Lewica twierdzi, że w Polsce istnieje ogromna wspólnota biednych, których łączą takie same interesy, a partie lewicowe służą biednym. Lewica wyznaje przy tym zasadę "opodatkuj i wydaj".
Nie waha się obiecywać rzeczy nierealnych. "Naszym zamiarem nie jest przyrzekanie cudów, ale gdybyśmy obiecali gruszki na wierzbie, one tam wyrosną" - powiedział w ostatnią niedzielę Leszek Miller. Istnienie biednych, którym obiecuje się gruszki na wierzbie, jest przeto wręcz warunkiem utrzymania się lewicy na scenie politycznej. Co ciekawe, Polacy są zdania, że lepiej się przyznawać do biedy niż do powodzenia. Aż 35 proc. badanych przez CBOS uważa, że co drugi Polak jest biedakiem (w 1993 r. sądziło tak 65 proc. ankietowanych), zaś według GUS, biedni stanowią 13 proc. społeczeństwa. Rzeczywiście biedni rzadko zdają sobie przy tym sprawę, jak kosztowne są lewicowe recepty na wyrwanie ich z biedy.
Prawica oszczędza i powiększa dochody, lewica wydaje zarobione przez prawicę pieniądze.
Jest regułą, że lewicowe rządy powiększają deficyt budżetowy, o 10-20 proc. maleje stopa oszczędności, słabnie pieniądz, rośnie inflacja. "Socjaliści zwykle zastają pełną kasę po rządach konserwatywnych. Oni mogą myśleć o państwie w perspektywie jednej kadencji, my musimy zakładać horyzont co najmniej dwukrotnie dłuższy. Robimy tak nie dlatego, że brakuje nam politycznego sprytu, lecz dlatego, że tylko tak możemy obronić wolny rynek - jedyny uczciwy i naturalny sposób gospodarowania" - mówiła Margaret Thatcher, była premier Wielkiej Brytanii. Tony Blair odnosi sukcesy także dlatego, że rządy Margaret Thatcher i Johna Majora uczyniły z Wielkiej Brytanii jeden z najzdrowszych gospodarczo krajów Unii Europejskiej. Socjaldemokratyczne rządy Willy?ego Brandta i Helmuta Schmidta w Niemczech konsumowały dorobek Ludwiga Erharda. Francois Mitterrand korzystał we Francji z efektów ożywienia gospodarczego za rządów Georges?a Pompidou i Valery?ego Giscarda D?Estaing. W Polsce reformy przygotowane przez rządy solidarnościowe w latach 1989-1993 były jednym z głównych powodów osiągnięcia w następnych latach tempa wzrostu w wysokości 5-7 proc. i obniżenia inflacji poniżej 10 proc. Rządy centroprawicowe między innymi załatwiły redukcję długu zagranicznego o połowę, zgromadziły kilkanaście miliardów dolarów rezerw walutowych, odebrały państwu wpływ na politykę banku centralnego. Co zrobiła z tym lewica? Doprowadziła do wzrostu deficytu handlowego (w 1996 r. sięgał 12,6 mld USD; był dwukrotnie wyższy niż w roku poprzednim) i deficytu obrotów bieżących. Warunki makroekonomiczne były niestabilne, reformy odłożone, a proste źródła wzrostu wykorzystane.
Prawica prywatyzuje, lewica nacjonalizuje lub komercjalizuje.
Kiedy Margaret Thatcher doszła do władzy, w krótkim czasie zlikwidowano niemal wszystkie dotacje dla przedsiębiorstw państwowych, a te, które znalazły nabywców, sprzedano. Prywatyzował gospodarkę również Georges Pompidou. Odwrotnie postępował w Chile socjalista Salvador Allende, który wręcz renacjonalizował prywatną własność. W Polsce procesy prywatyzacyjne ruszyły dzięki uporowi liberalnych polityków, między innymi Janusza Lewandowskiego. Kiedy lewica doszła do władzy, tempo prywatyzacji spadło (w latach 1990-1993 sprywatyzowano 2526 przedsiębiorstw, w latach 1993-1997 - 1560), a zamiast sprzedawania firm mieliśmy komercjalizację - przedsiębiorstwa państwowe stały się jednoosobowymi spółkami skarbu państwa. Leszek Miller, lider SLD, do dziś podkreśla, że państwo jest na rynku pełnoprawnym podmiotem gospodarczym. "Państwo na rynku oznacza albo dumping, albo monopol, albo korupcję" - mówi tymczasem prof. Milton Friedman, noblista w dziedzinie ekonomii. "Rządy mają podtrzymywać własność prywatną, a nie ją odbierać czy z nią konkurować" - dodaje prof. Lester C. Thurow, amerykański ekonomista.
Prawica obniża podatki, lewica podwyższa.
Niskie podatki sprzyjają oszczędności i inwestowaniu, czyli wzrostowi i tworzeniu miejsc pracy, wysokie zaś powodują recesję, wzrost bezrobocia i rozrost szarej strefy. Wedle badań OECD, obniżenie podatków dochodowych o 10 proc. stymuluje wzrost inwestycji o 2 proc., przyspiesza tempo wzrostu o 0,2 proc. i redukuje bezrobocie o 1,5-2 proc. Lewica podnosi podatki, by budżet wytrzymał wysokie wydatki socjalne. Do podniesienia podatków doszło, gdy ministrem finansów został Marek Borowski w utworzonym w 1993 r. rządzie SLD-PSL (o 5 proc. dla najbogatszych, o 3 proc. dla średnio zarabiających i o 1 proc. dla najmniej zarabiających). Centroprawicowa koalicja AWS-UW zamierzała już w 2002 r. wprowadzić tylko dwie stawki podatku - 18 i 28 proc. Obstrukcja lewicowej opozycji i weto prezydenta uniemożliwiły to, doprowadzając do faktycznego podniesienia podatków w 2000 r.
Prawica stwarza każdemu szanse bogacenia się, lewica pilnuje, by różnice dochodów nie były zbyt duże.
Politykę Margaret Thatcher nazwano kapitalizmem ludowym - każdy mógł zostać prywatnym właścicielem (prywatyzowano nawet mienie komunalne) lub dysponentem kapitału. Możliwość bogacenia się jest najważniejszą siłą napędową gospodarki. Jak twierdzi Lester Thurow, inwestuje się, by przyszły poziom konsumpcji był wyższy niż aktualny. Lewica zwraca z kolei uwagę na spłaszczanie dochodów, głównie poprzez wysokie progresywne podatki PIT. Rezultatem socjalistycznej polityki spłaszczania dochodów w latach 70. w Europie jest tymczasem wzrost różnic w dochodach: 1 proc. najbogatszych ludzi świata dysponuje 40 proc. kapitału globalnego, podczas gdy w latach 70. posiadali oni ok. 20 proc. tego kapitału.
Prawica dąży do rozszerzania wolności gospodarczej, lewica koncesjonuje i rozszerza redystrybucję.
Ograniczanie wolności gospodarczej służy utrzymaniu socjalnych wydatków państwa, a pośrednio - poparcia elektoratu. To sprawia, że tak ważni są dla lewicy emeryci, najwięksi beneficjanci państwa opiekuńczego, tracą zaś najmłodsi. Przewiduje się, że w 2030 r. emerytury będą pochłaniały w Europie 50 proc. PKB. Wedle dziennika "Financial Times", w Polsce oddaje się osobom starszym 21 proc. PKB, co jest światowym rekordem. Emerytów się hołubi, gdyż znaczący ich odsetek idzie do urn, a najmłodsi nie mają jeszcze prawa głosu. Ale polityka wysokiej redystrybucji prowadzi do tego, że dług publiczny oraz zobowiązania emerytalne i z ubezpieczeń społecznych stanowią już 356 proc. PKB Włoch, 346 proc. PKB Kanady, 307 proc. PKB Belgii, 272 proc. PKB Danii. Przeciętne państwo opiekuńcze na Zachodzie pochłania 65 proc. wpływów podatkowych, a jeśli nic się nie zmieni, w 2003 r. pochłonie 75 proc., a w 2013 r. - 100 proc.
Prawica wspiera reguły wolnego rynku, lewica wspiera odrzuconych przez wolny rynek.
Lewica właściwie nie mogłaby wygrywać wyborów, gdyby nie istniała kategoria biednych, odrzuconych przez wolny rynek lub słabo się na nim adaptujących. Często politycy lewicowi wręcz konserwują biedę i kłopoty swojego elektoratu. To, że PSL sprzeciwia się dopuszczeniu cudzoziemców do wolnego obrotu ziemią, sprawia, że na tym rynku panuje bezruch; ceny są niskie, a chłopi nie mają szans na pozyskanie kapitału. Zajmowanie się biednymi rodzi wiele ekonomicznych absurdów. W Grecji emeryci otrzymywali do niedawna 107 proc. przeciętnej płacy, w Niemczech inwalidom wypłacano 100 proc. wynagrodzenia, zasiłki macierzyńskie w Portugalii stanowiły 124 proc. płacy, a w Skandynawii bezrobotni otrzymywali 90 proc. zarobków. Ludziom powodziło się lepiej, gdy nie pracowali. W obecnej kadencji Sejmu SLD i PSL przedstawiły projekty kilkunastu projektów ustaw, dających ich politycznej klienteli krótszy tydzień pracy (skutkiem byłby spadek produkcji o 0,9 proc., obni- żenie tempa wzrostu o 0,8 proc.), wyższe świadczenia społeczne, w tym zasiłki rodzinne i opiekuńcze, dłuższe urlopy macierzyńskie (kosztowałoby to 450 mln zł rocznie), wyższe emerytury, umorzenie odsetek od nie spłaconych kredytów lub wręcz darowanie części długów. Aby zrealizować choćby najbardziej powściągliwe z tych projektów, trzeba by znaleźć w budżecie, czyli najpewniej podnosząc wszystkim podatki, prawie 20 mld zł.
Prawica ogranicza biurokrację, lewica ją rozbudowuje.
To, że prawie trzecia część polskiego PKB jest redystrybuowana przez budżet, sprawia, iż trzeba utrzymywać armię biurokratów. Dodatkowo - wskutek istnienia skomplikowanego systemu podatkowego - równie liczny jest aparat skarbowy państwa. Mimo to efektywna stopa podatkowa wynosi ledwie 16,3 proc. (dla wszystkich podatników). Uproszczenie podatków umożliwiłoby redukcję aparatu fiskalnego o połowę i poprawienie jego efektywności. Biurokracja jest też potrzebna do nadzorowania wciąż dużego (40 proc.) publicznego sektora gospodarki.
Prawica tworzy miejsca pracy, lewica rozbudowuje system opieki i zasiłków dla bezrobotnych.
Budowane przez lewicę państwo opiekuńcze ogranicza przyrost nowych miejsc pracy. Bezrobotni tak długo pozostają bez pracy, że właściwie można ich uważać za osoby trwale wyłączone z procesu produkcji: we Francji 39 proc. bezrobotnych pozostaje bez pracy dłużej niż rok, w Niemczech - 46 proc., w Stanach Zjednoczonych - tylko 11 proc. Lester Thurow podaje, że w w latach 1973-1994 w Europie realnie nie zwiększyła się liczba nowych miejsc pracy, w USA przybyło ich natomiast 38 mln. W Europie nie ma wielu gałęzi przemysłu, które mimo niewielkich płac utrzymują miejsca pracy i umożliwiają pracownikom szkolenia. Tworzenie miejsc pracy stało się nieopłacalne (Niemcy inwestują co roku za granicą ok. 25 mld DM, cudzoziemcy w Niemczech - 2 mld DM).
Prawica egzekwuje prawo, lewica je liberalizuje i relatywizuje jego działanie.
Prawica czyni z prawa narzędzie rozstrzygania wszelkiego rodzaju konfliktów. Lewica stara się natomiast często uczynić z prawa narzędzie polityki społecznej. To powoduje - jak wynika z badań OECD i Transparency International - rozrost szarej strefy, wzrost korupcji i uzależnia wiele decyzji od woli urzędnika, a wreszcie zmniejsza zaufanie obywatela do państwa, rodzi poczucie niepewności i braku bezpieczeństwa. Czy to przypadek, że w 1992 r. istniały w Polsce trzy rodzaje kontyngentów, a trzy lata później było ich już 49? Czy to normalne, że orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego mogły być do niedawna zmieniane przez parlament? Dlaczego w Polsce tolerowano zawieranie intratnych kontraktów rządowych bez procedury przetargowej? Jak posłowie mogą łączyć pracę legislacyjną z działaniem w biznesie? Wystarczy zsumować społeczne i gospodarcze skutki działań lewicy dla dobra społeczeństwa, zwłaszcza dla dobra najbiedniejszych, by się zorientować, że lewicowa polityka i skonstruowane przez nią państwo opiekuńcze są najkosztowniejszą formą demokracji. "Partie lewicowe nadal mogą być wybierane, jeśli partie konserwatywne wystarczająco źle poprowadzą politykę, lecz nie mają nic pozytywnego do zaproponowania" - napisał Lester C. Thurow w "Przyszłości kapitalizmu".
Prawica oszczędza i powiększa dochody, lewica wydaje zarobione przez prawicę pieniądze.
Jest regułą, że lewicowe rządy powiększają deficyt budżetowy, o 10-20 proc. maleje stopa oszczędności, słabnie pieniądz, rośnie inflacja. "Socjaliści zwykle zastają pełną kasę po rządach konserwatywnych. Oni mogą myśleć o państwie w perspektywie jednej kadencji, my musimy zakładać horyzont co najmniej dwukrotnie dłuższy. Robimy tak nie dlatego, że brakuje nam politycznego sprytu, lecz dlatego, że tylko tak możemy obronić wolny rynek - jedyny uczciwy i naturalny sposób gospodarowania" - mówiła Margaret Thatcher, była premier Wielkiej Brytanii. Tony Blair odnosi sukcesy także dlatego, że rządy Margaret Thatcher i Johna Majora uczyniły z Wielkiej Brytanii jeden z najzdrowszych gospodarczo krajów Unii Europejskiej. Socjaldemokratyczne rządy Willy?ego Brandta i Helmuta Schmidta w Niemczech konsumowały dorobek Ludwiga Erharda. Francois Mitterrand korzystał we Francji z efektów ożywienia gospodarczego za rządów Georges?a Pompidou i Valery?ego Giscarda D?Estaing. W Polsce reformy przygotowane przez rządy solidarnościowe w latach 1989-1993 były jednym z głównych powodów osiągnięcia w następnych latach tempa wzrostu w wysokości 5-7 proc. i obniżenia inflacji poniżej 10 proc. Rządy centroprawicowe między innymi załatwiły redukcję długu zagranicznego o połowę, zgromadziły kilkanaście miliardów dolarów rezerw walutowych, odebrały państwu wpływ na politykę banku centralnego. Co zrobiła z tym lewica? Doprowadziła do wzrostu deficytu handlowego (w 1996 r. sięgał 12,6 mld USD; był dwukrotnie wyższy niż w roku poprzednim) i deficytu obrotów bieżących. Warunki makroekonomiczne były niestabilne, reformy odłożone, a proste źródła wzrostu wykorzystane.
Prawica prywatyzuje, lewica nacjonalizuje lub komercjalizuje.
Kiedy Margaret Thatcher doszła do władzy, w krótkim czasie zlikwidowano niemal wszystkie dotacje dla przedsiębiorstw państwowych, a te, które znalazły nabywców, sprzedano. Prywatyzował gospodarkę również Georges Pompidou. Odwrotnie postępował w Chile socjalista Salvador Allende, który wręcz renacjonalizował prywatną własność. W Polsce procesy prywatyzacyjne ruszyły dzięki uporowi liberalnych polityków, między innymi Janusza Lewandowskiego. Kiedy lewica doszła do władzy, tempo prywatyzacji spadło (w latach 1990-1993 sprywatyzowano 2526 przedsiębiorstw, w latach 1993-1997 - 1560), a zamiast sprzedawania firm mieliśmy komercjalizację - przedsiębiorstwa państwowe stały się jednoosobowymi spółkami skarbu państwa. Leszek Miller, lider SLD, do dziś podkreśla, że państwo jest na rynku pełnoprawnym podmiotem gospodarczym. "Państwo na rynku oznacza albo dumping, albo monopol, albo korupcję" - mówi tymczasem prof. Milton Friedman, noblista w dziedzinie ekonomii. "Rządy mają podtrzymywać własność prywatną, a nie ją odbierać czy z nią konkurować" - dodaje prof. Lester C. Thurow, amerykański ekonomista.
Prawica obniża podatki, lewica podwyższa.
Niskie podatki sprzyjają oszczędności i inwestowaniu, czyli wzrostowi i tworzeniu miejsc pracy, wysokie zaś powodują recesję, wzrost bezrobocia i rozrost szarej strefy. Wedle badań OECD, obniżenie podatków dochodowych o 10 proc. stymuluje wzrost inwestycji o 2 proc., przyspiesza tempo wzrostu o 0,2 proc. i redukuje bezrobocie o 1,5-2 proc. Lewica podnosi podatki, by budżet wytrzymał wysokie wydatki socjalne. Do podniesienia podatków doszło, gdy ministrem finansów został Marek Borowski w utworzonym w 1993 r. rządzie SLD-PSL (o 5 proc. dla najbogatszych, o 3 proc. dla średnio zarabiających i o 1 proc. dla najmniej zarabiających). Centroprawicowa koalicja AWS-UW zamierzała już w 2002 r. wprowadzić tylko dwie stawki podatku - 18 i 28 proc. Obstrukcja lewicowej opozycji i weto prezydenta uniemożliwiły to, doprowadzając do faktycznego podniesienia podatków w 2000 r.
Prawica stwarza każdemu szanse bogacenia się, lewica pilnuje, by różnice dochodów nie były zbyt duże.
Politykę Margaret Thatcher nazwano kapitalizmem ludowym - każdy mógł zostać prywatnym właścicielem (prywatyzowano nawet mienie komunalne) lub dysponentem kapitału. Możliwość bogacenia się jest najważniejszą siłą napędową gospodarki. Jak twierdzi Lester Thurow, inwestuje się, by przyszły poziom konsumpcji był wyższy niż aktualny. Lewica zwraca z kolei uwagę na spłaszczanie dochodów, głównie poprzez wysokie progresywne podatki PIT. Rezultatem socjalistycznej polityki spłaszczania dochodów w latach 70. w Europie jest tymczasem wzrost różnic w dochodach: 1 proc. najbogatszych ludzi świata dysponuje 40 proc. kapitału globalnego, podczas gdy w latach 70. posiadali oni ok. 20 proc. tego kapitału.
Prawica dąży do rozszerzania wolności gospodarczej, lewica koncesjonuje i rozszerza redystrybucję.
Ograniczanie wolności gospodarczej służy utrzymaniu socjalnych wydatków państwa, a pośrednio - poparcia elektoratu. To sprawia, że tak ważni są dla lewicy emeryci, najwięksi beneficjanci państwa opiekuńczego, tracą zaś najmłodsi. Przewiduje się, że w 2030 r. emerytury będą pochłaniały w Europie 50 proc. PKB. Wedle dziennika "Financial Times", w Polsce oddaje się osobom starszym 21 proc. PKB, co jest światowym rekordem. Emerytów się hołubi, gdyż znaczący ich odsetek idzie do urn, a najmłodsi nie mają jeszcze prawa głosu. Ale polityka wysokiej redystrybucji prowadzi do tego, że dług publiczny oraz zobowiązania emerytalne i z ubezpieczeń społecznych stanowią już 356 proc. PKB Włoch, 346 proc. PKB Kanady, 307 proc. PKB Belgii, 272 proc. PKB Danii. Przeciętne państwo opiekuńcze na Zachodzie pochłania 65 proc. wpływów podatkowych, a jeśli nic się nie zmieni, w 2003 r. pochłonie 75 proc., a w 2013 r. - 100 proc.
Prawica wspiera reguły wolnego rynku, lewica wspiera odrzuconych przez wolny rynek.
Lewica właściwie nie mogłaby wygrywać wyborów, gdyby nie istniała kategoria biednych, odrzuconych przez wolny rynek lub słabo się na nim adaptujących. Często politycy lewicowi wręcz konserwują biedę i kłopoty swojego elektoratu. To, że PSL sprzeciwia się dopuszczeniu cudzoziemców do wolnego obrotu ziemią, sprawia, że na tym rynku panuje bezruch; ceny są niskie, a chłopi nie mają szans na pozyskanie kapitału. Zajmowanie się biednymi rodzi wiele ekonomicznych absurdów. W Grecji emeryci otrzymywali do niedawna 107 proc. przeciętnej płacy, w Niemczech inwalidom wypłacano 100 proc. wynagrodzenia, zasiłki macierzyńskie w Portugalii stanowiły 124 proc. płacy, a w Skandynawii bezrobotni otrzymywali 90 proc. zarobków. Ludziom powodziło się lepiej, gdy nie pracowali. W obecnej kadencji Sejmu SLD i PSL przedstawiły projekty kilkunastu projektów ustaw, dających ich politycznej klienteli krótszy tydzień pracy (skutkiem byłby spadek produkcji o 0,9 proc., obni- żenie tempa wzrostu o 0,8 proc.), wyższe świadczenia społeczne, w tym zasiłki rodzinne i opiekuńcze, dłuższe urlopy macierzyńskie (kosztowałoby to 450 mln zł rocznie), wyższe emerytury, umorzenie odsetek od nie spłaconych kredytów lub wręcz darowanie części długów. Aby zrealizować choćby najbardziej powściągliwe z tych projektów, trzeba by znaleźć w budżecie, czyli najpewniej podnosząc wszystkim podatki, prawie 20 mld zł.
Prawica ogranicza biurokrację, lewica ją rozbudowuje.
To, że prawie trzecia część polskiego PKB jest redystrybuowana przez budżet, sprawia, iż trzeba utrzymywać armię biurokratów. Dodatkowo - wskutek istnienia skomplikowanego systemu podatkowego - równie liczny jest aparat skarbowy państwa. Mimo to efektywna stopa podatkowa wynosi ledwie 16,3 proc. (dla wszystkich podatników). Uproszczenie podatków umożliwiłoby redukcję aparatu fiskalnego o połowę i poprawienie jego efektywności. Biurokracja jest też potrzebna do nadzorowania wciąż dużego (40 proc.) publicznego sektora gospodarki.
Prawica tworzy miejsca pracy, lewica rozbudowuje system opieki i zasiłków dla bezrobotnych.
Budowane przez lewicę państwo opiekuńcze ogranicza przyrost nowych miejsc pracy. Bezrobotni tak długo pozostają bez pracy, że właściwie można ich uważać za osoby trwale wyłączone z procesu produkcji: we Francji 39 proc. bezrobotnych pozostaje bez pracy dłużej niż rok, w Niemczech - 46 proc., w Stanach Zjednoczonych - tylko 11 proc. Lester Thurow podaje, że w w latach 1973-1994 w Europie realnie nie zwiększyła się liczba nowych miejsc pracy, w USA przybyło ich natomiast 38 mln. W Europie nie ma wielu gałęzi przemysłu, które mimo niewielkich płac utrzymują miejsca pracy i umożliwiają pracownikom szkolenia. Tworzenie miejsc pracy stało się nieopłacalne (Niemcy inwestują co roku za granicą ok. 25 mld DM, cudzoziemcy w Niemczech - 2 mld DM).
Prawica egzekwuje prawo, lewica je liberalizuje i relatywizuje jego działanie.
Prawica czyni z prawa narzędzie rozstrzygania wszelkiego rodzaju konfliktów. Lewica stara się natomiast często uczynić z prawa narzędzie polityki społecznej. To powoduje - jak wynika z badań OECD i Transparency International - rozrost szarej strefy, wzrost korupcji i uzależnia wiele decyzji od woli urzędnika, a wreszcie zmniejsza zaufanie obywatela do państwa, rodzi poczucie niepewności i braku bezpieczeństwa. Czy to przypadek, że w 1992 r. istniały w Polsce trzy rodzaje kontyngentów, a trzy lata później było ich już 49? Czy to normalne, że orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego mogły być do niedawna zmieniane przez parlament? Dlaczego w Polsce tolerowano zawieranie intratnych kontraktów rządowych bez procedury przetargowej? Jak posłowie mogą łączyć pracę legislacyjną z działaniem w biznesie? Wystarczy zsumować społeczne i gospodarcze skutki działań lewicy dla dobra społeczeństwa, zwłaszcza dla dobra najbiedniejszych, by się zorientować, że lewicowa polityka i skonstruowane przez nią państwo opiekuńcze są najkosztowniejszą formą demokracji. "Partie lewicowe nadal mogą być wybierane, jeśli partie konserwatywne wystarczająco źle poprowadzą politykę, lecz nie mają nic pozytywnego do zaproponowania" - napisał Lester C. Thurow w "Przyszłości kapitalizmu".
Więcej możesz przeczytać w 50/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.