Obdarzonym wszelkimi talentami tuzom SLD - Millerowi i Siwcowi - słoń nadepnął na uszka, ale od czego odwaga i determinacja
Na Boże Narodzenie cały świat pięknieje. Zwierzęta zaczynają mówić ludzkim głosem, a politycy kolędują. Dzięki pomysłowości i sprawności Radia Zet na rynek muzyczny przed świętami trafiło niezwykłe nagranie. Szesnaście znanych osób, głównie ze świata polityki, usiłowało zaśpiewać "Wśród nocnej ciszy". Ponieważ brałem udział w tym odważnym przedsięwzięciu, zdradzę trochę szczegółów. Każdy nagrywał swoje wystąpienie oddzielnie, później zawodowcy to wszystko zmontowali jak należy, dodali chórki, chmurki, podkład komputerowy, westchnienia i pienia, i wyszedł hit notowany na listach przebojów.
Jest w tej kolędzie coś autentycznie polskiego i prawdziwego, zmuszającego do głębokiej refleksji i ożywiającego ciepłe uczucia. Poniższa recenzja nie będzie oczywiście obiektywna, bo sam byłem jednym z chórzystów i z góry proszę o wybaczenie. A oto, co mam do powiedzenia.
Zaczynają dwa piękne głosy, rzec można profesjonalne. Ksiądz Henryk Jankowski - w końcu zawodowiec - nie przynosi wstydu Prawdziwym Polakom, gdy każe "siem" wybierać do Betlejem. Czysto, jasno, prosto. I w dodatku w idealnej harmonii z drugim pięknym głosem, należącym do Danuty Waniek. Są w żeńskiej części SLD prawdziwe śpiewacze talenty. Na własne uszy słyszałem przed laty, jak pięknie śpiewa kościelne pieśni Barbara Blida. W ogóle panie po tej stronie są i do tańca, i do różańca. Mimo że Pan Bóg najwyraźniej poskąpił Izabelli Sierakowskiej operowego głosu, posłanka SLD w hitowej kolędzie po prostu rapuje. Oczywiście ku zgorszeniu prawicy i z pewnością części hierarchów Kościoła.
Nie będę relacjonował całej płyty, bo kilku głosów sam nie mogę zidentyfikować. Tak więc tylko niektóre, mocniejsze wejścia. Dzielnym, ale nieco zbolałym głosem kolęduje Janusz Onyszkiewicz. Jak ranny żołnierz po bitwie. Nieznośnie buczą Leszek Miller, Marek Siwiec i Janusz Korwin-Mikke.Ten ostatni jak zwykle demonstruje śmiałość i brak skrupułów. I jak zwykle - kula w płot albo Panu Bogu w okno. Nie wykluczam nawet, że po pieniach Korwin-Mikkego Stwórca to okno szybko zamknął, aby już nie słyszeć polskiego buczenia. Okazuje się, że obdarzonym wszelkimi talentami tuzom SLD - Millerowi i Siwcowi - słoń nadepnął na uszka, ale od czego odwaga i determinacja, skoro na prawicy też ze słuchem nie najlepiej. I już by się chyba cała kolęda zawaliła, gdyby nie wszedł nagle znowu piękny, srebrzysty głos, jakby gdzieś z góry, z ponad całego stada. To nieoceniona pomoc humanitarna Janiny Ochojskiej. Jest też bohaterski teno-baryton jakiegoś Ważnego Pasterza. Mocny, donośny, górujący nad pastwiskiem. To Marian Krzaklewski po raz kolejny dowodzi, że potrafi wszystko. Hanna Suchocka, Olga Krzyżanowska i Jan Król dzielnie reprezentują Unię Wolności. I od razu wiadomo, że to partia inteligencka, a nie ludowa czy robotnicza, bo kolędowanie nie jest najmocniejszą stroną jej polityków. Mój własny udział można właściwie pominąć. Jest krótki i cichy, prawie niezauważalny. Tak, jak powinno być w naszej politycznej kolędzie.
Na koniec słówko o jeszcze jednym talencie, który chyba nie lubi śpiewać w chórze. Zawsze wolał dyrygować lub chociażby zapowiadać. I okazuje się, że Lech Wałęsa może śmiało konkurować z Lucjanem Kydryńskim, Hirkiem Wroną czy Markiem Sierockim. Któż mógłby lepiej niż Lech Wałęsa poprowadzić polską kolędę?
Pora na konkluzję. Niby nic wielkiego. Świąteczny żart - podarunek od Radia Zet. A jednak w tym niewielkim utworze jest więcej niż nam się wydaje. Jakim cudem może powstać coś fajnego w wykonaniu tak dziwacznego chóru? Co naprawdę łączy Izabelę Sierakowską z prałatem Jankowskim, Leszka Millera z Marianem Krzaklewskim, Marka Siwca z Ryszardem Czarneckim i - nolens volens - Danutę Waniek z Januszem Korwin-Mikkem? Przecież nie chocholi taniec, tylko: "A - tam puka? - I cóż za tako nauka? Serce - ?? A to Polska właśnie".
Miłych Świąt Bożego Narodzenia.
Jest w tej kolędzie coś autentycznie polskiego i prawdziwego, zmuszającego do głębokiej refleksji i ożywiającego ciepłe uczucia. Poniższa recenzja nie będzie oczywiście obiektywna, bo sam byłem jednym z chórzystów i z góry proszę o wybaczenie. A oto, co mam do powiedzenia.
Zaczynają dwa piękne głosy, rzec można profesjonalne. Ksiądz Henryk Jankowski - w końcu zawodowiec - nie przynosi wstydu Prawdziwym Polakom, gdy każe "siem" wybierać do Betlejem. Czysto, jasno, prosto. I w dodatku w idealnej harmonii z drugim pięknym głosem, należącym do Danuty Waniek. Są w żeńskiej części SLD prawdziwe śpiewacze talenty. Na własne uszy słyszałem przed laty, jak pięknie śpiewa kościelne pieśni Barbara Blida. W ogóle panie po tej stronie są i do tańca, i do różańca. Mimo że Pan Bóg najwyraźniej poskąpił Izabelli Sierakowskiej operowego głosu, posłanka SLD w hitowej kolędzie po prostu rapuje. Oczywiście ku zgorszeniu prawicy i z pewnością części hierarchów Kościoła.
Nie będę relacjonował całej płyty, bo kilku głosów sam nie mogę zidentyfikować. Tak więc tylko niektóre, mocniejsze wejścia. Dzielnym, ale nieco zbolałym głosem kolęduje Janusz Onyszkiewicz. Jak ranny żołnierz po bitwie. Nieznośnie buczą Leszek Miller, Marek Siwiec i Janusz Korwin-Mikke.Ten ostatni jak zwykle demonstruje śmiałość i brak skrupułów. I jak zwykle - kula w płot albo Panu Bogu w okno. Nie wykluczam nawet, że po pieniach Korwin-Mikkego Stwórca to okno szybko zamknął, aby już nie słyszeć polskiego buczenia. Okazuje się, że obdarzonym wszelkimi talentami tuzom SLD - Millerowi i Siwcowi - słoń nadepnął na uszka, ale od czego odwaga i determinacja, skoro na prawicy też ze słuchem nie najlepiej. I już by się chyba cała kolęda zawaliła, gdyby nie wszedł nagle znowu piękny, srebrzysty głos, jakby gdzieś z góry, z ponad całego stada. To nieoceniona pomoc humanitarna Janiny Ochojskiej. Jest też bohaterski teno-baryton jakiegoś Ważnego Pasterza. Mocny, donośny, górujący nad pastwiskiem. To Marian Krzaklewski po raz kolejny dowodzi, że potrafi wszystko. Hanna Suchocka, Olga Krzyżanowska i Jan Król dzielnie reprezentują Unię Wolności. I od razu wiadomo, że to partia inteligencka, a nie ludowa czy robotnicza, bo kolędowanie nie jest najmocniejszą stroną jej polityków. Mój własny udział można właściwie pominąć. Jest krótki i cichy, prawie niezauważalny. Tak, jak powinno być w naszej politycznej kolędzie.
Na koniec słówko o jeszcze jednym talencie, który chyba nie lubi śpiewać w chórze. Zawsze wolał dyrygować lub chociażby zapowiadać. I okazuje się, że Lech Wałęsa może śmiało konkurować z Lucjanem Kydryńskim, Hirkiem Wroną czy Markiem Sierockim. Któż mógłby lepiej niż Lech Wałęsa poprowadzić polską kolędę?
Pora na konkluzję. Niby nic wielkiego. Świąteczny żart - podarunek od Radia Zet. A jednak w tym niewielkim utworze jest więcej niż nam się wydaje. Jakim cudem może powstać coś fajnego w wykonaniu tak dziwacznego chóru? Co naprawdę łączy Izabelę Sierakowską z prałatem Jankowskim, Leszka Millera z Marianem Krzaklewskim, Marka Siwca z Ryszardem Czarneckim i - nolens volens - Danutę Waniek z Januszem Korwin-Mikkem? Przecież nie chocholi taniec, tylko: "A - tam puka? - I cóż za tako nauka? Serce - ?? A to Polska właśnie".
Miłych Świąt Bożego Narodzenia.
Więcej możesz przeczytać w 52/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.