To że miłość wchodzi mężczyznom głównie przez oczy, wie każda kobieta, nawet kilkuletnia dziewczynka. O tym, że kobietom miłość wchodzi przez uszy, mężczyźni na ogół zapominają, co jest przyczyną wielu kryzysów małżeńskich. Okazuje się jednak, że to nie oczy i nie uszy są przekaźnikami miłości. Otóż Ewa Grzeszczuk, autorka tekstu "Sygnały miłości", przekonuje nas, cytując wieloletnie badania naukowców, że miłość wchodzi nam przez nos i zapewne tą samą drogą wychodzi, co potwierdza stare porzekadło. Nikt nie powie, że coś mi wychodzi oczami lub uszami, a nosem tak, zwłaszcza jeżeli mamy czegoś powyżej nosa. Nos doczekał się rehabilitacji. Jak się okazuje za pomocą odpowiednich zapachów można kierować postępowaniem mężczyzn i kobiet. Producenci perfum dodają do nich androstenol, który pozytywnie nastraja kobiety, bankowcy natomiast skrapiają napomnienia spłaty długów androstenonem, czyli zapachem agresji i dominacji, co powoduje, że łatwiej odzyskuje się wierzytelności.
Wszystko wskazuje na to, że tę technologię stosowania androstenonu zaczęto wprowadzać w niektórych polskich bankach, skrapiając tym zapachem prezesów i zarządy. Zamiast zapachu przychylności, otwartości na globalne procesy ekonomiczne stosuje się pełen agresji, dominacji i niechęci androstenon. Analizowanie zapachu banków jest być może nie na miejscu, lecz skala irracjonalnych zachowań pewnych grup interesu w Polsce osiągnęła poziom magla. I to w tej dziedzinie życia ekonomicznego, która w cywilizowanym świecie jest symbolem stateczności, racjonalności i odpowiedzialności. Pytanie, czy polskie banki zachowają narodowy charakter, przypomina mi pytanie z lat sześćdziesiątych: kiedy osiągniemy samowystarczalność w rolnictwie i przemyśle? Obawy, że polskie banki kontrolowane przez zachodni kapitał będą dyskryminowały polskich przedsiębiorców, preferując niemieckich, amerykańskich czy włoskich biznesmenów, są tak absurdalne jak wprowadzenie w Warszawie autobusów komunikacji miejskiej tylko dla Polaków.
Obawy, lęki i napięcia, które obserwujemy w Polsce wraz z napływem zagranicznego kapitału, nie są czymś szczególnym, przypisanym tylko Polsce. Wręcz przeciwnie, można powiedzieć, że zachowujemy poprawny spokój w trakcie wkraczania do Polski globalnych procesów ekonomicznych. Być może wynika to z przekonania, że gorzej już było, a być może z tego, że więcej mamy do zyskania w procesie integracji niż do stracenia. "Część polityków uważa, że globalizacja jest przyczyną problemów w ich kraju. Jest to szczególny przykład znanej tendencji do przypisywania winy za swoje niepowodzenia siłom zewnętrznym, a nie własnemu postępowaniu" - ostrzega Leszek Balcerowicz, autor "Globalnego Davos". Dodałbym do tego trafnego spostrzeżenia, że również część społeczeństw Europy dotknięta jest tym syndromem lęku przed globalizacją. Paradoks dziejowy polega na tym, że to właśnie przeprowadzanej od ponad tysiąca lat globalizacji w Europie kontynent ten zawdzięcza swój sukces kulturowy, gospodarczy i społeczny. Proces ten zaczął się przynajmniej w starożytnej Grecji, która wywarła wpływ na starożytny Rzym, który z kolei wywarł wpływ na resztę Europy, a ta w końcu wywarła ogromny wpływ na inne kontynenty, z Ameryką Północną na czele.
Lęk przed globalizacją świadczy o głębokim kryzysie, jaki dotknął część Europejczyków. Krytyka kierowana przez niektórych polityków europejskich pod adresem przywódcy skrajnie prawicowej Wolnościowej Partii Austrii sprawia wrażenie, jakby Haider został wylosowany do parlamentu w Wiedniu, a nie wybrany. Wystarczy zatem unieważnić losowanie i wszystko wróci do normy. Otóż, nie. Haider reprezentuje znaczną część obywateli Austrii, którzy na niego głosowali. Nikt dziś nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w Austrii, Danii, Szwajcarii i kilku innych krajach wzrasta popularność skrajnie prawicowych ugrupowań, dlaczego uciekają one w kierunku społeczeństwa zamkniętego, choć źródłem sukcesów gospodarczych tych krajów jest otwarcie na globalne procesy? Dopóki nie odpowiemy sobie na to pytanie, dopóty atakowanie Haidera będzie przypominać zachowanie małego dziecka, które uderzywszy głową o brzeg stołu, bije ów stół, przekonane, że to on jest sprawcą bólu. Niekiedy tak czynią również ludzie dorośli, myląc skutek z przyczyną. Haider nie boli, tylko pachnie czymś strasznym, co może zwalczyć jedynie zapach globalny.
Wszystko wskazuje na to, że tę technologię stosowania androstenonu zaczęto wprowadzać w niektórych polskich bankach, skrapiając tym zapachem prezesów i zarządy. Zamiast zapachu przychylności, otwartości na globalne procesy ekonomiczne stosuje się pełen agresji, dominacji i niechęci androstenon. Analizowanie zapachu banków jest być może nie na miejscu, lecz skala irracjonalnych zachowań pewnych grup interesu w Polsce osiągnęła poziom magla. I to w tej dziedzinie życia ekonomicznego, która w cywilizowanym świecie jest symbolem stateczności, racjonalności i odpowiedzialności. Pytanie, czy polskie banki zachowają narodowy charakter, przypomina mi pytanie z lat sześćdziesiątych: kiedy osiągniemy samowystarczalność w rolnictwie i przemyśle? Obawy, że polskie banki kontrolowane przez zachodni kapitał będą dyskryminowały polskich przedsiębiorców, preferując niemieckich, amerykańskich czy włoskich biznesmenów, są tak absurdalne jak wprowadzenie w Warszawie autobusów komunikacji miejskiej tylko dla Polaków.
Obawy, lęki i napięcia, które obserwujemy w Polsce wraz z napływem zagranicznego kapitału, nie są czymś szczególnym, przypisanym tylko Polsce. Wręcz przeciwnie, można powiedzieć, że zachowujemy poprawny spokój w trakcie wkraczania do Polski globalnych procesów ekonomicznych. Być może wynika to z przekonania, że gorzej już było, a być może z tego, że więcej mamy do zyskania w procesie integracji niż do stracenia. "Część polityków uważa, że globalizacja jest przyczyną problemów w ich kraju. Jest to szczególny przykład znanej tendencji do przypisywania winy za swoje niepowodzenia siłom zewnętrznym, a nie własnemu postępowaniu" - ostrzega Leszek Balcerowicz, autor "Globalnego Davos". Dodałbym do tego trafnego spostrzeżenia, że również część społeczeństw Europy dotknięta jest tym syndromem lęku przed globalizacją. Paradoks dziejowy polega na tym, że to właśnie przeprowadzanej od ponad tysiąca lat globalizacji w Europie kontynent ten zawdzięcza swój sukces kulturowy, gospodarczy i społeczny. Proces ten zaczął się przynajmniej w starożytnej Grecji, która wywarła wpływ na starożytny Rzym, który z kolei wywarł wpływ na resztę Europy, a ta w końcu wywarła ogromny wpływ na inne kontynenty, z Ameryką Północną na czele.
Lęk przed globalizacją świadczy o głębokim kryzysie, jaki dotknął część Europejczyków. Krytyka kierowana przez niektórych polityków europejskich pod adresem przywódcy skrajnie prawicowej Wolnościowej Partii Austrii sprawia wrażenie, jakby Haider został wylosowany do parlamentu w Wiedniu, a nie wybrany. Wystarczy zatem unieważnić losowanie i wszystko wróci do normy. Otóż, nie. Haider reprezentuje znaczną część obywateli Austrii, którzy na niego głosowali. Nikt dziś nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w Austrii, Danii, Szwajcarii i kilku innych krajach wzrasta popularność skrajnie prawicowych ugrupowań, dlaczego uciekają one w kierunku społeczeństwa zamkniętego, choć źródłem sukcesów gospodarczych tych krajów jest otwarcie na globalne procesy? Dopóki nie odpowiemy sobie na to pytanie, dopóty atakowanie Haidera będzie przypominać zachowanie małego dziecka, które uderzywszy głową o brzeg stołu, bije ów stół, przekonane, że to on jest sprawcą bólu. Niekiedy tak czynią również ludzie dorośli, myląc skutek z przyczyną. Haider nie boli, tylko pachnie czymś strasznym, co może zwalczyć jedynie zapach globalny.
Więcej możesz przeczytać w 7/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.