. Polaków, iż nadeszła chwila "pojednania się braterskiego z Wielką Rosją". Do pojednania było zresztą blisko. Po wkroczeniu na tereny zaboru rosyjskiego legioniści Piłsudskiego dowiadywali się od chłopów, że "żywność zabrali nasi" - czyli wojska rosyjskie. O swej przyjaźni zapewniali także dwaj pozostali zaborcy, akurat wojujący z Rosją. Polscy przywódcy wykorzystali to maksymalnie, sytuując się po obu stronach barykady. Roman Dmowski, polityk o orientacji prorosyjskiej, stał się wyrazicielem interesów narodowych wobec państw ententy (Francji, Rosji i Wielkiej Brytanii). Józef Piłsudski, budując polskie legiony pod skrzydłami sędziwego cesarza Franciszka Józefa II, tworzył szansę na wzbogacenie Austro-Węgier o trzeci element - Polskę. Dwie odmienne orientacje i ich zwalczający się liderzy realizowali ten sam cel. Pod koniec wojny Dmowski musiał porzucić swoją koncepcję, gdyż w Rosji wybuchła rewolucja. Z kolei Piłsudski zerwał porozumienie z państwami centralnymi, bo poniosły klęskę. Po czym na konferencji pokojowej w Paryżu Dmowski wywalczał granice zachodnie, a Piłsudski, przejąwszy władzę w powstającym państwie, rozpoczął polski marsz na wschód, gdyż bez terenów "za Bugiem" II RP przypominałaby rozbudowane Księstwo Warszawskie. Niestety, wojskom polskim nie udało się utrzymać Kijowa, a po kontrofensywie bolszewicy mogli spoglądać z przedpola Warszawy na europejskie rewolty. "Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że gdybyśmy zwyciężyli nad Wisłą, wówczas rewolucja ogarnęłaby płomieniem cały ląd europejski" - wspominał z żalem Michaił Tuchaczewski, dowódca sowieckiego frontu. Nie mające nic wspólnego z "cudem" kontruderzenie wojsk polskich rozbiło oddziały bolszewików, co uratowało niepodległość i pozwoliło ustanowić wschodnią granicę daleko od stolicy. Pozwoliło również wojskom Piłsudskiego podstępem - ze względów dyplomatycznych - zająć środkową Litwę z Wilnem, do której pretensje rościło powstające państwo litewskie. W rzeczywistości Wileńszczyzna była tak samo polska, jak niemiecki był wówczas choćby Dolny Śląsk. Na szczęście, Polaków po 1918 r. było stać nie tylko na obronę, ale i na militarną agresję. Bez powstań śląskich i wielkopolskiego, bez wojny na wschodzie, bez zagarnięcia Wileńszczyzny i bez działalności dyplomatycznej Dmowskiego II Rzeczpospolita sytuowałaby się między Łomżą, Zamościem, Krakowem i Kaliszem.
Drugie w XX w. odzyskiwanie niepodległości było łatwiejsze, gdyż nie oznaczało walki zbrojnej. Ale wymagało równie wielkiej wyobraźni politycznej. Symbolem usytuowania PRL może być nazwa komunistycznego bloku militarnego - Układ Warszawski. Wolne wybory? Wolne żarty. Jak wspominał Stefan Kisielewski, ktoś w latach 60. zapytał ówczesnego wieloletniego premiera Józefa Cyrankiewicza, dlaczego, skoro w Polsce jest demokracja, premier się nie zmienia. "Jak to - ja się nie zmieniam?" - odpowiedział Cyrankiewicz. W 1981 r. Lech Wałęsa, Tadeusz Mazowiecki, Jacek Kuroń wraz z tysiącami innych działaczy trafili za kraty. W 1984 r. funkcjonariusze SB zamordowali ks. Jerzego Popiełuszkę. W latach 80. antykomuniści, chcąc kultywować realizm, przygotowywali się na wieloletnie trwanie w konspiracji. "Opozycja, która nie wyobraża sobie przemiany w elitę władzy, nie budzi zaufania do tworzonych przez siebie faktów" - pisał w 1986 r. Czesław Bielecki (Maciej Poleski). W swych ostrzeżeniach był odosobniony. Elitę opozycji było stać na organizowanie strajków, a potem na trudne - również psychologicznie - rozmowy "okrągłego stołu". Prawdziwe "schody" dopiero jednak się zaczynały. Trzeba było przejąć władzę, nie mając doświadczenia, koncepcji, kadr.
W nieco lepszej sytuacji były elity II RP. Na szczęście wielu dowódców (Władysław Anders, Stanisław Szeptycki czy Lucjan Żeligowski) zdobywało wiedzę, służąc w armiach państw zaborczych, a część polityków (choćby Roman Dmowski w Petersburgu, a Wincenty Witos w Wiedniu) poznawała mechanizmy funkcjonowania państwa, będąc deputowanymi do "wrogich" parlamentów. Tyle że Polska 1918 r. to były trzy odmienne organizacje życia publicznego i katastrofalne zniszczenia wojenne. Dmowski pisał o "Polsce austriackiej", "Polsce rosyjskiej" i "Polsce niemieckiej". Polska "polska" była wielonarodowościowa i wielowyznaniowa, z rolnictwa utrzymywało się prawie 64 proc. mieszkańców, a co trzeci obywatel był analfabetą. "Kwestii agrarnej" nie rozwiązano do końca - w 1938 r. z roli żyło 59,1 proc. obywateli. Znacznie więcej udało się zdziałać w zakresie krzewienia wiedzy, gdyż rok przed II woj- ną światową odsetek analfabetów spadł do 15 proc. "Idą czasy, których znamieniem będzie wyścig pracy, jak przedtem był wyścig żelaza, jak przedtem był wyścig krwi" - mówił Piłsudski w 1919 r. w Poznaniu.
W 1918 r. dolar kosztował 9 marek polskich. W 1923 r. za dolara płacono już 6 375 000 marek polskich. Państwu groziła zapaść gospodarcza i rewolta społeczna - w strajkach brały udział setki tysięcy ludzi. W grudniu 1923 r. stronnictwa sejmowe, niezależnie od swych barw ideologicznych, zdecydowały się na powołanie liberalnego rządu Władysława Grabskiego. Zgodnie też poparły jego plan uzdrowienia finansów publicznych. Nastąpiły drastyczne oszczędności w wydatkach budżetowych i redukcje pracowników państwowych. Powołano Bank Polski, wprowadzono nową walutę - złoty polski. Reforma Grabskiego stała się fundamentem rozwoju gospodarki. Na jej długofalowe skutki trzeba było jednak poczekać, zaś w gospodarkę uderzyły klęska nieurodzaju i wojna celna z Niemcami. W 1925 r. nastąpiła dymisja gabinetu, co doprowadziło do przewlekłego kryzysu politycznego, zakończonego zamachem majowym. Przez wielu został on zresztą przyjęty z ulgą. "Sejm wprowadza pierwiastek zamętu opinii, połowiczności oraz chwiejności woli i zaciera poczucie odpowiedzialności" - stwierdzał Władysław Grabski.
Wbrew rozpowszechnionym opiniom, śmierć pierwszego prezydenta II RP Gabriela Narutowicza, zastrzelonego w 1922 r. przez szowinistycznego fanatyka, i zamach majowy, nie wyróżniają Polski na tle świata. Prezydent Abraham Lincoln także zginął od kuli rasisty. Owszem, w II RP występowały niedobre zjawiska, na przykład próbowano wprowadzać hańbiące numerus clausus, czyli ograniczać Ży- dom możliwości studiowania, zmniejszono uprawnienia parlamentu, a niektórych uznanych polityków po zamachu poddano represjom. Kiedy jednak w Polsce doszło do wojskowego zamachu, w Rosji Stalin przystępował do masowych mordów, we Włoszech utrwalały się już totalitarne rządy Mussoliniego, zaś w Niemczech Hitler zauważał: "Aryjczyk był twórcą (...) wyższego społeczeństwa, będąc prototypem tego, co rozumiemy pod pojęciem ťczłowiekŤ". Demokrację obalano w tym czasie w wielu krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Demokracja europejska przeżywała ostrą chorobę autorytaryzmu, często w ówczesnych realiach niezbędnego do dobrego funkcjonowania państwa. Chorobę - niekiedy przekształcającą się w totalitaryzm - a w Polsce przebiegającą stosunkowo łagodnie. Polacy mieli szczęście, że zamach przeprowadził Piłsudski, który wprowadził rządy autorytarne, ale nie totalitarne. Jego władza nie zepsuła okresu gospodarczej prosperity, jaka - w dużej mierze dzięki reformie Grabskiego - trwała do chwili wybuchu światowego kryzysu ekonomicznego.
W czerwcu 1926 r. w rządzie Kazimierza Bartla stanowisko ministra przemysłu i handlu objął 38-letni Eugeniusz Kwiatkowski. Jego nazwisko słusznie kojarzy się z rozbudową polskiego przemysłu. Przykłady? W 1923 r. do portu gdyńskiego wpłynęły trzy statki, w 1929 r. - 1567. W ciągu czterech lat po zamachu zbudowano 500 km linii kolejowych. W zakładach Ursus produkowano samochody ciężarowe. W 1927 r. powstały Państwowe Zakłady Uzbrojenia, rok później uruchomiono w Mościcach pod Tarnowem Państwową Fabrykę Związków Azotowych. Polska nadal była krajem biednym, ale wykorzystującym większość pojawiających się szans na rozwój. Jednego nie można było zmienić - położenia geopolitycznego.
Polska nadal jest krajem biednym, ale wykorzystującym większość pojawiających się szans. Czy historia się powtarza? Rząd Tadeusza Mazowieckiego otrzymał w spadku po ostatniej komunistycznej ekipie inflację wynoszącą 55 proc., pustą kasę państwa, kolejki w sklepach. Pieczę nad gospodarką przejął w rządzie 42-letni Leszek Balcerowicz. W grudniu 1989 r. został uchwalony - dzięki porozumieniu wszystkich sił politycznych - pakiet jedenastu ustaw wprowadzających zasady wolnego rynku. Liberalny plan Balcerowicza stworzył podstawy do uzdrawiania gospodarki. Za leczenie zapłacił jednak lekarz - Lech Wałęsa został prezydentem dzięki dezawuowaniu polityki ekipy Mazowieckiego i pokonaniu w wyborach prezydenckich pierwszego premiera III RP. Ale być może ma rację Wałęsa, gdy twierdzi, że gdyby nie on, zniechęceni trudami reform obywatele mogliby osadzić w Belwederze na przykład Stanisława Tymińskiego. Tymczasem to prezydent Wałęsa przyczynił się do pozostawienia w kolejnym rządzie symbolu ekipy Mazowieckiego, czyli Balcerowicza. Gdyby Wałęsa, Mazowiecki (który wsparł w II turze wyborów Wałęsę przeciwko Tymińskiemu) i Balcerowicz byli bardziej zaciekli we wzajemnych niechęciach i mniej "elastyczni" wobec wyborców, musielibyśmy za to słono zapłacić. Tymczasem Polska normalniała.
Efekty reform pojawiły się jednak zbyt późno, by obóz solidarnościowy mógł je zdyskontować w wyborach. Słaby system partyjny i upadki kolejnych ekip rządzących wzbudzały spekulacje na temat wprowadzenia rządów "silnej ręki". Historia się nie powtarza - "obiad w Drawsku" okazał się dla jego uczestników niestrawny. Stabilizuje się system demokratyczny. AP, ChD, KLD, KP, KPN, PC, PL, PPG - to tylko część skrótów nazw ugrupowań i klubów parlamentarnych widocznych w Sejmie I kadencji III RP. Teraz widoczne są cztery, może pięć ugrupowań, zaś Polska jest drugim po Węgrzech kandydatem do integracji z Unią Europejską. Nic dziwnego, że wyprzedziliśmy w rozwoju gospodarczym swych wschodnich sąsiadów, ale sukcesem jest zdystansowanie Czech, mających lepiej od nas rozwiniętą kulturę mieszczańsko-przemysłową.
Jest dobrze? Tak - jak na Polskę. Nadal mamy nie rozwiązaną "kwestię agrarną". Co gorsza, zaczynamy przegrywać wyścig cywilizacyjny, gdyż o pozycji w dzisiejszym świecie nie decydują stopy surówki i pot górnika, ale instytuty badawcze i poziom wykształcenia społeczeństwa. Rządy II RP musiały likwidować analfabetyzm, dziś bez uzdrowienia polskiej nauki i oświaty poniesiemy narodową klęskę w następnej dekadzie. Piłsudski nie wygrywał bitew cudami, Wałęsa nie spłynął do Belwederu z nieba, Mazowiecki z Balcerowiczem nie rozmnożyli cudownie chleba. Cudów nie ma. Przynajmniej w polityce.
W XX w. dwa razy odzyskaliśmy własne państwo. Pierwszy raz 80 lat temu, powtórnie - przed dziesięciu laty. Bilans pierwszych dziesięcioleci wolności ujawnia, że jesteśmy krajem mającym szczęście do wybitnych przywódców i reformatorów. Gdyby Józef Piłsudski i Roman Dmowski byli bardziej zaciekli we wzajemnej niechęci i mniej "elastyczni" wobec zaborców, moglibyśmy za to słono zapłacić. Gdyby przywódcy "Solidarności" nie porzucili w 1989 r. klasy wielkoprzemysłowych robotników, sytuowalibyśmy się na poziomie Rumunii. Społeczeństwo - nie tylko polskie - często odrzuca przywódców po tym, gdy zaaplikują gorzkie lekarstwa. Szczęście Polaków polega na tym, że w mijającym stuleciu mieli wielu polityków nie bojących się realizować własnych koncepcji, nawet wbrew przekonaniom większości. Dzięki nim "cud nad Wisłą" trwa. A nie musiał w ogóle zaistnieć.
"Przed półtora wiekiem żywe ciało Polski rozszarpano na kawały, ale dusza jej nie umarła" - pisał w swej odezwie - Piłsudski? Dmowski? - nie, wielki książę Mikołaj Mikołajewicz, głównodowodzący armii rosyjskiej, który zapewniał też w 1914 r. Polaków, iż nadeszła chwila "pojednania się braterskiego z Wielką Rosją". Do pojednania było zresztą blisko. Po wkroczeniu na tereny zaboru rosyjskiego legioniści Piłsudskiego dowiadywali się od chłopów, że "żywność zabrali nasi" - czyli wojska rosyjskie. O swej przyjaźni zapewniali także dwaj pozostali zaborcy, akurat wojujący z Rosją. Polscy przywódcy wykorzystali to maksymalnie, sytuując się po obu stronach barykady. Roman Dmowski, polityk o orientacji prorosyjskiej, stał się wyrazicielem interesów narodowych wobec państw ententy (Francji, Rosji i Wielkiej Brytanii). Józef Piłsudski, budując polskie legiony pod skrzydłami sędziwego cesarza Franciszka Józefa II, tworzył szansę na wzbogacenie Austro-Węgier o trzeci element - Polskę. Dwie odmienne orientacje i ich zwalczający się liderzy realizowali ten sam cel. Pod koniec wojny Dmowski musiał porzucić swoją koncepcję, gdyż w Rosji wybuchła rewolucja. Z kolei Piłsudski zerwał porozumienie z państwami centralnymi, bo poniosły klęskę. Po czym na konferencji pokojowej w Paryżu Dmowski wywalczał granice zachodnie, a Piłsudski, przejąwszy władzę w powstającym państwie, rozpoczął polski marsz na wschód, gdyż bez terenów "za Bugiem" II RP przypominałaby rozbudowane Księstwo Warszawskie. Niestety, wojskom polskim nie udało się utrzymać Kijowa, a po kontrofensywie bolszewicy mogli spoglądać z przedpola Warszawy na europejskie rewolty. "Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że gdybyśmy zwyciężyli nad Wisłą, wówczas rewolucja ogarnęłaby płomieniem cały ląd europejski" - wspominał z żalem Michaił Tuchaczewski, dowódca sowieckiego frontu. Nie mające nic wspólnego z "cudem" kontruderzenie wojsk polskich rozbiło oddziały bolszewików, co uratowało niepodległość i pozwoliło ustanowić wschodnią granicę daleko od stolicy. Pozwoliło również wojskom Piłsudskiego podstępem - ze względów dyplomatycznych - zająć środkową Litwę z Wilnem, do której pretensje rościło powstające państwo litewskie. W rzeczywistości Wileńszczyzna była tak samo polska, jak niemiecki był wówczas choćby Dolny Śląsk. Na szczęście, Polaków po 1918 r. było stać nie tylko na obronę, ale i na militarną agresję. Bez powstań śląskich i wielkopolskiego, bez wojny na wschodzie, bez zagarnięcia Wileńszczyzny i bez działalności dyplomatycznej Dmowskiego II Rzeczpospolita sytuowałaby się między Łomżą, Zamościem, Krakowem i Kaliszem.
Drugie w XX w. odzyskiwanie niepodległości było łatwiejsze, gdyż nie oznaczało walki zbrojnej. Ale wymagało równie wielkiej wyobraźni politycznej. Symbolem usytuowania PRL może być nazwa komunistycznego bloku militarnego - Układ Warszawski. Wolne wybory? Wolne żarty. Jak wspominał Stefan Kisielewski, ktoś w latach 60. zapytał ówczesnego wieloletniego premiera Józefa Cyrankiewicza, dlaczego, skoro w Polsce jest demokracja, premier się nie zmienia. "Jak to - ja się nie zmieniam?" - odpowiedział Cyrankiewicz. W 1981 r. Lech Wałęsa, Tadeusz Mazowiecki, Jacek Kuroń wraz z tysiącami innych działaczy trafili za kraty. W 1984 r. funkcjonariusze SB zamordowali ks. Jerzego Popiełuszkę. W latach 80. antykomuniści, chcąc kultywować realizm, przygotowywali się na wieloletnie trwanie w konspiracji. "Opozycja, która nie wyobraża sobie przemiany w elitę władzy, nie budzi zaufania do tworzonych przez siebie faktów" - pisał w 1986 r. Czesław Bielecki (Maciej Poleski). W swych ostrzeżeniach był odosobniony. Elitę opozycji było stać na organizowanie strajków, a potem na trudne - również psychologicznie - rozmowy "okrągłego stołu". Prawdziwe "schody" dopiero jednak się zaczynały. Trzeba było przejąć władzę, nie mając doświadczenia, koncepcji, kadr.
W nieco lepszej sytuacji były elity II RP. Na szczęście wielu dowódców (Władysław Anders, Stanisław Szeptycki czy Lucjan Żeligowski) zdobywało wiedzę, służąc w armiach państw zaborczych, a część polityków (choćby Roman Dmowski w Petersburgu, a Wincenty Witos w Wiedniu) poznawała mechanizmy funkcjonowania państwa, będąc deputowanymi do "wrogich" parlamentów. Tyle że Polska 1918 r. to były trzy odmienne organizacje życia publicznego i katastrofalne zniszczenia wojenne. Dmowski pisał o "Polsce austriackiej", "Polsce rosyjskiej" i "Polsce niemieckiej". Polska "polska" była wielonarodowościowa i wielowyznaniowa, z rolnictwa utrzymywało się prawie 64 proc. mieszkańców, a co trzeci obywatel był analfabetą. "Kwestii agrarnej" nie rozwiązano do końca - w 1938 r. z roli żyło 59,1 proc. obywateli. Znacznie więcej udało się zdziałać w zakresie krzewienia wiedzy, gdyż rok przed II woj- ną światową odsetek analfabetów spadł do 15 proc. "Idą czasy, których znamieniem będzie wyścig pracy, jak przedtem był wyścig żelaza, jak przedtem był wyścig krwi" - mówił Piłsudski w 1919 r. w Poznaniu.
W 1918 r. dolar kosztował 9 marek polskich. W 1923 r. za dolara płacono już 6 375 000 marek polskich. Państwu groziła zapaść gospodarcza i rewolta społeczna - w strajkach brały udział setki tysięcy ludzi. W grudniu 1923 r. stronnictwa sejmowe, niezależnie od swych barw ideologicznych, zdecydowały się na powołanie liberalnego rządu Władysława Grabskiego. Zgodnie też poparły jego plan uzdrowienia finansów publicznych. Nastąpiły drastyczne oszczędności w wydatkach budżetowych i redukcje pracowników państwowych. Powołano Bank Polski, wprowadzono nową walutę - złoty polski. Reforma Grabskiego stała się fundamentem rozwoju gospodarki. Na jej długofalowe skutki trzeba było jednak poczekać, zaś w gospodarkę uderzyły klęska nieurodzaju i wojna celna z Niemcami. W 1925 r. nastąpiła dymisja gabinetu, co doprowadziło do przewlekłego kryzysu politycznego, zakończonego zamachem majowym. Przez wielu został on zresztą przyjęty z ulgą. "Sejm wprowadza pierwiastek zamętu opinii, połowiczności oraz chwiejności woli i zaciera poczucie odpowiedzialności" - stwierdzał Władysław Grabski.
Wbrew rozpowszechnionym opiniom, śmierć pierwszego prezydenta II RP Gabriela Narutowicza, zastrzelonego w 1922 r. przez szowinistycznego fanatyka, i zamach majowy, nie wyróżniają Polski na tle świata. Prezydent Abraham Lincoln także zginął od kuli rasisty. Owszem, w II RP występowały niedobre zjawiska, na przykład próbowano wprowadzać hańbiące numerus clausus, czyli ograniczać Ży- dom możliwości studiowania, zmniejszono uprawnienia parlamentu, a niektórych uznanych polityków po zamachu poddano represjom. Kiedy jednak w Polsce doszło do wojskowego zamachu, w Rosji Stalin przystępował do masowych mordów, we Włoszech utrwalały się już totalitarne rządy Mussoliniego, zaś w Niemczech Hitler zauważał: "Aryjczyk był twórcą (...) wyższego społeczeństwa, będąc prototypem tego, co rozumiemy pod pojęciem ťczłowiekŤ". Demokrację obalano w tym czasie w wielu krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Demokracja europejska przeżywała ostrą chorobę autorytaryzmu, często w ówczesnych realiach niezbędnego do dobrego funkcjonowania państwa. Chorobę - niekiedy przekształcającą się w totalitaryzm - a w Polsce przebiegającą stosunkowo łagodnie. Polacy mieli szczęście, że zamach przeprowadził Piłsudski, który wprowadził rządy autorytarne, ale nie totalitarne. Jego władza nie zepsuła okresu gospodarczej prosperity, jaka - w dużej mierze dzięki reformie Grabskiego - trwała do chwili wybuchu światowego kryzysu ekonomicznego.
W czerwcu 1926 r. w rządzie Kazimierza Bartla stanowisko ministra przemysłu i handlu objął 38-letni Eugeniusz Kwiatkowski. Jego nazwisko słusznie kojarzy się z rozbudową polskiego przemysłu. Przykłady? W 1923 r. do portu gdyńskiego wpłynęły trzy statki, w 1929 r. - 1567. W ciągu czterech lat po zamachu zbudowano 500 km linii kolejowych. W zakładach Ursus produkowano samochody ciężarowe. W 1927 r. powstały Państwowe Zakłady Uzbrojenia, rok później uruchomiono w Mościcach pod Tarnowem Państwową Fabrykę Związków Azotowych. Polska nadal była krajem biednym, ale wykorzystującym większość pojawiających się szans na rozwój. Jednego nie można było zmienić - położenia geopolitycznego.
Polska nadal jest krajem biednym, ale wykorzystującym większość pojawiających się szans. Czy historia się powtarza? Rząd Tadeusza Mazowieckiego otrzymał w spadku po ostatniej komunistycznej ekipie inflację wynoszącą 55 proc., pustą kasę państwa, kolejki w sklepach. Pieczę nad gospodarką przejął w rządzie 42-letni Leszek Balcerowicz. W grudniu 1989 r. został uchwalony - dzięki porozumieniu wszystkich sił politycznych - pakiet jedenastu ustaw wprowadzających zasady wolnego rynku. Liberalny plan Balcerowicza stworzył podstawy do uzdrawiania gospodarki. Za leczenie zapłacił jednak lekarz - Lech Wałęsa został prezydentem dzięki dezawuowaniu polityki ekipy Mazowieckiego i pokonaniu w wyborach prezydenckich pierwszego premiera III RP. Ale być może ma rację Wałęsa, gdy twierdzi, że gdyby nie on, zniechęceni trudami reform obywatele mogliby osadzić w Belwederze na przykład Stanisława Tymińskiego. Tymczasem to prezydent Wałęsa przyczynił się do pozostawienia w kolejnym rządzie symbolu ekipy Mazowieckiego, czyli Balcerowicza. Gdyby Wałęsa, Mazowiecki (który wsparł w II turze wyborów Wałęsę przeciwko Tymińskiemu) i Balcerowicz byli bardziej zaciekli we wzajemnych niechęciach i mniej "elastyczni" wobec wyborców, musielibyśmy za to słono zapłacić. Tymczasem Polska normalniała.
Efekty reform pojawiły się jednak zbyt późno, by obóz solidarnościowy mógł je zdyskontować w wyborach. Słaby system partyjny i upadki kolejnych ekip rządzących wzbudzały spekulacje na temat wprowadzenia rządów "silnej ręki". Historia się nie powtarza - "obiad w Drawsku" okazał się dla jego uczestników niestrawny. Stabilizuje się system demokratyczny. AP, ChD, KLD, KP, KPN, PC, PL, PPG - to tylko część skrótów nazw ugrupowań i klubów parlamentarnych widocznych w Sejmie I kadencji III RP. Teraz widoczne są cztery, może pięć ugrupowań, zaś Polska jest drugim po Węgrzech kandydatem do integracji z Unią Europejską. Nic dziwnego, że wyprzedziliśmy w rozwoju gospodarczym swych wschodnich sąsiadów, ale sukcesem jest zdystansowanie Czech, mających lepiej od nas rozwiniętą kulturę mieszczańsko-przemysłową.
Jest dobrze? Tak - jak na Polskę. Nadal mamy nie rozwiązaną "kwestię agrarną". Co gorsza, zaczynamy przegrywać wyścig cywilizacyjny, gdyż o pozycji w dzisiejszym świecie nie decydują stopy surówki i pot górnika, ale instytuty badawcze i poziom wykształcenia społeczeństwa. Rządy II RP musiały likwidować analfabetyzm, dziś bez uzdrowienia polskiej nauki i oświaty poniesiemy narodową klęskę w następnej dekadzie. Piłsudski nie wygrywał bitew cudami, Wałęsa nie spłynął do Belwederu z nieba, Mazowiecki z Balcerowiczem nie rozmnożyli cudownie chleba. Cudów nie ma. Przynajmniej w polityce.
Więcej możesz przeczytać w 46/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.