Ludzie Kisiela
Czy miałem wpływ na bieg wydarzeń? Nie wiem, ale na psychikę wielu ludzi wpłynąłem - pisał o sobie Stefan Kisielewski pod koniec lat 80. Zapewne dlatego członkowie Kapituły Nagród Kisiela (w ostatnią sobotę wyróżnienia przyznano po raz dziesiąty) zarzekają się, że czuwa nad nimi duch mistrza. - Gdy komuś przyjdzie do głowy zbyt poprawna kandydatura, od razu zastanawiamy się, czy byłby to typ Kisielewskiego - przekonuje Henryka Bochniarz, prezydent Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych, uhonorowana nagrodą w ubiegłym roku za to, że "podobnie jak Kisiel, nie ma poglądów politycznych, tylko ekonomiczne".
Tylko dwa razy - w roku 1990 i 1991 - Stefan Kisielewski przyznał swoje nagrody "demokratycznie, czyli samodzielnie" - wyjaśnia jego syn Jerzy, honorowy członek kapituły. Po raz pierwszy wyróżnienia wręczono w poznańskiej siedzibie tygodnika "Wprost", z którym Stefan Kisielewski współpracował. Po śmierci Kisiela szacownym gronem, które miało przyznawać nagrody, zostali laureaci. - Obecnie kapituła liczy już czterdzieści osób i walka jest bardzo ostra - wyznał Jan Krzysztof Bielecki, przewodniczący kapituły, były premier, któremu Kisiel przyznał nagrodę w 1991 r. za "umiejętność godzenia pryncypiów myśli liberalnej z wymaganiami, jakie niesie rzeczywistość". - Kapituła nigdy nie jest jednomyślna - przyznaje Jerzy Kisielewski. - Bardzo się staramy myśleć kategoriami Kisiela, a to nie zawsze jest proste - dodaje Mieczysław Wilczek, uhonorowany w 1990 r. Stefan Kisielewski przyznał mu nagrodę za to, że jako minister przemysłu w rządzie Mieczysława Rakowskiego "umiał sprawy stawiać twardo; na przykład likwidując Stocznię Gdańską, naraził się wielu ludziom, ale wprowadził nowy styl". W jury w roku jubileuszu zasiadło szesnaście osób, bo część członków kapituły nie dotarła. Bogusław Bagsik, były współwłaściciel spółki Art-B, wyróżniony przez Kisiela w 1991 r. za "stosowanie niekonwencjonalnych rozwiązań ekonomicznych", nie przyszedł, bo podobno zastanawiał się, czy wypada. Nie było też Stanisława Tyma (nagrodzonego w 1998 r. "za kpiarstwo w stylu Kisiela"), który się rozchorował. Zapewne obowiązki służbowe zatrzymały Mariana Krzaklewskiego (w 1997 r. uhonorowanego za "sukces w skłonieniu do współdziałania różnorodnych sił politycznych"). Nie wiadomo, dlaczego zabrakło prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, który odbierając nagrodę w 1993 r., powiedział, że przyznanie jej osobie z obozu lewicy "mieści się w szerokich granicach humoru Kisiela".
Po kilkugodzinnej rozmowie za szklanymi drzwiami warszawskiego oddziału redakcji tygodnika "Wprost" kapituła podała werdykt. W kategorii "publicysta" Nagrodę Kisiela otrzymał Jan Nowak-Jeziorański "za to, że jest". Wśród przedsiębiorców wyróżniono "przywróciela" Kisiela, czyli Wiesława Uchańskiego, prezesa wydawnictwa Iskry. Natomiast z polityków największą sympatię kapituły zdobył Paweł Piskorski, prezydent Warszawy, "za inicjatywę i stanowczość". O Nowaku-Jeziorańskim sam mistrz w "Abecadle Kisiela" napisał tak: "Łączył dwie rzeczy, był bohaterem - "Kurierem z Warszawy", a jednocześnie wielkim realistą, do powstań nie zachęcał i umiał z Amerykanami rozmawiać". - Był moim przyjacielem, choć często się spieraliśmy - powiedział Nowak-Jeziorański, którego Bielecki niezwłocznie poinformował o werdykcie kapituły, wyrywając ze snu w waszyngtońskim mieszkaniu. Uchański wyjaśnił, skąd się wzięło określenie "przywróciel". - Tak nazwał mnie Kisiel, gdy pierwszy, jeszcze w okresie cenzury, wydałem jego "Podróż w czasie". Zwróciłem mu uwagę, że to niegramatycznie, ale stwierdził, że jego się nie poprawia. I tak zostało - wspomina Uchański. Piskorski, który dopiero co przekroczył trzydziestkę, zapewne nie miał szans, by zaprzyjaźnić się z Kisielem. - Staram się brać za rzeczy trudne i nie wierzę, że same się rozwiążą. Dlatego stosuję metody nietypowe, jak przejażdżka premiera metrem - mówi Piskorski.
"Kisiel, przy całej drapieżności i sarkazmie, wyzuty jest z jednego, bardzo ludzkiego uczucia, uczucia nienawiści wobec bliźnich" - napisał o nim kilkanaście lat temu Tomasz Wołek, redaktor naczelny "Życia", wyróżniony nagrodą w 1997 r. za "śmiałość publicystyki". I taka też "beznienawistna" ma być Nagroda Kisiela.
Tylko dwa razy - w roku 1990 i 1991 - Stefan Kisielewski przyznał swoje nagrody "demokratycznie, czyli samodzielnie" - wyjaśnia jego syn Jerzy, honorowy członek kapituły. Po raz pierwszy wyróżnienia wręczono w poznańskiej siedzibie tygodnika "Wprost", z którym Stefan Kisielewski współpracował. Po śmierci Kisiela szacownym gronem, które miało przyznawać nagrody, zostali laureaci. - Obecnie kapituła liczy już czterdzieści osób i walka jest bardzo ostra - wyznał Jan Krzysztof Bielecki, przewodniczący kapituły, były premier, któremu Kisiel przyznał nagrodę w 1991 r. za "umiejętność godzenia pryncypiów myśli liberalnej z wymaganiami, jakie niesie rzeczywistość". - Kapituła nigdy nie jest jednomyślna - przyznaje Jerzy Kisielewski. - Bardzo się staramy myśleć kategoriami Kisiela, a to nie zawsze jest proste - dodaje Mieczysław Wilczek, uhonorowany w 1990 r. Stefan Kisielewski przyznał mu nagrodę za to, że jako minister przemysłu w rządzie Mieczysława Rakowskiego "umiał sprawy stawiać twardo; na przykład likwidując Stocznię Gdańską, naraził się wielu ludziom, ale wprowadził nowy styl". W jury w roku jubileuszu zasiadło szesnaście osób, bo część członków kapituły nie dotarła. Bogusław Bagsik, były współwłaściciel spółki Art-B, wyróżniony przez Kisiela w 1991 r. za "stosowanie niekonwencjonalnych rozwiązań ekonomicznych", nie przyszedł, bo podobno zastanawiał się, czy wypada. Nie było też Stanisława Tyma (nagrodzonego w 1998 r. "za kpiarstwo w stylu Kisiela"), który się rozchorował. Zapewne obowiązki służbowe zatrzymały Mariana Krzaklewskiego (w 1997 r. uhonorowanego za "sukces w skłonieniu do współdziałania różnorodnych sił politycznych"). Nie wiadomo, dlaczego zabrakło prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, który odbierając nagrodę w 1993 r., powiedział, że przyznanie jej osobie z obozu lewicy "mieści się w szerokich granicach humoru Kisiela".
Po kilkugodzinnej rozmowie za szklanymi drzwiami warszawskiego oddziału redakcji tygodnika "Wprost" kapituła podała werdykt. W kategorii "publicysta" Nagrodę Kisiela otrzymał Jan Nowak-Jeziorański "za to, że jest". Wśród przedsiębiorców wyróżniono "przywróciela" Kisiela, czyli Wiesława Uchańskiego, prezesa wydawnictwa Iskry. Natomiast z polityków największą sympatię kapituły zdobył Paweł Piskorski, prezydent Warszawy, "za inicjatywę i stanowczość". O Nowaku-Jeziorańskim sam mistrz w "Abecadle Kisiela" napisał tak: "Łączył dwie rzeczy, był bohaterem - "Kurierem z Warszawy", a jednocześnie wielkim realistą, do powstań nie zachęcał i umiał z Amerykanami rozmawiać". - Był moim przyjacielem, choć często się spieraliśmy - powiedział Nowak-Jeziorański, którego Bielecki niezwłocznie poinformował o werdykcie kapituły, wyrywając ze snu w waszyngtońskim mieszkaniu. Uchański wyjaśnił, skąd się wzięło określenie "przywróciel". - Tak nazwał mnie Kisiel, gdy pierwszy, jeszcze w okresie cenzury, wydałem jego "Podróż w czasie". Zwróciłem mu uwagę, że to niegramatycznie, ale stwierdził, że jego się nie poprawia. I tak zostało - wspomina Uchański. Piskorski, który dopiero co przekroczył trzydziestkę, zapewne nie miał szans, by zaprzyjaźnić się z Kisielem. - Staram się brać za rzeczy trudne i nie wierzę, że same się rozwiążą. Dlatego stosuję metody nietypowe, jak przejażdżka premiera metrem - mówi Piskorski.
"Kisiel, przy całej drapieżności i sarkazmie, wyzuty jest z jednego, bardzo ludzkiego uczucia, uczucia nienawiści wobec bliźnich" - napisał o nim kilkanaście lat temu Tomasz Wołek, redaktor naczelny "Życia", wyróżniony nagrodą w 1997 r. za "śmiałość publicystyki". I taka też "beznienawistna" ma być Nagroda Kisiela.
Więcej możesz przeczytać w 46/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.