Wolny rynek idei jest jak supermarket pełen towarów, gdzie klient ma możliwość nieskrępowanego wyboru Czy wicepremier może apelować o bojkot programu publicznej telewizji, którą nadzoruje przedstawiciel tego rządu? Czy bojkot, czyli ograniczenie publicznej debaty, może być lekarstwem na niedoskonałości tej debaty? Ponad sto osób, w tym wicepremier Izabela Jaruga-Nowacka, podpisało list otwarty wzywający do bojkotu programu "Warto rozmawiać" (TVP 2), prowadzonego przez Jana Pospieszalskiego. "Goście, którzy nie podzielają jego poglądów, są ośmieszani, a niekiedy nawet traktowani w sposób wręcz obraźliwy" - skarżą się sygnatariusze listu. Temu, o czym warto rozmawiać, poświęcona była ubiegłotygodniowa debata w redakcji tygodnika "Wprost". Atak na "Warto rozmawiać" i Jana Pospieszalskiego przypomina kampanię przeciw Rocco Butiglionemu w Parlamencie Europejskim. Przecież niedoszły komisarz unii nie zrobił nic przeciwko ideałom unii czy jej polityce. Publicznie tylko ujawnił swoje przekonania. I oceniono, że akurat te poglądy (de facto Butiglione powiedział to samo, co mówi katechizm Kościoła katolickiego) są niewłaściwe. Podobnie niewłaściwe są poglądy Jana Pospieszalskiego.
Prawo do odmiennych poglądów
Dotychczas swoboda wymiany poglądów natrafiała na takie ograniczenia jak sądowe zakazy publikacji, a przede wszystkim prawo karne, które - nie wiadomo dlaczego - rozpościera nad politykami parasol ochronny, jaki nie przysługuje zwykłym obywatelom. Tymczasem Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu uparcie powtarza, że prawo do krytyki osób publicznych powinno być jak najszersze. Amerykańska swoboda wypowiedzi - zagwarantowana w pierwszej poprawce do konstytucji - jeśli odnosi się do krytyki rządu i osób publicznych, w ogóle nie zna ograniczeń. Nawet narodowa świętość, jaką jest amerykański gwiaździsty sztandar, może być spalona - pod warunkiem że nie jest to przejaw wandalizmu, lecz akt protestu przeciwko postępowaniu władz. Takie jest stanowisko Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych.
Gdyby przyłożyć amerykańskie standardy do polskich regulacji prawnych i praktyki sądowej, okaże się, że leżymy znacznie dalej na wschód, niż wynikałoby to z naszego rzeczywistego położenia geograficznego. Andrzej Lepper był przecież bez sensu karany za zniesławianie prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, bo lider Samoobrony nie popełnił przestępstwa, tylko realizował swoje obywatelskie prawo do krytyki władz. Obrona dobrego imienia i czci - nawet prezydenta RP - powinna się odbywać w procesie cywilnym, a nie w postępowaniu karnym, prowadzonym przez prokuratora za pieniądze podatników.
Nikogo nie sądzi się i nie karze za mówienie, iż ziemia jest płaska, choć to oczywista niedorzeczność. Wypowiedzi - nawet bardzo szkodliwe czy chamskie - powinny rywalizować na wolnym rynku idei; tam będą podjęte przez innych lub zostaną skazane na przemilczenie. Głupie i obraźliwe - także wobec papieża - teksty prasowe zasługują na przemilczenie bądź replikę, ale nie na proces karny. Dlatego nawet o nich warto rozmawiać. Bo rozmowa zastępuje nieuprawnione w tym wypadku postępowanie karne. A jej efekty mogą być dla obywateli donioślejsze niż najsurowszy wyrok.
Wolny rynek idei
"Wolność wyrażania poglądów (...) odnosi się nie tylko do informacji czy idei, które są powszechnie przyjmowane lub uznawane za nieobraźliwe bądź obojętne, lecz także do tych, które obrażają, szokują czy niepokoją państwo lub jakieś grupy ludności. Takie są wymagania pluralizmu, tolerancji i otwartości podejścia do problemów, bez których nie istnieje społeczeństwo demokratyczne" - to jedna z tez Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Chociaż polska konstytucja gwarantuje swobodę wypowiedzi, to nasze sądy nie wahają się orzekać zakazu rozpowszechniania spornych publikacji (na przykład dokumentu Henryka Dederki "Witajcie w życiu", poświęconego korporacji Amway) do czasu definitywnego rozpoznania sprawy. Wzywanie do bojkotu programów telewizyjnych jest rodzajem środowiskowego orzeczenia zakazu rozpowszechniania. Demokracja zna o wiele lepsze narzędzie - polemikę.
Ścieranie się różnych poglądów - mądrych i głupich, pożytecznych i szkodliwych, słusznych i godnych potępienia - zawsze służy demokracji. Szkodzą jej ograniczenia, w tym nawoływanie do bojkotu. Opinie oraz sądy nie powinny być przez nikogo reglamentowane czy sprzedawane na kartki. Wolny rynek idei ma przypominać dobrze zaopatrzony supermarket, w którym na półkach mamy dostatek towarów, a klient ma możliwość dokonania nieskrępowanego wyboru.
Dotychczas swoboda wymiany poglądów natrafiała na takie ograniczenia jak sądowe zakazy publikacji, a przede wszystkim prawo karne, które - nie wiadomo dlaczego - rozpościera nad politykami parasol ochronny, jaki nie przysługuje zwykłym obywatelom. Tymczasem Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu uparcie powtarza, że prawo do krytyki osób publicznych powinno być jak najszersze. Amerykańska swoboda wypowiedzi - zagwarantowana w pierwszej poprawce do konstytucji - jeśli odnosi się do krytyki rządu i osób publicznych, w ogóle nie zna ograniczeń. Nawet narodowa świętość, jaką jest amerykański gwiaździsty sztandar, może być spalona - pod warunkiem że nie jest to przejaw wandalizmu, lecz akt protestu przeciwko postępowaniu władz. Takie jest stanowisko Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych.
Gdyby przyłożyć amerykańskie standardy do polskich regulacji prawnych i praktyki sądowej, okaże się, że leżymy znacznie dalej na wschód, niż wynikałoby to z naszego rzeczywistego położenia geograficznego. Andrzej Lepper był przecież bez sensu karany za zniesławianie prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, bo lider Samoobrony nie popełnił przestępstwa, tylko realizował swoje obywatelskie prawo do krytyki władz. Obrona dobrego imienia i czci - nawet prezydenta RP - powinna się odbywać w procesie cywilnym, a nie w postępowaniu karnym, prowadzonym przez prokuratora za pieniądze podatników.
Nikogo nie sądzi się i nie karze za mówienie, iż ziemia jest płaska, choć to oczywista niedorzeczność. Wypowiedzi - nawet bardzo szkodliwe czy chamskie - powinny rywalizować na wolnym rynku idei; tam będą podjęte przez innych lub zostaną skazane na przemilczenie. Głupie i obraźliwe - także wobec papieża - teksty prasowe zasługują na przemilczenie bądź replikę, ale nie na proces karny. Dlatego nawet o nich warto rozmawiać. Bo rozmowa zastępuje nieuprawnione w tym wypadku postępowanie karne. A jej efekty mogą być dla obywateli donioślejsze niż najsurowszy wyrok.
Wolny rynek idei
"Wolność wyrażania poglądów (...) odnosi się nie tylko do informacji czy idei, które są powszechnie przyjmowane lub uznawane za nieobraźliwe bądź obojętne, lecz także do tych, które obrażają, szokują czy niepokoją państwo lub jakieś grupy ludności. Takie są wymagania pluralizmu, tolerancji i otwartości podejścia do problemów, bez których nie istnieje społeczeństwo demokratyczne" - to jedna z tez Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Chociaż polska konstytucja gwarantuje swobodę wypowiedzi, to nasze sądy nie wahają się orzekać zakazu rozpowszechniania spornych publikacji (na przykład dokumentu Henryka Dederki "Witajcie w życiu", poświęconego korporacji Amway) do czasu definitywnego rozpoznania sprawy. Wzywanie do bojkotu programów telewizyjnych jest rodzajem środowiskowego orzeczenia zakazu rozpowszechniania. Demokracja zna o wiele lepsze narzędzie - polemikę.
Ścieranie się różnych poglądów - mądrych i głupich, pożytecznych i szkodliwych, słusznych i godnych potępienia - zawsze służy demokracji. Szkodzą jej ograniczenia, w tym nawoływanie do bojkotu. Opinie oraz sądy nie powinny być przez nikogo reglamentowane czy sprzedawane na kartki. Wolny rynek idei ma przypominać dobrze zaopatrzony supermarket, w którym na półkach mamy dostatek towarów, a klient ma możliwość dokonania nieskrępowanego wyboru.
NINA TERENTIEW dyrektor TVP 2 |
---|
Program "Warto rozmawiać", emitowany niemal od roku w TVP 2, jest aprobowany i atakowany, cytowany i opisywany - to znaczy oglądany. Wzbudza zainteresowanie i nie pozostawia obojętnym. Jan Pospieszalski nie ukrywa swojego zdania, swoich sympatii, poglądów. Wprost przeciwnie - jest zaangażowany, ma określone zdanie, ale wśród gości "Warto rozmawiać" zawsze są ludzie, którzy mają inny pogląd na sprawę, inne spojrzenie na świat. Jest spór, często ostry, ale tak właśnie toczy się prawdziwa rozmowa o czymś naprawdę ważnym, zarówno dla jej uczestników, jak i dla widzów. Ostatnie badania wizerunkowe wszystkich stacji telewizyjnych pokazały, że widzowie przede wszystkim chcą telewizji emocjonalnej, wyrazistej publicystyki, gorącej atmosfery debat. Taki właśnie jest program "Warto rozmawiać". Sztuczny zgiełk wokół niego, dochodzący często ze świata polityki, rozmija się z opiniami widzów, których naprawdę interesują i dotyczą poruszane w studiu sprawy - prawo do odmienności, granice tolerancji, lustracja, świat według lewicy i prawicy, wolność każdego z nas i prawo innych bycia innymi. O tym wszystkim warto rozmawiać. Naprawdę jest o czym. |
JOLANTA BANACH przewodnicząca Klubu Parlamentarnego SDPL |
---|
Nie o to chodzi, że nagle lewica zorientowała się, iż w TVP do władzy doszła prawica, i podnosi larum. Już w 2002 r. wraz z grupą osób zajmujących się polityką społeczną zgłaszałam zastrzeżenia do jednostronności ówczesnych telewizyjnych debat. Sprzeciw wobec programu "Warto rozmawiać" podpisałam po protestach jego uczestników, którzy wskazywali, że niedostatecznie informowano ich o temacie dyskusji, ograniczano im czas wypowiedzi albo w ogóle ich pomijano, co potwierdziła telewizyjna komisja etyki. Moderator debat w TVP przede wszystkim nie powinien dawać do zrozumienia, że jest stroną w sporze. |
DANUTA WANIEK przewodnicząca KRRiTv |
---|
Gdybym była w zarządzie TVP, umiałabym prowadzić telewizję w zrównoważony sposób. Tak, żeby nie było odchylenia raz w lewo, raz w prawo. Żeby nie była wprzęgana w propagandę polityczną i ideologiczną. Program "Warto rozmawiać" oceniam krytycznie. Według mnie, mieści się on dobrze w obrębie telewizji prywatnej, ale nie publicznej. Jan Pospieszalski ustawia niektórych swoich rozmówców pod ścianą i traktuje ich jako wrogów. Jeśli miałabym wybierać moderatora debaty między nim a Ewą Drzyzgą z TVN, która tak prowadzi rozmowy, że jej poglądów się nie domyślam, wybrałabym zdecydowanie Drzyzgę. Pospieszalski podejmuje tematy, w których nie było i nie będzie porozumienia w polskim społeczeństwie. Jego programy odnawiają głębokie podziały, nasycone są silnymi emocjami, do nienawiści włącznie. A na tym misja TVP nie polega. Dlatego wezwania do bojkotu programu mnie nie dziwią. |
MACIEJ GRZYWACZEWSKI dyrektor TVP 1 |
---|
Z przeprowadzonych na nasze zlecenie badań wynika, że dobry program publicystyczny powinien zawierać trzy elementy: emocje, polaryzację stanowisk i wyrazistego prowadzącego. I te kryteria program Jana Pospieszalskiego spełnia. TVP wcale nie stała się prawicowa. Badania OBOP dowodzą, że w ostatnim czasie o 23 proc. wzrosło przekonanie, że telewizja publiczna jest obiektywna. Co ciekawe, więcej osób uważa, że jest lewicowa niż prawicowa. Nie wyobrażam sobie, żeby 7 czy 8 programów nie różniło się sposobem prowadzenia. Mielibyśmy je rozpoznawać tylko po scenografii i godzinie nadawania? |
MAGDALENA BAJER przewodnicząca Rady Etyki Mediów |
---|
Prowadzący debatę w telewizji publicznej powinien mieć poglądy, nie powinien ich tylko narzucać. Jeśli wiemy, co myśli na dany temat moderator dyskusji, jest on bardziej wiarygodny. Uważam, że tylko wyraziste osobowości mogą prowadzić dialog, bo inaczej rozmowa staje się płytka i powierzchowna. Program "Warto rozmawiać" budzi duże zainteresowanie właśnie dlatego, że Jan Pospieszalski ma poglądy, których nie ukrywa. Nie zauważyłam, żeby próbował natrętnie wpływać na swoich rozmówców. |
SZYMON NIEMIEC dziennikarz, prezes Międzynarodowego Stowarzyszenia Gejów i Lesbijek na rzecz Kultury w Polsce |
---|
Rozmowa ma sens wtedy, gdy każda ze stron ma możliwość powiedzenia, co myśli na dany temat, i nie zostanie zakrzyczana. Na dziennikarstwie uczono mnie, że moderator nie powinien wyrażać swoich poglądów. Oglądałem wiele programów "Warto rozmawiać" Jana Pospieszalskiego i z przykrością muszę powiedzieć, że nie jest to debata, tylko nagonka na tych, którzy nie podzielają opinii prowadzącego. Mam prawo nie brać udziału w audycji propagującej fundamentalistyczne poglądy. |
ANDRZEJ KRAJEWSKI szef Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP |
---|
Kiedy telewizją publiczną zarządzał Robert Kwiatkowski, była ona wyraźnie zawłaszczona przez lewicę i profesjonalnie marna. Wtedy nie słyszeliśmy jednak protestów tych, którym dziś tak bardzo nie podoba się program Jana Pospieszalskiego. To budzi niesmak. Uważam, że prowadzący program może mieć poglądy, ale nie powinny one wpływać na sposób traktowania uczestników debaty. Jeśli są protesty przeciwko Pospieszalskiemu, TVP mogłaby rozważyć wprowadzenie nowego programu publicystycznego, którego moderatorem byłby ktoś równie wyrazisty, a reprezentujący inny światopogląd. |
MACIEJ PAWLICKI były dyrektor TVP 1 |
---|
Polskie prawo i demokratyczne obyczaje zobowiązują urzędników do współpracy z mediami. Kiedy wicepremier ogłasza bojkot jednego z programów telewizji publicznej, jego podwładni mogą to odczytać jako instrukcję, wręcz polecenie łamania prawa. Budzą się najgorsze wspomnienia, ale na szczęście dziś premier czy wicepremier, który w tej mierze nie zmienił swej mentalności, nie może zagłuszać Wolnej Europy. Za to może swym zacietrzewieniem psuć mechanizmy państwa i cywilizowane obyczaje. Liczę, że KRRiTV stanie po stronie wolności mediów, a nie prób ich kneblowania. |
JAROSŁAW SELLIN członek KRRiTV |
---|
Dziwię się próbie bojkotu "Warto rozmawiać" przez nową nieeseldowską lewicę. Przecież gdyby nie ten program, nie miałbym pojęcia o istnieniu wielu ciekawych lewicowych osobistości. Pamiętam również, jak ciepło o programie Jana Pospieszalskiego, wtedy jeszcze nadawanego w TV Puls, opowiadali mi Danuta Waniek i Adam Halber. Żałowali wręcz, że takich debat nie ma w publicznej telewizji. W "Warto rozmawiać" toczą się autentyczne spory. I nic nie jest z góry przesądzone. Na przykład debatę poświęconą kontrowersyjnej wypowiedzi Magdaleny Środy wygrali, moim zdaniem, jej obrońcy. |
BRONISŁAW WILDSTEIN publicysta "Rzeczpospolitej" |
---|
Celem publicznej debaty nie jest porozumienie, tylko możliwie pełne przedstawienie racji. Trudno sobie wyobrazić, że dyskutując na poważne tematy, można zmienić zdanie o 180 stopni. Przecież przeciwnik kary śmierci nie zamieni się w jej zwolennika. Od tego, czy prowadzący program jest bezstronny, ważniejsze jest to, czy nie usuwa pewnych poglądów poza obszar debaty. Możliwa jest bowiem taka sytuacja, że moderator dyskusji werbalnie zachowuje pozory bezstronności, ale nie zaprasza do dyskusji osób reprezentujących opinie, których nie podziela. I to jest bardziej niebezpieczne. |
JAN POSPIESZALSKI moderator programu "Warto rozmawiać" |
---|
Autorzy listu nawołującego do bojkotu "Warto rozmawiać" stawiają zarzuty, których nie potrafią udokumentować. W którym programie lansowałem treści fundamentalistyczne? Kogo dyskryminuję, marginalizuję czy nie dopuszczam do głosu? Słyszę, że głównym moim grzechem jest to, że mam swoje poglądy. To śmieszne! A inni moderatorzy ich nie mają? Pani Danuta Waniek mówi, że nie wie, jakie poglądy ma Ewa Drzyzga. Gdy w trakcie jednego z jej programów dziewczyna z sali przyznała się do stosowania naturalnych metod zapobiegania ciąży, prowadząca skomentowała to: "Witamy w muzeum", prowokując salwę śmiechu. Mam pytanie: czy to jest brak poglądów? |
Więcej możesz przeczytać w 5/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.