Jak lwica broniła go też szefowa Kancelarii Prezydenta Jolanta Szymanek-Deresz, podobnie jak i sam prezydent, argumentując, że nie zapadł wobec niego żaden wyrok skazujący, jakby sam fakt defraudacji - nie mówiąc już o innych podejrzeniach - nie był wystarczającym powodem w przypadku urzędnika tej rangi, dopuszczonego do najwyższych tajemnic państwowych (nota bene z utrzymaniem w tajemnicy poufnych informacji też miał problemy). Co więc się zmieniło?
Dymisja Ungiera, choć odegrana z zachowanie wszelkich pozorów dobrowolnej rezygnacji (jej uprawdopodobnieniu mają zapewne służyć rzewne przeprosiny skruszonego ojca, bijącego się w piersi za brak czasu na wychowanie syna) oznacza tylko jedno - z jakiegoś powodu nie ma już parasola ochronnego nad niewygodnym ministrem.
Pozostaje tylko jedno pytanie: co wie minister Ungier i czy kiedyś, przyciśnięty do muru, nie zacznie mówić?
Elżbieta Majewska