Łódzka prokuratura w związku z zaistniałą sytuacją rozważa możliwość nieudostępnienia komisji śledczej ds. PKN Orlen innych dokumentów ze śledztwa dotyczącego wiedeńskiego spotkania. Jak powiedziała Glapska-Dudkiewicz, prokuratura oburzona jest tym, że po raz kolejny po przekazaniu do komisji śledczej, upublicznione zostały dokumenty, które podlegają ochronie jako dokumenty śledztwa.
Jak twierdzi pełnomocnik Kulczyka prof. Jan Widacki, jego klient nie otrzymał protokołu przesłuchania, bo jest on jedynie w dyspozycji prokuratury i komisji śledczej. Rzeczniczka prasowa Prokuratury Apelacyjnej w Łodzi Małgorzata Glapska-Dudkiewicz zapewniła, że PA nie ujawniała żadnych informacji z piątkowego przesłuchania Kulczyka w Łodzi.
"Prokuratorzy bardzo poważnie biorą pod uwagę nieudostępnienie innych dokumentów śledztwa, w oparciu o przepis artykułu 156 par. 3 Kodeksu karnego. Zgodnie z treścią tego przepisu, w toku postępowania przygotowawczego akta sprawy udostępnia się za zgodą prokuratora, obrońcy, stronom postępowania, podejrzanym, pokrzywdzonym. Natomiast innym osobom tylko w wyjątkowych wypadkach" - oświadczyła prokurator.
Zastępca prokuratora generalnego Kazimierz Olejnik zapowiedział, że zostanie wszczęte śledztwo w sprawie tego przecieku, bo zostało popełnione przestepstwo.
Dodał, że łódzcy prokuratorzy są wstrząśnięci ujawnieniem zeznań Kulczyka. "Mówią wprost - interesy tego śledztwa zostały zagrożone. Pytają, jaka jest kondycja organów państwowych? Jak to jest, że materiały przygotowane dla najważniejszych instytucji w państwie, dla Sejmu, które powinny w sposób szczególny przestrzegać norm przepisów prawa, procedur - zostały upublicznione?" - podkreślił.
Z zeznań, których fragmenty odczytał dziennikarz TVN24, wynika, że Kulczyk nie wiedział, że w Wiedniu spotka się z Ałganowem. Miał jedynie wiedzieć, że będzie to wiceminister odpowiedzialny za energetykę w Rosji. Kulczyk twierdził, że być może stało się tak dlatego, że to on sam ustalał termin i szczegóły rozmów, bo jego asystentka w tym czasie była na urlopie. "Być może gdyby ten termin uzgadniała moja asystentka, to wymogłaby na Modeckim wskazanie nazwiska osoby, z którą miałem się spotkać" - powiedział. On bowiem - jak twierdził w zeznaniach - nie ma pamięci do nazwisk i nie jest w stanie ich zapamiętać, biorąc pod uwagę, że zdarza się, iż dziennie spotyka się z dziesięcioma lub więcej osobami, co daje 3 tys. spotkań w ciągu roku. Oświadczył, że gdyby wiedział, iż jego rozmówcą w Wiedniu będzie Władimir Ałganow, to czy do tego spotkania by nie doszło.
Kulczyk twierdził też, że nie zorientował się z kim ma do czynienia nawet wtedy, gdy zobaczył Ałganowa. Zwrócił dopiero uwagę na znane mu nazwisko, kiedy otrzymał jego wizytówkę. "Kiedy spojrzałem na wizytówkę, przekazaną mi przez niego, zwróciłem się do niego, że to nazwisko jest mi znane. On odpowiedział mi na to, że jego nazwisko kiedyś było w Polsce bardzo znane. Wtedy skojarzyłem, że jest to osoba, która odegrała istotną rolę w tak zwanej aferze Olina. Rozmówcą tym okazał się Władimir Ałganow" - zeznał Kulczyk.
"Powstał u mnie wówczas dylemat, czy wstać od stołu i wyjść, czy też zakończyć lunch i nie demonstrować kolejnych złych stosunków polsko-rosyjskich. Stwierdziłem, że skoro mam do czynienia z ważną osobą z ministerstwa energetyki rosyjskiego, to zdecydowałem się pozostać i dokończyć lunch" - powiedział Kulczyk.
Kulczyk zeznał, że nie ma on pewności, czy Władimir Ałganow wymienił na zakończenie ich wiedeńskiego spotkania nazwisko Wiesława Kaczmarka, który według ujawnionych notatek UOP i AW, sporządzonych po wiedeńskim spotkaniu miał być jedną z osób, która otrzymała milionową łapówkę za ułatwienia dla rosyjskiego Łukoila w prywatyzacji Rafinerii Gdańskiej.
"Pod koniec spotkania oświadczyłem wszystkim, że po powrocie do Polski poinformuję o naszym spotkaniu premiera. Żegnając się - tu nie mam pewności, czy byli tu Kuna i Żagiel, bo oni mogli płacić rachunek, był natomiast Modecki - Ałganow zażartował +żeby z tym interesem nie wyszło tak, jak z Rafinerią Gdańską, że minister podjął decyzję. Wymienił tu chyba nazwisko Wiesława Kaczmarka. Co do tego faktu nie jestem pewien, czy padło nazwisko pana Kaczmarka".
"W dalszym ciągu wypowiedzi Ałganowa wynikało, że Nafta Polska i jej zarząd - i tu także nie jestem pewien, czy padło nazwisko - załatwiali, jeździli, były jakieś koszty. Przy czym wydaje mi się, że ja zrozumiałem, że Ałganow powiedział, że była +wziatka+. Mówiąc o poniesionych kosztach Ałganow mrugnął przy tym okiem, czy też dał do zrozumienia, że są to na pewno koszty nieudokumentowane" - cytował dziennikarz TVN 24 fragment zeznań Kulczyka dotyczący zakończenia spotkania w Wiedniu.
"Na to Modecki spytał, to ile mieliście tych kosztów? Przy czym Modecki opowiedział w tym momencie krążącą po Warszawie plotkę, wynikającą z wypowiedzi przedstawicieli Łukoila w Polsce, z których wynikało, że poniesione przez Łukoil koszty wynosiły 275 mln dolarów, przy czym oferta opiewała na kwotę 270 mln dolarów" - brzmiały zeznania Kulczyka.
"Ałganow uśmiechnął się i skomentował to w ten sposób, że na podstawie jego wypowiedzi można było wywnioskować, że potwierdza tę plotkę. Pragnę zauważyć, że wszystko to odbywało się w bardzo luźnej konwencji, a ja dziś ze względu na upływ czasu nie jestem w stanie przytoczyć dokładnie sformułowań, jakich używaliśmy rozmawiając na ten temat" - czytał zeznania Kulczyka dziennikarz.
"Precyzując, ja zrozumiałem, że Ałganow powiedział o +wziatce+, zaś jego wypowiedź o poniesionych kosztach, rozumiałem jako poniesione, a nie udokumentowane koszty. Ja uważam, że wypowiedzi o poniesionych kosztach nie wiązałbym z ministrem Kaczmarkiem. Nie mogę powiedzieć do kogo bym to odniósł. Zresztą nie było mowy o żadnej konkretnej osobie. Pan Ałganow przywoływał w tej wypowiedzi ministra skarbu i zarząd Nafty Polskiej" - brzmiały zeznania.
em, pap