Problem w tym, że z listy Wildsteina trudno wyciągnąć jakieś sensowne wnioski. Janów Kowalskich czy Piotrów Malinowskich w Polsce mogą być tysiące i trudno ustalić, o kogo w danym przypadku chodzi. Polacy próbują też swoistej loterii czy numerologii - na podstawie sygnatury akt próbują odcyfrować status danej osoby. Prawdopodobnie jednak nie istnieje żadna reguła, która by tu obowiązywała, np. że jedno zero oznacza pracownika służby bezpieczeństwa itp.
Na dodatek znajdują się się w Internecie spisy bardzo łatwo można sfałszować - usunąć z nich jakieś nazwiska lub je dopisać. Świadczą o tym odmiany listy Wildsteina zawierające np. nazwisko... Richard Nixon lub takie, na których brakuje tysięcy nazwisk. Tego typu manipulacje są praktycznie nie do wykrycia. W sieci krąży też pod nazwą "lista Wildsteina" inna sławna lista - ta przygotowana przez Antoniego Macierewicza w 1992 r.
Jedyną możliwością sprawdzenia, co kryje się za danym nazwiskiem z tej czy innej listy jest zwrócenie się do IPN z prośbą o udostępnienie teczki. Po ujawnieniu listy Wildsteina lawinowo wzrosła liczba takich wniosków i może to wreszcie przekona przeciwników powszechnej lustracji, że jest ona Polakom potrzebna.
Jan Stradowski
Czytaj też w tygodniku "Wprost": www.teczki.pl.
Podpisz się pod apelem o opublikowanie teczek dziennikarzy.