Najmodniejsze staje się to, co pokryte patyną czasu
Czy świąteczny prezent musi być seryjny, typowy, wręcz plastikowy? - Mieszkamy, ubieramy się i odżywiamy podobnie, słuchamy podobnej muzyki, otaczamy się takimi samymi przedmiotami. Tęsknota za oryginalnością nie jest dziś niczym niezwykłym - ocenia dr Andrzej Flis, socjolog kultury.
Najmodniejsze staje się to, co pokryte patyną czasu. Pod koniec wieku prezent powinien pochodzić właśnie z aukcji antyków, z galerii albo giełdy staroci. - W antykwariatach jest to samo co na targach staroci, tylko za większe pieniądze - mówi Franciszek Starowieyski. Jeśli dobrze poszukać, na targach znajdziemy wspaniałe stare młynki do kawy, filiżanki z miśnieńskiej porcelany, kufle ze srebrnym wieczkiem, XIX-wieczną biżuterię, gramofony, lampy, secesyjne meble... Wszystko to między używanym obuwiem i pirackimi kasetami wideo. Piękny stary przedmiot położony między brzydkimi blednie. Trzeba umieć go dostrzec - dodaje Starowieyski, który na warszawskim targowisku na Kole bywa niemal w każdy weekend.
- Po prostu kocham stare rzeczy, choć nie jestem znawcą antyków. Jedynym kryterium przy zakupie jest to, czy dany przedmiot mi się podoba - mówi Marek Kotański. Gromadzi figurki, filiżanki, lampy, dzwonki. - Na co dzień pracuję w "kanale ścieków". Te przedmioty pełnią funkcję oczyszczającego filtra - tłumaczy Kotański. Uważa się za dobrego kupca, bo już wie, że transakcje zawierane są po dziesięcio-, dwudziestoprocentowym upuście. W galeriach ceny są mniej więcej o jedną trzecią wyższe. Jerzy Huczkowski z "Gazety Antykwarycznej" ostrzega jednak, że przy zakupach na targach nie można być pewnym autentyczności przedmiotów. - Ale nie oznacza to, że nie można tam znaleźć pięknych, oryginalnych rzeczy.
Zwolenników mają także nowe sprzęty postarzane w fachowy sposób. Brzegi płaskorzeźb i zdobienia są specjalnie szlifowane, matowione i skrobane, a w niektórych wypadkach nawet ułamywane. Na życzenie klienta szafę można uwiarygodnić dziurami po kornikach (wybija się je śrutem). Mebel brudny, zniszczony, dający złudzenie długiej eksploatacji staje się wart zakupu. - Podobnie jest z mieszkaniami. Aby uzyskać efekt oryginalnego, zawilgoconego starego wnętrza z "charakterem", wyciera się gazetami świeżo pomalowane ściany. Takie postarzenie mebla czy mieszkania to zindywidualizowanie przedmiotu, z którym się obcuje - ocenia dr Flis.
Największe targi staroci w Polsce odbywają się we Wrocławiu i Bytomiu (wrocławski targ zajmuje cztery hektary, bytomski jest podobnej wielkości). Można na nich kupić właściwie wszystko - od monet po wozy drabiniaste, postarzone biedermeiery czy beczki do wina o średnicy 2,5 metra. Wiesław Uchański, prezes wydawnictwa Iskry i laureat tegorocznej Nagrody Kisiela, nie boi się zakupów na targach. Stamtąd pochodzi niemal całe wyposażenie jego biura i domu - meble, obrazy, naczynia oraz mnóstwo na pozór zbędnych przedmiotów (aniołków, naparstków krawieckich, dzwonków). Nawet telefony, których używa, mają kilkadziesiąt lat. - Zawsze przy zakupie zastanawiam się, ile trudu kosztowałoby podrobienie danej rzeczy. Jeśli uznam, że więcej niż żądana przez sprzedawcę kwota, wówczas kupuję bez wahania - tłumaczy Uchański. Dlatego między innymi jest pewien autentyczności znalezionego na Kole listu Boya-Żeleńskiego do wydawcy. Został on napisany na starej maszynie, odręcznie podpisany i w kilku miejscach poprawiony. Kosztował 50 zł. - Większość obdarowanych przeze mnie starociami znajomych była bardzo zadowolona, choć wartość prezentu nie przekraczała ceny dużego bukietu - mówi Uchański.
- Na targach zaspokajam swój instynkt łowczy. Cóż prostszego niż wejść do sklepu i coś kupić? - pyta Kayah. Piosenkarka regularnie odwiedza bazar na Kole. Stąd pochodzą na przykład meble w pokoju jej dziecka. Sama je oheblowała i pomalowała. Jej ulubionym stoiskiem jest punkt z tkaninami. Można tam dostać fartuchy z początku wieku z chińskiego jedwabiu, haftowane kapy z frędzlami, chusty śląskie. - Ceny w sklepach z antykami są dla mnie nie do przyjęcia - tłumaczy Kayah. - Nasz rynek antyków normalnieje. Polskie rzeczy wracają do kraju i są u nas najcenniejsze, tak jak niemieckie są najdroższe właśnie w Niemczech - mówi Maria Ochalska z Desy. Po pożogach wojennych i latach komunizmu nie jesteśmy zagłębiem antyków. Rzadkością jest sprzedawanie na bazarach staroci z pierwszej ręki (należących od lat do tej samej osoby). Dlatego staliśmy się już interesującym rynkiem dla handlu- jących antykami Niemców, Holendrów czy Belgów - sprzęty coraz częściej jadą nie z Polski, ale do Polski. Największą skarbnicą staroci pozostaje wciąż Anglia. Nie tylko dlatego, że znajdują się tam najbardziej renomowane domy aukcyjne świata. - Na największych targach w Wielkiej Brytanii, w leżącym 130 km od Londynu Newark, mimo tysiąca straganów nie ma praktycznie zwiedzających. Panuje tam handel wymienny między właścicielami stoisk - mówi Huczkowski.
W katalogach renomowanych domów aukcyjnych znaczącą pozycję u końca wieku zajmują... misie. Im starsze, tym lepsze. Poczciwe pluszowe niedźwiadki z urwanym uchem, często jednookie, osiągają astronomiczne ceny. W londyńskim Christie?s za misia z 1904 r. zapłacono ostatnio 171,5 tys. USD. Najbardziej poszukiwane są brązowe, ewentualnie ciemnozielone, z pluszu lub zbliżonych materiałów, podobne do tych, z jakimi zasypiali nasi dziadkowie. Renesans przeżywają także stylowe porcelanowe lalki, które coraz częściej odgrywają rolę drogiego wysmakowanego prezentu.
Modę na to, co pozostało, widać także w kolekcjach starej fotografii. - Można już mówić o powrocie do fotografii "dotykowej", bezpośredniej, nie przetworzonej - zauważa Adam Sobota z Muzeum Narodowego we Wrocławiu. - W sztuce obserwujemy kryzys awangardy i postępu, dążenie do prostoty, ucieczkę od zdigitalizowania. Oznaką tego trendu jest sięganie do metod stosowanych w XIX wieku i na przełomie stuleci (co przez lata uważano za anachroniczne) oraz użycie sepii, która wywołuje skojarzenia ze światem babci - ciepłym, miłym, a przede wszystkim pewnym. Ta moda to nie przypadek - dodaje prof. Janusz Czapiński, socjolog.
W Columbus w stanie Ohio co roku odbywa się Festiwal Kina Niemego. Podobne spotkania organizowane są na całym świecie - w San Francisco, w Porderone na Sycylii. W klimat ten wpisują się kluby ozdobione na przykład starymi projektorami filmowymi i zdjęciami gwiazd kina z lat 20. i 30. Co tydzień odbywają się tam pokazy głośnych obrazów z historii kina (jak w poznańskim klubie W Starym Kinie, gdzie wyświetlano m.in. "Pancernik Potiomkin" i "Obywatela Kane?a").
Wkrótce do kraju dotrze kolejna moda, która ogarnęła już cały zachodni świat kolekcjonerski - zbieractwo brzydkich plastikowych i ebonitowych przedmiotów z lat 50. i 60. Już dziś na naszych straganach można kupić telewizory czy radia z tamtego okresu. - Otaczanie się starociami to takie "krople na współczesność", które aplikujemy sobie z braku czasu i możliwości - mówi prof. Czapiński..
Najmodniejsze staje się to, co pokryte patyną czasu. Pod koniec wieku prezent powinien pochodzić właśnie z aukcji antyków, z galerii albo giełdy staroci. - W antykwariatach jest to samo co na targach staroci, tylko za większe pieniądze - mówi Franciszek Starowieyski. Jeśli dobrze poszukać, na targach znajdziemy wspaniałe stare młynki do kawy, filiżanki z miśnieńskiej porcelany, kufle ze srebrnym wieczkiem, XIX-wieczną biżuterię, gramofony, lampy, secesyjne meble... Wszystko to między używanym obuwiem i pirackimi kasetami wideo. Piękny stary przedmiot położony między brzydkimi blednie. Trzeba umieć go dostrzec - dodaje Starowieyski, który na warszawskim targowisku na Kole bywa niemal w każdy weekend.
- Po prostu kocham stare rzeczy, choć nie jestem znawcą antyków. Jedynym kryterium przy zakupie jest to, czy dany przedmiot mi się podoba - mówi Marek Kotański. Gromadzi figurki, filiżanki, lampy, dzwonki. - Na co dzień pracuję w "kanale ścieków". Te przedmioty pełnią funkcję oczyszczającego filtra - tłumaczy Kotański. Uważa się za dobrego kupca, bo już wie, że transakcje zawierane są po dziesięcio-, dwudziestoprocentowym upuście. W galeriach ceny są mniej więcej o jedną trzecią wyższe. Jerzy Huczkowski z "Gazety Antykwarycznej" ostrzega jednak, że przy zakupach na targach nie można być pewnym autentyczności przedmiotów. - Ale nie oznacza to, że nie można tam znaleźć pięknych, oryginalnych rzeczy.
Zwolenników mają także nowe sprzęty postarzane w fachowy sposób. Brzegi płaskorzeźb i zdobienia są specjalnie szlifowane, matowione i skrobane, a w niektórych wypadkach nawet ułamywane. Na życzenie klienta szafę można uwiarygodnić dziurami po kornikach (wybija się je śrutem). Mebel brudny, zniszczony, dający złudzenie długiej eksploatacji staje się wart zakupu. - Podobnie jest z mieszkaniami. Aby uzyskać efekt oryginalnego, zawilgoconego starego wnętrza z "charakterem", wyciera się gazetami świeżo pomalowane ściany. Takie postarzenie mebla czy mieszkania to zindywidualizowanie przedmiotu, z którym się obcuje - ocenia dr Flis.
Największe targi staroci w Polsce odbywają się we Wrocławiu i Bytomiu (wrocławski targ zajmuje cztery hektary, bytomski jest podobnej wielkości). Można na nich kupić właściwie wszystko - od monet po wozy drabiniaste, postarzone biedermeiery czy beczki do wina o średnicy 2,5 metra. Wiesław Uchański, prezes wydawnictwa Iskry i laureat tegorocznej Nagrody Kisiela, nie boi się zakupów na targach. Stamtąd pochodzi niemal całe wyposażenie jego biura i domu - meble, obrazy, naczynia oraz mnóstwo na pozór zbędnych przedmiotów (aniołków, naparstków krawieckich, dzwonków). Nawet telefony, których używa, mają kilkadziesiąt lat. - Zawsze przy zakupie zastanawiam się, ile trudu kosztowałoby podrobienie danej rzeczy. Jeśli uznam, że więcej niż żądana przez sprzedawcę kwota, wówczas kupuję bez wahania - tłumaczy Uchański. Dlatego między innymi jest pewien autentyczności znalezionego na Kole listu Boya-Żeleńskiego do wydawcy. Został on napisany na starej maszynie, odręcznie podpisany i w kilku miejscach poprawiony. Kosztował 50 zł. - Większość obdarowanych przeze mnie starociami znajomych była bardzo zadowolona, choć wartość prezentu nie przekraczała ceny dużego bukietu - mówi Uchański.
- Na targach zaspokajam swój instynkt łowczy. Cóż prostszego niż wejść do sklepu i coś kupić? - pyta Kayah. Piosenkarka regularnie odwiedza bazar na Kole. Stąd pochodzą na przykład meble w pokoju jej dziecka. Sama je oheblowała i pomalowała. Jej ulubionym stoiskiem jest punkt z tkaninami. Można tam dostać fartuchy z początku wieku z chińskiego jedwabiu, haftowane kapy z frędzlami, chusty śląskie. - Ceny w sklepach z antykami są dla mnie nie do przyjęcia - tłumaczy Kayah. - Nasz rynek antyków normalnieje. Polskie rzeczy wracają do kraju i są u nas najcenniejsze, tak jak niemieckie są najdroższe właśnie w Niemczech - mówi Maria Ochalska z Desy. Po pożogach wojennych i latach komunizmu nie jesteśmy zagłębiem antyków. Rzadkością jest sprzedawanie na bazarach staroci z pierwszej ręki (należących od lat do tej samej osoby). Dlatego staliśmy się już interesującym rynkiem dla handlu- jących antykami Niemców, Holendrów czy Belgów - sprzęty coraz częściej jadą nie z Polski, ale do Polski. Największą skarbnicą staroci pozostaje wciąż Anglia. Nie tylko dlatego, że znajdują się tam najbardziej renomowane domy aukcyjne świata. - Na największych targach w Wielkiej Brytanii, w leżącym 130 km od Londynu Newark, mimo tysiąca straganów nie ma praktycznie zwiedzających. Panuje tam handel wymienny między właścicielami stoisk - mówi Huczkowski.
W katalogach renomowanych domów aukcyjnych znaczącą pozycję u końca wieku zajmują... misie. Im starsze, tym lepsze. Poczciwe pluszowe niedźwiadki z urwanym uchem, często jednookie, osiągają astronomiczne ceny. W londyńskim Christie?s za misia z 1904 r. zapłacono ostatnio 171,5 tys. USD. Najbardziej poszukiwane są brązowe, ewentualnie ciemnozielone, z pluszu lub zbliżonych materiałów, podobne do tych, z jakimi zasypiali nasi dziadkowie. Renesans przeżywają także stylowe porcelanowe lalki, które coraz częściej odgrywają rolę drogiego wysmakowanego prezentu.
Modę na to, co pozostało, widać także w kolekcjach starej fotografii. - Można już mówić o powrocie do fotografii "dotykowej", bezpośredniej, nie przetworzonej - zauważa Adam Sobota z Muzeum Narodowego we Wrocławiu. - W sztuce obserwujemy kryzys awangardy i postępu, dążenie do prostoty, ucieczkę od zdigitalizowania. Oznaką tego trendu jest sięganie do metod stosowanych w XIX wieku i na przełomie stuleci (co przez lata uważano za anachroniczne) oraz użycie sepii, która wywołuje skojarzenia ze światem babci - ciepłym, miłym, a przede wszystkim pewnym. Ta moda to nie przypadek - dodaje prof. Janusz Czapiński, socjolog.
W Columbus w stanie Ohio co roku odbywa się Festiwal Kina Niemego. Podobne spotkania organizowane są na całym świecie - w San Francisco, w Porderone na Sycylii. W klimat ten wpisują się kluby ozdobione na przykład starymi projektorami filmowymi i zdjęciami gwiazd kina z lat 20. i 30. Co tydzień odbywają się tam pokazy głośnych obrazów z historii kina (jak w poznańskim klubie W Starym Kinie, gdzie wyświetlano m.in. "Pancernik Potiomkin" i "Obywatela Kane?a").
Wkrótce do kraju dotrze kolejna moda, która ogarnęła już cały zachodni świat kolekcjonerski - zbieractwo brzydkich plastikowych i ebonitowych przedmiotów z lat 50. i 60. Już dziś na naszych straganach można kupić telewizory czy radia z tamtego okresu. - Otaczanie się starociami to takie "krople na współczesność", które aplikujemy sobie z braku czasu i możliwości - mówi prof. Czapiński..
Więcej możesz przeczytać w 51/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.