Dla alpejskich stacji narciarskich stajemy się jednymi z najlepszych i najbardziej szanowanych klientów. Narciarz z Polski nie przyjeżdża wypoczywać sam, na stoku pozostaje do zmroku, nie skąpi grosza na wieczorne uciechy i nie narzeka jak wielu znudzonych turystów z Niemiec. Mieszkańcy naszego kraju, w którym ośnieżonych stoków jest jak na lekarstwo, każdej zimy zostawiają w Alpach prawie sto milionów dolarów.
60 mln osób na świecie jeździ na nartach, 14 mln zakłada biegówki, 8 mln wybiera snowboard. Zimowe kurorty przeżywają dziś renesans, firmy produkujące sprzęt przezwyciężają kłopoty finansowe, a sprzęt narciarski nowej generacji zachęca do uprawiania tego sportu nawet leniwych i mniej sprawnych turystów. Narciarstwo w Polsce nie ma wprawdzie takiej tradycji jak w Skandynawii czy w krajach alpejskich, ale mimo to prawie dwa miliony osób co roku kupuje 50 tys. par markowych nart i przemyca przez zachodnią granicę 100 tys. par "desek" wysłużonych na alpejskich stokach przez klientów tamtejszych wypożyczalni. Zakładając, że każdy polski turysta spędzający tydzień w górach Europy zostawia tam choćby tysiąc złotych (tylko karnet na wyciągi kosztuje ok. 140 dolarów), można przyjąć, że Polacy każdej zimy zasilają budżety Austrii, Włoch i Francji kwotą 50 mln USD. To minimum - w rzeczywistości w grę wchodzą znacznie większe pieniądze.
Na noclegi w najtańszych apartamentach (bez wyżywienia) trzeba przeznaczyć od 400 zł do 800 zł. Tygodniowy pobyt w czterogwiazdkowym hotelu z dwoma posiłkami dziennie kosztuje 1200 zł. Konkurencja na rynku jest ogromna. Liderem "zimnej wojny" od wielu sezonów jest Austria, która ma wśród polskich turystów najwięcej zwolenników dzięki najbliższemu położeniu, promocji prowadzonej w języku polskim oraz dobrym pomysłom na sprzedanie swoich 22 tys. tras, 3,5 tys. wyciągów i 800 miejscowości wypoczynkowych. Już latem tego roku do Warszawy przywieziono śnieg pochodzący z lodowca Otztaler Gletscher. Usypano dziewięciometrową górę i zaproszono zdziwionych warszawiaków do jazdy. Tuż przed sezonem ukazał się nowy atlas przedstawiający wszystkie regiony najpopularniejszego w Polsce kraju związkowego Austrii - Salzburgerlandu (ubiegłej zimy Polacy wykupili tu ponad 200 tys. noclegów). Na fotografiach prezentuje się sam Hermann Maier, murarz z Flachau, który był najlepszym alpejczykiem świata ubiegłego sezonu. Do reklamy wykorzystano nawet jego słynny upadek na igrzyskach w Nagano, po którym Maier nie tylko podniósł się o własnych siłach, ale zdobył dwa złote medale w następnych konkurencjach. - W ubiegłym roku na narty do Austrii wyjechało 75 tys. Polaków, w tym sezonie po raz pierwszy liczba gości powinna przekroczyć 100 tys. - mówi Robert Stępień z Austriackiego Ośrodka Informacji Turystycznej.
W Alpach góry są wszędzie, ze śniegiem nie ma problemów, dlatego pełne ręce roboty mają specjaliści od reklamy i marketingu, zachwalający alpejskie regiony. Słynne Trzy Doliny we Francji chcą uchodzić za "największy obszar narciarski na naszym globie". Val Thorens zaprasza do "najwyżej położonej stacji narciarskiej", region L?Alpe d?Huez obiecuje słońce do godziny 17.30, a miejscowość Châtel w Górnej Sabaudii - 650 km tras największego na kontynencie międzynarodowego obszaru narciarskiego. Les 2 Alpes chce być kojarzone z największym lodowcem w Europie i parkiem dla snowboardzistów, zwanym "Śnieżnym Wodospadem". Austriacka Styria z myślą o narciarzach zainwestowała przed tegorocznym sezonem ponad 60 mln dolarów w wyciągi i ciepłe źródła oraz wymyśliła "urlop błyskawiczny" - trzy dni na nartach za 720 zł. Dolina Gasteiner Tal chwali się transmisją satelitarną "Fidelia" Beethovena, przeprowadzaną bezpośrednio z Opery Wiedeńskiej, a miejscowość Lofer - darmowymi noclegami i pięciodniowymi karnetami narciarskimi dla dzieci do 12 lat (od 27 lutego). Skrupulatni specjaliści od promocji regionu Arlberg obliczyli, że przez 50 lat grubość pokrywy śniegu tylko dwukrotnie nie przekroczyła tu czterech metrów, a więc warunki narciarskie są doskonałe.
Coraz popularniejsze regiony Alp włoskich oferują "śnieżne huśtawki", czyli systemy połączonych tras, pozwalające na odbycie 50-kilometrowej wycieczki bez odpinania nart. W tym roku Włosi chcą podbić serca polskich klientów jeszcze lepszym niż dotychczas przygotowaniem szlaków narciarskich i nieco tańszymi karnetami.
W najnowszym rankingu dziesięciu najlepszych stacji narciarskich na świecie, przygotowanym przez niemiecki tygodnik "Focus", znalazło się siedem miejscowości z Europy, dwie ze Stanów Zjednoczonych i jedna z Kanady. Zwyciężył bardzo drogi i rzadko goszczący Polaków kurort St. Moritz w Szwajcarii (odwiedzany chętnie m.in. przez Woody?ego Allena, Sophię Loren i księcia Karola). Drugie miejsce zajęła francuska stacja Courchevel z Trzech Dolin, trzecią lokatę przyznano regionowi Aspen w USA, który upodobały sobie gwiazdy Hollywood. Dalej sklasyfikowano Val d?IsŻre (Francja), Whistler (Kanada), Arlberg (Austria), Vail (USA), Gstaad (Szwajcaria), odwiedzane chętnie przez króla Hiszpanii Juana Carlosa, miejscowość Ischgl (Austria) i Cortinę d?Ampezzo (Włochy).
Franz Klammer
były mistrz olimpijski w zjeździe
O udanym urlopie narciarskim w dużej mierze decyduje śnieg i jakość tras. Jednym z najlepszych miejsc, jakie widziałem - nie tylko w Alpach, ale chyba na całym świecie - jest austriacki region Vorarlberg. Rodziny z dziećmi oczekujące wielu atrakcji pozanarciarskich niech wybiorą bajkową Karyntię.
Jagna Marczułajtis
była mistrzyni Europy w snowboardzie
Miłośnikom śnieżnej deski polecam przede wszystkim Davos w Szwajcarii. W tej miejscowości - gwarantującej dobre warunki pod każdym względem - co roku odbywają się zawody o puchar świata. Dodatkową atrakcję stanowią przepiękne krajobrazy. W Polsce najchętniej wybieram Zakopane.
Andrzej Bielawa
trener alpejczyka Andrzeja Bachledy
W Polsce najlepiej przygotowane trasy są w Szczyrku. Za granicą polecałbym Alpy francuskie, szczególnie region Les 2 Alpes oraz trzy doliny: Méribel, Courchevel i Val Thorens. Widziałem wiele terenów narciarskich na świecie, łącznie z trasami w USA, ale takiej przestrzeni, takiej różnorodności tras nie ma nigdzie.
O atrakcyjności alpejskiej oferty nie decydują jednak ani tony śniegu, ani gwiazdy filmu, ani setki kilometrów tras, których przez kilka dni urlopu nie przejedzie nawet Alberto Tomba, ani najwyższe szczyty czy największe lodowce. Polskich narciarzy wabią przede wszystkim stosunkowo niedrogie tzw. oferty pakietowe, reklamowane przez biura podróży lub rządowe agencje promujące poszczególne państwa i regiony.
Siedem noclegów ze śniadaniem wraz z sześciodniowym karnetem narciarskim w regionie Saalbach Hinterglemm kosztuje w marcu 1,1 tys. zł. Jeszcze korzystniej przedstawiają się propozycje Europejskiego Regionu Sportowego (Kaprun - Zell am See). Sześciodniowy skipass, darmowe wejścia na basen i kryte lodowisko oraz siedem noclegów ze śniadaniem - to wszystko poza szczytem sezonu można mieć za niecały tysiąc złotych. Mniej niż 900 zł kosztuje karnet na wyciągi oraz nocleg ze śniadaniem w kwaterze prywatnej w Lofer (styczeń i marzec). Za cztery doby w pensjonacie i bilet na dwie imprezy narciarskiego pucharu świata trzeba zapłacić 750 zł. Dwa razy więcej kosztuje tydzień pobytu z karnetem narciarskim, wypożyczeniem snowboardu i trzydniowym kursem jazdy. Te propozycje przeznaczone są dla osób gotowych samemu organizować zimowy urlop. Narciarze szukający niedrogiej oferty z odleglejszej Francji mogą wybrać tydzień w apartamencie o powierzchni 30 m kw. w Les 2 Alpes. Na opłacenie pobytu i przejazdu autokarem wystarczy 700 zł. Club Med, który w cenę wlicza nawet drinki serwowane na stoku, pobyt w klubie fitness, wyżywienie w specjalnie wynajętych restauracjach, saunę, basen, opiekę instruktorów, szkółkę dla dzieci i karnet narciarski, proponuje tygodniowy urlop za 2,2 tys. zł.
Korzystne alpejskie oferty, przyprawiające dziś o zawrót głowy właścicieli pensjonatów i wyciągów z Zakopanego czy Szczyrku, zwabiły do zachodniej Europy wielu polskich narciarzy. Nie mogły jednak skusić bogatszych turystów z Niemiec czy Wielkiej Brytanii. Co zatem sprawia, że europejskie kurorty nie poddają się dziś światowemu kryzysowi, a firmy produkujące sprzęt utrzymały w tym roku sprzedaż przekraczającą cztery miliony nart rocznie? Wszystko dzięki nartom przypominającym kształtem figurę Naomi Campbell. Są wąskie w "talii", czyli w miejscu mocowania wiązań, natomiast szerokie na czubkach i końcach. - Nowa konstrukcja tzw. nart karwingowych sprawiła, że ten sport stał się łatwiejszy. Kijki można zostawić w domu, skręty wykonywać niemal od niechcenia i bardzo szybko czerpać z narciarstwa przyjemność zarezerwowaną niegdyś dla najlepszych. Nowicjusz kupuje deski i po chwili wydaje mu się, że umie jeździć, dlatego narty karwingowe zrewolucjonizowały alpejskie stoki i stały się swoistą viagrą dla narciarzy - mówi Tomasz Osuchowski z "Magazynu Narciarskiego".
Jeszcze dwa lata temu narty karwingowe stanowiły 40 proc. wszystkich nart sprzedawanych przez Szwajcarów i 70 proc. sprzętu kupowanego w USA. Tej zimy prawie wszystkie narty, jakie klienci kupią w tych krajach, będą miały nowy kształt. Tak będzie też w Niemczech, gdzie na dziesięć sprzedanych par tylko jedna ma tradycyjną konstrukcję. Narty karwingowe uratowały nie tylko producentów, ale także samo narciarstwo, które przestało być sportem tradycjonalistów i sztywniaków. Dziś nie traci już tak wielu zwolenników na rzecz popularnego snowboardu.
Małgorzata Tlałka
była reprezentantka Polski i Francji w narciarstwie
Wybierając się na narty za granicę, na pewno pojechałabym w rejon trzech dolin: Méribel, Courchevel i Val Thorens. Kiedy byłam tam po raz pierwszy piętnaście lat temu, zaskoczyła mnie olbrzymia przestrzeń, jaką oddano do dyspozycji narciarzom. Ponad 30 proc. tras jest sztucznie dośnieżanych, zima jest stosunkowo ciepła i słoneczna. Chcąc jednak pojeździć bardziej rekreacyjnie, odwiedziłabym raczej rejon Chamonix. W Polsce ze względu na wyciągi, przygotowanie tras i armatki do produkcji śniegu warto się wybrać do Szczyrku. Polecić można jeszcze Kasprowy Wierch (choć głównie z powodu lokalnego patriotyzmu) i Szklarską Porębę (duże inwestycje i dość dobre warunki).
Tomasz Osuchowski
skialpinista, dziennikarz "Magazynu Narciarskiego"
Dobrze jeżdżący turyści powinni wybrać Rettenbacher Gletscher (w dolinie Ötzal), Mölltaler Gletscher (w Karyntii) lub lodowiec w dolinie Pitzal. Miejsca te gwarantują mocne wrażenia dzięki kilkunastu kilometrom ciekawych tras i najnowocześniejszym wyciągom. Można tu zjeżdżać wówczas, gdy na niżej położonych terenach jeszcze nie ma bądź już nie ma śniegu. Polecam także trzy inne alpejskie miejscowości: Ischgl w regionie Silvretta, Lech w Arlbergu oraz Nasfeld w Karyntii (tu planowany jest bieg zjazdowy podczas igrzysk, o których organizację ubiega się Klagenfurt). Poza wzorowo przygotowanymi trasami turysta znajdzie także bogatą ofertę kulturalną. W Polsce w zasadzie tylko Kasprowy Wierch może dać przedsmak alpejskiego zjazdu, niestety w sezonie trzeba długo stać w kolejce po bilety, a trasa nie zawsze jest dobrze przygotowana.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.