Te wydane w 1997 roku, wspomnienia pt. "Od świtu do zmierzchu" zostały niedawno uzupełnione o rozdział wystawiający Jelcynowi jak najgorsze świadectwo.
Do tragicznego zdarzenia dojść miało na początku lat 90. ubiegłego wieku.
Jelcyn był na wsi. Poszedł do bani (łaźni). Dobrze się bawił. Wyszedł stamtąd nietrzeźwy. W przystępie ułańskiej fantazji postanowił przejechać się samochodem. Podczas jazdy, w pewnym momencie, pedał gazu pomylił mu się z hamulcem.
Jelcyn z impetem wpadł na stojącego na drodze motocyklistę, który odniósł bardzo poważne rany. Po sześciu miesiącach zmarł on w szpitalu. "Nawet go pochowaliśmy, bo nie miał żadnych krewnych" - ujawnia ówczesny zausznik Jelcyna.
Korżakow twierdzi, że przełożony kazał mu ten skandal zatuszować.
Świadkiem zbrodni był kierowca pojazdu marki "Żiguli". Przez otwarte okno rozmawiał on z przyszłą ofiarą, gdy nadjeżdżał Jelcyn. Nigdy jednak nie zgłosił policji tego, co widział. Jego samochód też został uszkodzony, ale Kreml mu go naprawił.
73-letni Jelcyn na razie nie ustosunkował się do rewelacji dawniej bliskiego sobie powiernika.
Korżakow stracił pracę na Kremlu w 1996 roku w wyniku dworskich intryg i walk różnych grup towarzysko-biznesowych. Dziś ten 54-letni mężczyzna jest deputowanym do Dumy, izby niższej parlamentu. Kiedyś pracował w aparcie bezpieczeństwa ZSRR, w osławionej KGB.
ss, pap