Odejdzie, nie odejdzie? Naród wstrzymał oddech, bo Józef się wahał. W końcu Józef zdecydował: dla dobra narodu może ewentualnie odejść z funkcji marszałka Sejmu, ale pod warunkiem że go bardzo poproszą, a nowym marszałkiem będzie ktoś z SLD. Najlepiej też Józef, o nazwisku na O. A cała awantura przez sędziów sądu lustracyjnego. Swoją drogą, co to za ludzie?! Żeby tak w katolickim kraju na samiuśkie Boże Narodzenie Józefa skazywać! Nie można go było do Egiptu wygnać?
A dopóki Józefa nie wymienią na inny model, to model dotychczasowy, znaczy Oleksy, dla dobra narodu, rzecz jasna, bronić będzie prawdy, sprawiedliwości i swej posady, przykuwając się w gabinecie do kaloryfera i laski marszałkowskiej. Oraz ogłosi głodówkę. Koniak mają mu wtedy podawać dożylnie.
Brudna walka na teczki trwa w najlepsze. Na szczęście "Gazeta Wyborcza" z pomocą niezawodnej w tych sprawach Moniki Olejnik udowadniają, że esbekom wierzyć nie można, bo teczki na pewno sfałszowali. Koronnym dowodem na to, że esbecy kłamią, są słowa gen. Gromosława Czempińskiego (czy jak on się tam naprawdę nazywa), zapewniającego, że oficerom SB wierzyć nie można. Tym sposobem "Wyborcza" podniosła swój histeryczny atak do rangi filozoficznego paradoksu znanego starożytnym: czy kiedy kłamca mówi, że kłamie, to kłamie?
Przed poważnym dylematem stanął wiceszef SLD Jerzy Szmajdziński, którego Oleksy poprosił jako ministra obrony o odtajnienie akt skazanego Oleksego. Szmajdziński minister nie odtajni, choć wyznał, że przy pewnej ostrożności jest "zwolennikiem jak najmniejszej ilości tajności." I jak największej ilości bełkotliwości.
A nie, Szmajdziński jednak potrafi wyłożyć kawę na ławę. Skoro te hieny w togach skazały Józefa, to - zdaniem pana ministra - "nie są to najlepsi sędziowie", bo mają tylko kwalifikacje ideowe, a nie merytoryczne. O, w tych sprawach tow. Szmajdziński jest akurat ekspertem. Któż może więcej wiedzieć o "kwalifikacjach ideowych" niż facet, który ani dnia w życiu nie przepracował na uczciwej posadzie, bo albo był aparatczykiem młodzieżowym, albo partyjnym. A ministrem obrony jest, bo ma kwalifikacje. Do obiadków z generałami.
Jeszcze w starym roku prezydent stracił Marka U. Dopóki kłopoty z prokuraturą miał sam pan minister U., sprawa była błaha i można było ludziom wciskać, że nikt o niczym nie wiedział, ale okazało się, że u U. kłopoty z prokuraturą są dziedziczne. Dziedziczna jest też życzliwość wymiaru sprawiedliwości dla panów U., bo U. junior za jazdę po pijaku dostał wyrok w zawieszeniu, choć nie powinien, bo karany był, i owszem. Ale teraz tatuś stracił robotę. Jak słyszeliśmy, odejścia ministra U. najbardziej żałują koneserzy męskiej urody.
Przy okazji wyszło na jaw, że młody Krzyś U. ma nieźle płatną robotę w orlenowskiej spółce. Fakt, że tatko ustalał skład władz Orlenu, nie ma z tym oczywiście nic wspólnego. Ale gdyby junior przypadkiem też stracił robotę, mogliby z tatką zespół bigbitowy założyć. Mamy nawet dla nich nazwę: U2.
Choć mogą mieć konkurencję w postaci innego SLD-owskiego duetu Śpiewaków. Śpiewaków wałbrzyskich. Ale po kolei: pamiętacie państwo, jak kilka lat temu Bronisław Cieślak (SLD) natrzaskany jak karp pędził w Wigilię autem pod prąd i po chodniku? Policjantom wybełkotał, że po choinkę się spieszył. No to dzień przed ostatnią Wigilią wałbrzyski starosta Marek Śpiewak (SLD, a jakże), wyjeżdżając z roboty, najpierw walnął w jedno auto, potem w drugie, aż w końcu uciekł. Po choinkę.
To nie koniec, bo na policję zgłosił się Śpiewak junior (trzeźwy), który wziął to na siebie. Dopiero po świętach, jak wydobrzał, na policję wpadł też papcio Śpiewak i przyznał się do wszystkiego. Teraz sprawę ma dwóch Śpiewaków, bo juniora oskarżają o składanie fałszywych zeznań. A Śpiewak senior podał się do dymisji. I postanowił zostać bardem.
A dopóki Józefa nie wymienią na inny model, to model dotychczasowy, znaczy Oleksy, dla dobra narodu, rzecz jasna, bronić będzie prawdy, sprawiedliwości i swej posady, przykuwając się w gabinecie do kaloryfera i laski marszałkowskiej. Oraz ogłosi głodówkę. Koniak mają mu wtedy podawać dożylnie.
Brudna walka na teczki trwa w najlepsze. Na szczęście "Gazeta Wyborcza" z pomocą niezawodnej w tych sprawach Moniki Olejnik udowadniają, że esbekom wierzyć nie można, bo teczki na pewno sfałszowali. Koronnym dowodem na to, że esbecy kłamią, są słowa gen. Gromosława Czempińskiego (czy jak on się tam naprawdę nazywa), zapewniającego, że oficerom SB wierzyć nie można. Tym sposobem "Wyborcza" podniosła swój histeryczny atak do rangi filozoficznego paradoksu znanego starożytnym: czy kiedy kłamca mówi, że kłamie, to kłamie?
Przed poważnym dylematem stanął wiceszef SLD Jerzy Szmajdziński, którego Oleksy poprosił jako ministra obrony o odtajnienie akt skazanego Oleksego. Szmajdziński minister nie odtajni, choć wyznał, że przy pewnej ostrożności jest "zwolennikiem jak najmniejszej ilości tajności." I jak największej ilości bełkotliwości.
A nie, Szmajdziński jednak potrafi wyłożyć kawę na ławę. Skoro te hieny w togach skazały Józefa, to - zdaniem pana ministra - "nie są to najlepsi sędziowie", bo mają tylko kwalifikacje ideowe, a nie merytoryczne. O, w tych sprawach tow. Szmajdziński jest akurat ekspertem. Któż może więcej wiedzieć o "kwalifikacjach ideowych" niż facet, który ani dnia w życiu nie przepracował na uczciwej posadzie, bo albo był aparatczykiem młodzieżowym, albo partyjnym. A ministrem obrony jest, bo ma kwalifikacje. Do obiadków z generałami.
Jeszcze w starym roku prezydent stracił Marka U. Dopóki kłopoty z prokuraturą miał sam pan minister U., sprawa była błaha i można było ludziom wciskać, że nikt o niczym nie wiedział, ale okazało się, że u U. kłopoty z prokuraturą są dziedziczne. Dziedziczna jest też życzliwość wymiaru sprawiedliwości dla panów U., bo U. junior za jazdę po pijaku dostał wyrok w zawieszeniu, choć nie powinien, bo karany był, i owszem. Ale teraz tatuś stracił robotę. Jak słyszeliśmy, odejścia ministra U. najbardziej żałują koneserzy męskiej urody.
Przy okazji wyszło na jaw, że młody Krzyś U. ma nieźle płatną robotę w orlenowskiej spółce. Fakt, że tatko ustalał skład władz Orlenu, nie ma z tym oczywiście nic wspólnego. Ale gdyby junior przypadkiem też stracił robotę, mogliby z tatką zespół bigbitowy założyć. Mamy nawet dla nich nazwę: U2.
Choć mogą mieć konkurencję w postaci innego SLD-owskiego duetu Śpiewaków. Śpiewaków wałbrzyskich. Ale po kolei: pamiętacie państwo, jak kilka lat temu Bronisław Cieślak (SLD) natrzaskany jak karp pędził w Wigilię autem pod prąd i po chodniku? Policjantom wybełkotał, że po choinkę się spieszył. No to dzień przed ostatnią Wigilią wałbrzyski starosta Marek Śpiewak (SLD, a jakże), wyjeżdżając z roboty, najpierw walnął w jedno auto, potem w drugie, aż w końcu uciekł. Po choinkę.
To nie koniec, bo na policję zgłosił się Śpiewak junior (trzeźwy), który wziął to na siebie. Dopiero po świętach, jak wydobrzał, na policję wpadł też papcio Śpiewak i przyznał się do wszystkiego. Teraz sprawę ma dwóch Śpiewaków, bo juniora oskarżają o składanie fałszywych zeznań. A Śpiewak senior podał się do dymisji. I postanowił zostać bardem.
Więcej możesz przeczytać w 1/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.