Marek Ungier, szef gabinetu prezydenta, nie mówi prawdy w sprawie afery Juventuru "To kuriozalne, że w demokratycznej Polsce można być 9 lat podejrzanym i samemu się o tym nie dowiedzieć" - mówił prezydent Kwaśniewski o sytuacji swojego ministra Marka Ungiera. "Nie wiedziałem, że organy wymiaru sprawiedliwości prowadzą w tej sprawie [afery w spółce Juventur], a w szczególności w stosunku do mnie, jakiekolwiek postępowanie" - stwierdził sam Ungier.
To nieprawda. Szef gabinetu prezydenta wiedział o toczącym się przeciwko niemu postępowaniu karnym. Skąd? Choćby od nas. W lipcu wysłaliśmy mu e-mail z pytaniem, dlaczego w 1993 r. jako prezes Juventuru wprowadził w błąd sąd gospodarczy (informując, że nowi akcjonariusze wpłacili do firmowej kasy 1,3 mld starych złotych za 4208 nowych akcji, chociaż było to kłamstwo). Kancelaria Prezydenta odpisała nam, że "odpowiedzi (...) należy szukać w dokumentacji (...) spółek, w których pan Marek Ungier działał w ramach kompetencji członka władz. Obecnie pan minister nie ma tytułu do udzielania informacji dotyczących tych spółek".
Pytania wysłaliśmy Ungierowi, gdy prokuratura potwierdziła nam, że przeciwko prezydenckiemu ministrowi toczy się śledztwo. Po lakonicznej odpowiedzi z Kancelarii Prezydenta poprosiliśmy śledczych o wyjaśnienie zarzutów wobec Ungiera. Na początku sierpnia wiceszef prokuratury rejonowej Warszawa Żoliborz Sławomir Santorek odmówił nam jednak wglądu w akta śledztwa prowadzonego przeciwko ministrowi.
Trudno uwierzyć, by o zarzutach postawionych Ungierowi przez prokuraturę nie poinformował go żaden z pięciu innych podejrzanych, jego bliskich współpracowników z władz Juventuru. Wśród nich jest Alojzy Choda, obecnie prezes polskiej filii niemieckiego towarzystwa ubezpieczeniowego Signal Iduna. Ungier zna go jeszcze z czasów pracy w aparacie ZSMP.
Prywata
Kilka dni temu o zarzutach wobec ministra i wlokącym się śledztwie napisała "Rzeczpospolita", informując, że jest on podejrzany o to, iż jako prezes BTM Juventur działał na szkodę tej spółki i poświadczył nieprawdę w dokumentach. Dotarliśmy do zeznań syndyka masy upadłościowej Juventuru złożonych w 1996 r. w prokuraturze. Maciej Pasek zeznał wtedy, że emisji nowych akcji Juventuru w ogóle nie opłacono, co oznacza, iż zarząd Marka Ungiera zarejestrował fałszywe podwyższenie kapitału. Wtedy jedynym nowym akcjonariuszem powołanym do rady nadzorczej Juventuru został przyjaciel Marka Ungiera - przedsiębiorca polonijny Tadeusz Kilian. Minister zapytany o finansowe i towarzyskie więzi łączące go z Kilianem oznajmił, że są to kwestie, które "dotyczą prawnie chronionej sfery prywatności". Ostrzegł, że publikacja na temat jego stosunków z Kilianem "może prowadzić do naruszenia dóbr osobistych".
Wspólna sfera prywatności Ungiera i biznesmena jest ściśle związana z interesami państwa, skoro kpt. Grzegorz Stępniak, funkcjonariusz BOR, na co dzień kierowca - oficer ochrony ministra, świadczy rozmaite usługi Kilianowi. Według Tadeusza Sznyka, eksoficera kontrwywiadu wojskowego, który przed laty zatrudniał Stępniaka w Urzędzie Rady Ministrów, kapitan myje auta Kiliana, wozi go samochodem i opiekuje się jego domem. - Pan Kilian jest moim przyjacielem - powiedział nam Stępniak. Według biura prasowego BOR, "pomoc świadczona znajomemu przez kpt. Grzegorza Stępniaka nie ma charakteru zarobkowego".
Przypadkowa ofiara
Ungier pomógł Kilianowi wejść do kilku spółek holdingu Juventur. Tym sposobem Kilian kupił w 1993 r. 81 proc. udziałów firmy Juventur Travel. Złoty interes zrobił na akcjach Towarzystwa Ubezpieczeń Turystycznych ATU. BTM Juventur współzakładał tę spółkę, a Ungier był w jej radzie nadzorczej. Kilian pożyczył Juventurowi Travel pieniądze na zakup akcji ATU w zamian za prawo ich pierwokupu. Nabył je, podstawiając inną spółkę, odkupioną od holdingu. Następnie Tadeusz Kilian znalazł jeszcze kupca na znajdującą się na skraju upadłości spółkę Juventur Travel. Bankruta odkupiła firma Normiko Holding, własność państwowego PFRON, który nadzorował ówczesny minister pracy Leszek Miller. Kilian zaś sprzedał akcje ATU z premią towarzystwu ubezpieczeniowemu Gerling z Kolonii. Jego prezesem był wtedy Alojzy Choda, dobry znajomy Ungiera.
Czy jedyną ofiarą nie rozliczonej afery Juventuru będzie tchórzliwy prokurator, który od 27 kwietnia 1998 r. nie odważył się przesłuchać dyrektora gabinetu prezydenta?
Pytania wysłaliśmy Ungierowi, gdy prokuratura potwierdziła nam, że przeciwko prezydenckiemu ministrowi toczy się śledztwo. Po lakonicznej odpowiedzi z Kancelarii Prezydenta poprosiliśmy śledczych o wyjaśnienie zarzutów wobec Ungiera. Na początku sierpnia wiceszef prokuratury rejonowej Warszawa Żoliborz Sławomir Santorek odmówił nam jednak wglądu w akta śledztwa prowadzonego przeciwko ministrowi.
Trudno uwierzyć, by o zarzutach postawionych Ungierowi przez prokuraturę nie poinformował go żaden z pięciu innych podejrzanych, jego bliskich współpracowników z władz Juventuru. Wśród nich jest Alojzy Choda, obecnie prezes polskiej filii niemieckiego towarzystwa ubezpieczeniowego Signal Iduna. Ungier zna go jeszcze z czasów pracy w aparacie ZSMP.
Prywata
Kilka dni temu o zarzutach wobec ministra i wlokącym się śledztwie napisała "Rzeczpospolita", informując, że jest on podejrzany o to, iż jako prezes BTM Juventur działał na szkodę tej spółki i poświadczył nieprawdę w dokumentach. Dotarliśmy do zeznań syndyka masy upadłościowej Juventuru złożonych w 1996 r. w prokuraturze. Maciej Pasek zeznał wtedy, że emisji nowych akcji Juventuru w ogóle nie opłacono, co oznacza, iż zarząd Marka Ungiera zarejestrował fałszywe podwyższenie kapitału. Wtedy jedynym nowym akcjonariuszem powołanym do rady nadzorczej Juventuru został przyjaciel Marka Ungiera - przedsiębiorca polonijny Tadeusz Kilian. Minister zapytany o finansowe i towarzyskie więzi łączące go z Kilianem oznajmił, że są to kwestie, które "dotyczą prawnie chronionej sfery prywatności". Ostrzegł, że publikacja na temat jego stosunków z Kilianem "może prowadzić do naruszenia dóbr osobistych".
Wspólna sfera prywatności Ungiera i biznesmena jest ściśle związana z interesami państwa, skoro kpt. Grzegorz Stępniak, funkcjonariusz BOR, na co dzień kierowca - oficer ochrony ministra, świadczy rozmaite usługi Kilianowi. Według Tadeusza Sznyka, eksoficera kontrwywiadu wojskowego, który przed laty zatrudniał Stępniaka w Urzędzie Rady Ministrów, kapitan myje auta Kiliana, wozi go samochodem i opiekuje się jego domem. - Pan Kilian jest moim przyjacielem - powiedział nam Stępniak. Według biura prasowego BOR, "pomoc świadczona znajomemu przez kpt. Grzegorza Stępniaka nie ma charakteru zarobkowego".
Przypadkowa ofiara
Ungier pomógł Kilianowi wejść do kilku spółek holdingu Juventur. Tym sposobem Kilian kupił w 1993 r. 81 proc. udziałów firmy Juventur Travel. Złoty interes zrobił na akcjach Towarzystwa Ubezpieczeń Turystycznych ATU. BTM Juventur współzakładał tę spółkę, a Ungier był w jej radzie nadzorczej. Kilian pożyczył Juventurowi Travel pieniądze na zakup akcji ATU w zamian za prawo ich pierwokupu. Nabył je, podstawiając inną spółkę, odkupioną od holdingu. Następnie Tadeusz Kilian znalazł jeszcze kupca na znajdującą się na skraju upadłości spółkę Juventur Travel. Bankruta odkupiła firma Normiko Holding, własność państwowego PFRON, który nadzorował ówczesny minister pracy Leszek Miller. Kilian zaś sprzedał akcje ATU z premią towarzystwu ubezpieczeniowemu Gerling z Kolonii. Jego prezesem był wtedy Alojzy Choda, dobry znajomy Ungiera.
Czy jedyną ofiarą nie rozliczonej afery Juventuru będzie tchórzliwy prokurator, który od 27 kwietnia 1998 r. nie odważył się przesłuchać dyrektora gabinetu prezydenta?
Więcej możesz przeczytać w 50/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.