W drugim dniu procesu "króla muzyki pop" Michaela Jacksona jego adwokat kontynuował mowę obrończą, podkreślając, że nie ma dowodów, by gwiazdor molestował seksualnie 13-letniego chłopca.
Jak powiedział mecenas Thomas Mesereau, w sypialni Jacksona w jego luksusowej rezydencji Neverland w Kalifornii, gdzie miało dojść do przestępstwa, nie znaleziono śladów DNA pochodzących od jego domniemanej ofiary.
Piosenkarza oskarża się, że w marcu 2003 r. kilkakrotnie upił alkoholem i seksualnie wykorzystał nastolatka, który nocował u niego w Neverland.
Mesereau starał się skompromitować w oczach ławy przysięgłych matkę chłopca, która wniosła oskarżenie przeciw Jacksonowi - zdaniem adwokata, chodzi jej tylko o uzyskanie od niego wielomilionowego odszkodowania.
Jak oświadczył, adwokat kobiety, Larry Feldman, był na lunchu z Larrym Kingiem, popularnym gospodarzem programu w telewizji CNN, i miał mu powiedzieć, że matka chłopca "chce pieniędzy".
Poprzedniego dnia oprócz adwokata mowę wygłosił prokurator Tom Sneddon.
W razie uznania Jacksona za winnego grozi mu teoretycznie do 20 lat więzienia.
ss, pap