Mimo często powtarzanych przed meczem opinii o wspaniałej formie Michalczewski od pierwszego gongu walczył bardzo źle taktycznie i był dziwnie usztywniony. Podchodząc blisko podchodził do rywala, często stawał nieruchomo. nie balansował ciałem; słabiutko wyglądała praca jego nóg. Chwile słabości Polaka bezlitośnie wykorzystywał Tiozzo, który na jeden, dwa jego ciosy odpowiadał pięcioma, sześcioma.
36-letni Tiozzo wyprowadzał całe serie lewych prostych i prawych podbródkowych, którymi próbował przedrzeć się przez gardę "Tygrysa".
W trzech pierwszych rundach Francuz był zdecydowanie aktywniejszy, potrafił zejść z linii ciosu, by za chwilę z pasją zaatakować. W czwartym starciu wydawało się, że Michalczewski wreszcie rozpocznie skuteczne odrabianie strat. Niestety, ten przebłysk trwał tylko kilkadziesiąt sekund. Słynący z lewego prostego polski bokser wyraźnie zbyt rzadko korzystał ze swej najsilniejszej broni.
W szóstej rundzie, po kilku mocnych uderzeniach Tiozzo, Michalczewski znalazł się na deskach i był liczony. Pojedynek co prawda został wznowiony, lecz tylko na chwilę. Francuz znów zaatakował z pasją, a oszołomiony Michalczewski musiał po raz pierwszy w karierze przełknąć gorycz porażki przez techniczny nokaut.
em, pap