Hokejowe wejście czternastki w tzw. wewnętrzne sprawy piętnastego państwa wprowadziło nową jakość w unijną dyplomację
"Austria jest krajem, który nie potrzebuje lekcji
demokracji, nie jesteśmy krajem rozwijającym się"
Wolfgang Schüssel
"Megaloman, który nie wie, o czym mówi"
Jörg Haider o Jacques?u Chiracu
Być może wszyscy nie wiemy, o czym mówimy, choć instynktownie czujemy, że wydarzyło się w Austrii coś niezwykłego i zarazem niedobrego. W historii Unii Europejskiej data 31.01.2000 r. pozostanie zapisana jako cezura w wewnątrzunijnej pragmatyce politycznej. Nie będzie miał znaczenia podskórny spór o różnicę między deklaracją czternastu państw członkowskich i potencjalnymi krokami, które może poczynić Komisja Europejska w trybie traktatowym. Historia odnotowała już, że czternaście demokratycznych państw europejskich politycznie zakwestionowało postępowanie piętnastego demokratycznego państwa, w którym klarowny rezultat wyborczy przełożył się na dość oczywisty matematycznie, ale nieoczywisty politycznie układ koalicyjno-rządowy. To może być hitem roku 2000.
Ale też - poza encyklopedycznym przykładem demokratycznych wyborów sprzed niemal 70 lat, które wyniosły do władzy Adolfa Hitlera i jego partię - trudno znaleźć tak jaskrawy dowód na ryzyko demokracji. 27 proc. głosów i druga pozycja po socjaldemokratach nie mających samodzielnie większości są dostatecznym powodem do sprawowania władzy - chyba że pierwszy porozumie się z trzecim. Gdy jednak członkowie SPÖ (socjaldemokraci) nie są w stanie się domówić z ÖVP (chadecy), to FPÖ (wolnościowcy) mogą już tylko spokojnie czekać, aż dojrzały owoc demokracji spadnie im wprost do nadstawionego koszyka. Słusznie więc znawca realiów austriackich Władysław Bartoszewski uznał, że "większy grzech" mają tamtejsi socjaldemokraci, którzy z powodu "małoduszności partyjno-politycznej" zablokowali chadeków i zrzucili na nich cały kłopot z Haiderem. A kłopot jest rzeczywiście poważny. To, co Haider i jego partia wielokroć głosiły, jest dokładnym przeciwieństwem ideowych podwalin, na których budowano Wspólnoty Europejskie. Hokejowe wejście czternastki w tzw. wewnętrzne sprawy piętnastego państwa wprowadziło nową jakość w unijną dyplomację. I mimo wszystko pojawiło się pytanie o odpowiedzialność za zaistniały stan rzeczy. Polityczne abecadło każe nią obciążać układ koalicyjny SPÖ/ÖVP, utrzymujący się wiele dziesięcioleci. Rozum każe się spytać, czy nie maczali w tym palców także sami wyborcy. Może - wbrew rozpowszechnionemu przekonaniu wyartykułowanemu przez Schüssela - społeczeństwo austriackie nie jest tak do końca ukształtowane demokratycznie? Mniej wyrafinowani komentatorzy bez żenady odwołują się do procesu denazyfikacji, który Austriacy - podobnie jak Japończycy i Włosi - "obeszli nieco bokiem".
Pozostają wnioski dla Polski. Partia ÖVP, obawiając się konkurencji ze strony FPÖ, puszczała porozumiewawczo oko do wyborcy, twierdząc, że także chadecy będą bronili Austrii przed obcymi (również więc Polakami). Okazało się, że populistyczny zabieg ÖVP nie wystarczył i dziś są poniekąd skazani na współpracę z tymi, którzy byli "troszeczkę bardziej na prawo". I właśnie wspólnie wypadają teraz z politycznego wirażu. Polskie partie nie są wolne od podobnej pokusy. SLD już raz podpierał się "emerytami" (że nie wspomnę o PSL), także część AWS zezuje w stronę partii "ciut bardziej na prawo" od radykalnego skrzydła samej akcji. Efekt bywa podobny do austriackiego, choć - na szczęście - nie uzewnętrznił się jeszcze w tak ostrej postaci. Ale dlaczego pewnego dnia nie miałoby się tak stać? Z szacunkiem odnotowuję więc wypowiedź niegdysiejszego posła KPN, obecnie zasiadającego w Sejmie z ramienia AWS, Krzysztofa Kamińskiego: "Reakcja (czternastki) dowodzi, że europejski świat wartości trzyma się mocno. (...) Jeśli my chcielibyśmy dopuścić do rządu skrajne ugrupowania, unia powinna mocno potrząsnąć naszym sumieniem". Święte słowa, panie Krzysztofie. Bo tu już wcale nie chodzi o suwerenność ani o demokrację, ale o zwykłą przyzwoitość i wspólną odpowiedzialność partii, a także wyborców.
demokracji, nie jesteśmy krajem rozwijającym się"
Wolfgang Schüssel
"Megaloman, który nie wie, o czym mówi"
Jörg Haider o Jacques?u Chiracu
Być może wszyscy nie wiemy, o czym mówimy, choć instynktownie czujemy, że wydarzyło się w Austrii coś niezwykłego i zarazem niedobrego. W historii Unii Europejskiej data 31.01.2000 r. pozostanie zapisana jako cezura w wewnątrzunijnej pragmatyce politycznej. Nie będzie miał znaczenia podskórny spór o różnicę między deklaracją czternastu państw członkowskich i potencjalnymi krokami, które może poczynić Komisja Europejska w trybie traktatowym. Historia odnotowała już, że czternaście demokratycznych państw europejskich politycznie zakwestionowało postępowanie piętnastego demokratycznego państwa, w którym klarowny rezultat wyborczy przełożył się na dość oczywisty matematycznie, ale nieoczywisty politycznie układ koalicyjno-rządowy. To może być hitem roku 2000.
Ale też - poza encyklopedycznym przykładem demokratycznych wyborów sprzed niemal 70 lat, które wyniosły do władzy Adolfa Hitlera i jego partię - trudno znaleźć tak jaskrawy dowód na ryzyko demokracji. 27 proc. głosów i druga pozycja po socjaldemokratach nie mających samodzielnie większości są dostatecznym powodem do sprawowania władzy - chyba że pierwszy porozumie się z trzecim. Gdy jednak członkowie SPÖ (socjaldemokraci) nie są w stanie się domówić z ÖVP (chadecy), to FPÖ (wolnościowcy) mogą już tylko spokojnie czekać, aż dojrzały owoc demokracji spadnie im wprost do nadstawionego koszyka. Słusznie więc znawca realiów austriackich Władysław Bartoszewski uznał, że "większy grzech" mają tamtejsi socjaldemokraci, którzy z powodu "małoduszności partyjno-politycznej" zablokowali chadeków i zrzucili na nich cały kłopot z Haiderem. A kłopot jest rzeczywiście poważny. To, co Haider i jego partia wielokroć głosiły, jest dokładnym przeciwieństwem ideowych podwalin, na których budowano Wspólnoty Europejskie. Hokejowe wejście czternastki w tzw. wewnętrzne sprawy piętnastego państwa wprowadziło nową jakość w unijną dyplomację. I mimo wszystko pojawiło się pytanie o odpowiedzialność za zaistniały stan rzeczy. Polityczne abecadło każe nią obciążać układ koalicyjny SPÖ/ÖVP, utrzymujący się wiele dziesięcioleci. Rozum każe się spytać, czy nie maczali w tym palców także sami wyborcy. Może - wbrew rozpowszechnionemu przekonaniu wyartykułowanemu przez Schüssela - społeczeństwo austriackie nie jest tak do końca ukształtowane demokratycznie? Mniej wyrafinowani komentatorzy bez żenady odwołują się do procesu denazyfikacji, który Austriacy - podobnie jak Japończycy i Włosi - "obeszli nieco bokiem".
Pozostają wnioski dla Polski. Partia ÖVP, obawiając się konkurencji ze strony FPÖ, puszczała porozumiewawczo oko do wyborcy, twierdząc, że także chadecy będą bronili Austrii przed obcymi (również więc Polakami). Okazało się, że populistyczny zabieg ÖVP nie wystarczył i dziś są poniekąd skazani na współpracę z tymi, którzy byli "troszeczkę bardziej na prawo". I właśnie wspólnie wypadają teraz z politycznego wirażu. Polskie partie nie są wolne od podobnej pokusy. SLD już raz podpierał się "emerytami" (że nie wspomnę o PSL), także część AWS zezuje w stronę partii "ciut bardziej na prawo" od radykalnego skrzydła samej akcji. Efekt bywa podobny do austriackiego, choć - na szczęście - nie uzewnętrznił się jeszcze w tak ostrej postaci. Ale dlaczego pewnego dnia nie miałoby się tak stać? Z szacunkiem odnotowuję więc wypowiedź niegdysiejszego posła KPN, obecnie zasiadającego w Sejmie z ramienia AWS, Krzysztofa Kamińskiego: "Reakcja (czternastki) dowodzi, że europejski świat wartości trzyma się mocno. (...) Jeśli my chcielibyśmy dopuścić do rządu skrajne ugrupowania, unia powinna mocno potrząsnąć naszym sumieniem". Święte słowa, panie Krzysztofie. Bo tu już wcale nie chodzi o suwerenność ani o demokrację, ale o zwykłą przyzwoitość i wspólną odpowiedzialność partii, a także wyborców.
Więcej możesz przeczytać w 7/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.