Jeśli ktoś miał złudzenia, że służby specjalne robią tylko rzeczy zgodne z prawem, powinien czym prędzej je porzucić
I nie tylko dlatego, że politycy prawicy znowu przypomnieli o bezprawnych działaniach tzw. zespołu inspekcyjno-operacyjnego UOP, kierowanego przez płk. Jana Lesiaka. Oczywiście, demokratyczne państwo stara się służby okiełznać i jak najściślej je kontrolować, lecz kontrola ta prawie nigdy nie wkracza w sferę tajnych działań operacyjnych albo wkracza bardzo płytko. Stella Rimington, pierwsza kobieta na stanowisku szefa wywiadu brytyjskiego, twierdziła, że ponad 80 proc. działań służb specjalnych polega poza tym na grach operacyjnych, czyli sprawdzaniu konstruowanych przez nie same scenariuszy. Można by wręcz zapytać, czy służby tym się zajmujące są w ogóle państwu potrzebne. Płk Lesiak jest o tyle fenomenem, że działał przez siedem lat, przy kilku szefach UOP i zawsze był przydatny. Przecież jego sejf otwarto dopiero latem 1997 r. Czy płk Kapkowski, który kierował wtedy UOP, nie wiedział, co zespół Lesiaka robił choćby przeciwko "Wprost" przez prawie cały 1996 r.? Czy nie słyszał o akcji pod kryptonimem "Joanna"? Wniosek jest prosty: część służb specjalnych robi brudną robotę, a politycy to akceptują. Jeśli nie ma o tym śladu w dokumentach, politycy uważają, że mają czyste sumienie. Nic z tego - są tylko bardziej profesjonalni i cyniczni. Resztki zapisków znalezione przy okazji działań grupy Lesiaka przeciwko prawicy świadczą natomiast o pewnej naiwnej prostolinijności ówczesnych szefów UOP. Jak widać, w tym fachu to się nie opłaca.
Więcej możesz przeczytać w 45/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.