"Ja zasugerowałem, żeby się żony spotkały. Bo byśmy pomogli żonie [Kaniewskiego]... A on mówi [Pęczak]: bo tam miał być jakiś prezent. Ja mówię: To akurat Małgosia [żona Popendy] wtedy żonie [Kaniewskiego] poda. A [Pęczak] mówi: wiesz, lepiej to zrobić bezpośrednio, przeze mnie. To nie żony, to ja to załatwię" - cytuje "Gazeta Wyborcza" Popendę. Dochnal: "Nie, nie, nie, po prostu nie! Tak [czyli - w taki sposób] nie!".
"Dochnal waha się jednak, czy w ogóle warto dawać łapówkę Kaniewskiemu. Nie jest bowiem pewne, czy pozostanie on ministrem w nowym rządzie po spodziewanym w maju odejściu Leszka Millera. Dochnal chce też, by wpierw Kaniewski zobowiązał się do +załatwienia sprawy+ - by rosyjskie koncerny Łukoil i RAO-JES (klienci Dochnala) mogły kupić polskie zakłady energetyczne i Rafinerię Gdańską. Z kilku późniejszych podsłuchów wynika, że do spotkania żon nie dochodzi, a Dochnal postanawia w końcu przekazać prezent przez Pęczaka. Ten potrzebuje pretekstu, by dopchać się do ministra i spokojnie z nim porozmawiać" - informuje "Gazeta Wyborcza".
"23 kwietnia Pęczak melduje Popendzie, że przekazał prezent i - prawdopodobnie - pieniądze. Informacja Pęczaka, że przekazał Kaniewskiemu +rzecz+ i +połówkę puli+, nie musi świadczyć o tym, że Pęczak naprawdę łapówkę ministrowi przekazał. Dowodzi jednak, że Pęczak tę +rzecz+ i +pulę+ właśnie w tym celu od Dochnala wziął" - podkreśla gazeta.
ss, pap
Czytaj też: Kaniewski nie wziął