Niżankowski co prawda zaznaczył w swoim liście, że jest to jego prywatna opinia, ale list został napisany na firmowym papierze ministerstwa i zacytowany na forum UE jako stanowisko Polski. Brytyjski epidemiolog prof. Martin McKee na konferencji w Brukseli, podczas której zastanawiano się, jak duże są różnice w stanie zdrowia nowych i starych członków Unii i w jaki sposób te różnice zasypywać, powiedział że Polsce nie odpowiada termin "zdrowie dla wszystkich Europejczyków", bo pachnie komunizmem i powołał się na list, który wiceminister zdrowia Rafał Niżankowski skierował trzy miesiące temu do Davida Byrne'a, ówczesnego europejskiego komisarza ds. zdrowia i ochrony konsumentów.
Pod koniec listopada o takim stanowisku polskiego resortu zdrowia doniósł w rubryce, prezentującej "ciekawostki" "Financial Times". Wtedy nikt z ministerstwa zdrowia nie potrafił powiedzieć, co przytacza "FT". W czwartek "Gazeta Wyborcza" doniosła, że Bruksela ostro skrytykowała Polskę za "kuriozalny" list Niżankowskiego.
Balicki zapewnił, że opinia wyrażona w liście przez Niżankowskiego jest sprzeczna ze stanowiskiem rządu. Resort zdrowia był zawsze za równym dostępem pacjentów do opieki zdrowotnej - powiedział.
Dodał, że każdemu zdarza się popełniać błędy, ale taki błąd, jaki popełnił Niżankowski, nie powinien się zdarzyć, ponieważ pociągnął za sobą określone konsekwencje.
"Wypowiedź wiceministra mogła wprowadzić w błąd opinię europejską. A nasza polityka zdrowotna jest zgodna z wymogami Unii Europejskiej czy Rady Europy" - wyjaśnił Balicki.
Według ministra, każdy wysoki rangą urzędnik musi brać pod uwagę, wyrażając nawet swoje prywatne zdanie, czy jest ono zgodne ze stanowiskiem rządu. "Dlatego, niezależnie od tego, jak oceniam pracę Niżankowskiego, który przez ostatnie kilka miesięcy zrobił dużo dobrego dla zdrowia, musiałem złożyć taki wniosek" - wyjaśnił Balicki.
Resort zdrowia poinformował, że do unijnego komisarza ds. zdrowia i ochrony konsumentów został już wysłany list wyjaśniający stanowisko Polski w tej sprawie.
em, pap, "GW"