Po wejściu w życie nowej ustawy zdrowotnej zmienił się sposób powoływania prezesa Funduszu. Obecnie kandydaturę, przedstawioną przez ministra zdrowia, zatwierdza Rada NFZ. Wcześniej szefa NFZ powoływał premier na wniosek ministrów zdrowia i finansów.
Jerzy Miller ma 52 lata, był członkiem Zarządu Narodowego Banku Polskiego i dyrektorem departamentu Komunikacji Społecznej NBP. Wcześniej pełnił funkcję prezesa Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Był wiceministrem finansów i wicewojewodą krakowskim. Zastąpił na stanowisku szefa NFZ Lesława Abramowicza, odwołanego na początku września. Jest piątym szefem Funduszu od 1 kwietnia 2003 roku, czyli od momentu wejścia w życie ustawy o powszechnym ubezpieczeniu w Narodowym Funduszu Zdrowia.
Miller po posiedzeniu Rady Funduszu powiedział, że po ponownym wyborze "perspektywa jego patrzenia jako szefa NFZ się wydłużyła". Dla prezesa najważniejsze w tym roku było pomyślne podpisanie umów z placówkami medycznymi na 2005 rok.
"Teraz patrzę z inną perspektywą. Chciałbym, aby warunki podpisywania kontraktów na 2006 rok były znane o wiele wcześniej niż w tym roku. Dlatego ważna będzie współpraca ze środowiskiem medycznym dla wypracowania wspólnego stanowiska" - wyjaśnił Miller.
Według niego, konieczne są zmiany w warunkach kontraktowania, gdyż lekarze teraz czasami do statystyk wpisują "dziwne schorzenia". "Jeżeli lekarz wpisuje nam do statystyki dziwne schorzenie, to w większości robi tak nie dlatego, że chce oszukać, ale bardzo często dlatego, że to jest bardziej korzystne finansowo dla placówki zdrowia" - zaznaczył prezes.
W ocenie Millera, w takiej sytuacji wina leży po obydwu stronach - po stronie płatnika czyli NFZ, bo takie warunki ustalił, ale także po stronie świadczeniodawcy, dlatego, że przyjmuje taką grę. "To jest trochę taka gra w ciuciubabkę, a ja jej nie chcę. Wolę grać przy podniesionej kurtynie" - powiedział prezes.
W ostatnich dniach mówiło się o różnicy zdań między prezesem NFZ a ministrem zdrowia Markiem Balickim w sprawie zaliczek za wykonane przez szpitale świadczenia. Minister opowiada się za udzielaniem zaliczek placówkom medycznym, Fundusz obawia się tego, tłumacząc, że w tym celu sam będzie musiał zaciągnąć kredyt, co może prowadzić do pogłębienia długu publicznego.
Minister zdrowia powiedział po posiedzeniu Rady NFZ, że w najbliższym czasie na pewno bardzo poważnie podejdą z Funduszem do projektu udzielania zaliczek, szczególnie dla tych placówek medycznych, które mają bardzo wysokie koszty udzielania świadczeń zdrowotnych.
"Dzisiaj jest tak, że duży szpital musi najpierw na koniec miesiąca wypłacić pracownikom wynagrodzenie, potem, na początku następnego, musi odprowadzić składki za pracowników, a dopiero po kolejnych dwóch tygodniach, czyli realnie po dwóch miesiącach od rozpoczęcia udzielania świadczeń, dostaje za nie zapłatę" - tłumaczył Balicki.
Minister zaznaczył, że szpitale nie są placówkami nastawionymi na osiąganie zysku, czyli nie posiadają środków własnych, więc zaliczki byłyby dobrym sposobem rozwiązania problemów finansowych szpitali.
Prezes NFZ odnosząc się do propozycji ministra powiedział, że jest zwolennikiem szybkiego przepływu środków finansowych od płatnika do świadczeniodawców, jeżeli tylko płatnika na to stać. "Jestem także zwolennikiem podpisywania aneksów do umów, gdy jest więcej pieniędzy i można zamówić kolejne świadczenia medyczne" - dodał.
Balicki uzasadniając kandydaturę Millera na stanowisko prezesa NFZ powiedział, że ostatnie dwa miesiące pracy Millera w Funduszu pokazały, że "skutecznie realizuje on program porządkowania systemu opieki zdrowotnej.
Zdaniem ministra, dowodem na to jest pomyślne przeprowadzenie w grudniu procesu kontraktowania świadczeń zdrowotnych na przyszły rok. "Przebieg kontraktowania w tym roku nie spełnił wszystkich oczekiwań, nie rozwiązano wszystkich problemów, ale był najlepszy od pięciu lat" - podkreślił Balicki.
em, pap