Czy międzynarodowa interwencja jest jedynym sposobem przerwania czystek etnicznych?
Zwykle zaczyna się według schematu: jakaś mniejszość narodowa przeszkadza władzy, jakiś naród zaczyna przeszkadzać innemu, który rządzi i uważa, że interes państwa jest wyłącznie jego interesem i byłoby lepiej, gdyby narody "niepaństwotwórcze" w jego kraju nie istniały. Niewygodny naród można uznać, dać mu pewne prawa jako mniejszości i w ten sposób "oswoić". Można go też zasymilować, wytępić, wreszcie - przepędzić.
Timor Wschodni - bojówki wspierane przez władze Indonezji próbują wyprzeć z kraju jak największą liczbę zwolenników niepodległości wyspy, mimo że ci ostatni stanowią większość. Chodzi więc o to, by zastąpić ich nową, lojalną wobec Dżakarty społecznością. Kosowo - Serbowie usiłują przepędzić ze swoich historycznych ziem ludność albańską, czyli 90 proc. mieszkańców Kosowa. Liczba Albańczyków szybko rośnie, więc trzeba ich przegnać, aby "kolebkę narodu" oddać Serbom. Północny Irak (1991 r.) - Kurdowie chcą skorzystać z przegranej przez Saddama Husajna wojny w Zatoce Perskiej i choć częściowo uniezależnić się od Bagdadu. Saddam zachowuje jednak więcej sił niż się spodziewano i urządza im krwawą łaźnię. Armia turecka do dziś stara się ze swoich terenów wyprzeć jak najwięcej Kurdów do Iranu i Iraku. Jeśli w wypadku konfliktu dwóch narodów jeden z nich ma za sobą aparat władzy państwowej, armię i policję, to znaczy że krwawą łaźnię zaplanowano w stołecznych gabinetach na szczytach władzy. Wojna domowa staje się wtedy pacyfikacją, dla której ukuto pojęcie czystki etnicznej - nie tak łatwej do rozpoznania. Trzeba coś wiedzieć o regionie, gdzie rozgrywa się tragedia. Różnicę między Irakijczykami a Kurdami wychwycić może każdy, ale już w Bośni sprawa nie jest tak prosta. Serbowie, Chorwaci i bośniaccy Muzułmanie posługują się jedną mową, choć upierają się, że są to trzy różne języki. Odmienne w ich wypadku jest przede wszystkim wyznanie - prawosławie, katolicyzm, islam. Nie wiadomo tylko, co począć z ateistami.
A jak odróżnić Timorczyków od innych indonezyjskich grup etnicznych? A do tego osiedlonych we wschodniej części wyspy od mieszkających w zachodniej? Indonezja jest państwem złożonym z setki narodów. Każdy rząd w Dżakarcie miałby kłopot, żeby je wszystkie jakoś ogarnąć i połączyć. Timorczycy nie czują się obywatelami Indonezji. Dla nich ten kraj jest tylko okupantem. Gdy słabnąca władza centralna zgodziła się na referendum niepodległościowe, 80 proc. głosujących opowiedziało się za niepodległością. 4 września na mieszkańców Timoru Wschodniego ruszyli proindonezyjscy bojówkarze. Dżakarta oficjalnie ogłosiła, że nie ma z tym nic wspólnego, ale ktoś bojówkarzy uzbroił. Wiadomo, że żołnierze pomagali milicjantom w wysiedlaniu ludzi i paleniu ich domów. W ciągu trzech tygodni ok. 200 tys. osób uciekło z Timoru Wschodniego. Drugie tyle błąka się po kraju. Jedną z technik czystki etnicznej jest palenie domów, niszczenie wsi lub dzielnic, by przepędzona ludność nie miała dokąd wrócić. 400 tys. uchodźców to połowa populacji Timoru Wschodniego. Wkroczenie sił międzynarodowych pod australijskim dowództwem może z czasem doprowadzić do powrotu uciekinierów. Gdyby jednak do interwencji nie doszło, miejsce przepędzonej rdzennej ludności z czasem zajęliby osadnicy z innych wysp - zwolennicy asymilacji Timoru Wschodniego przez Indonezję. Taki właśnie cel ma zwykle czystka etniczna. Chodzi o trwałą zmianę struktury demograficznej danego kraju.
Podobną metodę jak władze Indonezji na Timorze stosowały w Kosowie wiosną 1999 r. (a właściwie już od lata 1998 r.) władze Serbii. Krwawej rozprawy z ludnością albańską dokonywały przede wszystkim siły paramilitarne. Regularne wojsko i policja tylko pomagały. Potem taktyka Serbów się zmieniła - czasem skłaniano Albańczyków do ucieczki przed prześladowaniami, czasem otaczano wieś lub dzielnicę miasta i wysiedlano wszystkich, kierując kolumnę wygnańców w stronę Albanii lub Macedonii. Ostatniej zimy Kosowo liczyło ok. 2 mln mieszkańców, w tym 200 tys. Serbów. Od marca do czerwca liczba uchodźców przekroczyła 920 tys.(ponad połowa albańskiej populacji Kosowa). Nikt nie wie, ilu Albańczyków zamordowały serbskie bojówki i milicja. Jeśli ich domy i mieszkania nie były zniszczone, zajmowali je szybko Serbowie. Zmiana struktury demograficznej Kosowa miała być tak radykalna, by nie istniało niebezpieczeństwo oderwania od Serbii jej historycznej prowincji. Operacja wojskowa NATO pokrzyżowała plany Belgradu. Do końca sierpnia ponad 700 tys. Albańczyków wróciło do zrujnowanych domów, a 120 tys. Serbów uciekło w obawie przed ich zemstą. Działania Belgradu w Kosowie dały w końcu efekt odwrotny do zamierzonego - przewaga ludności albańskiej jest teraz większa niż kiedykolwiek. Z doświadczeń mijającego stulecia wynika, że czystkę etniczną mogła przerwać lub udaremnić tylko interwencja z zewnątrz. Bez niej w latach 1915-1916 władze Turcji spokojnie przeprowadziły u siebie rzeź ludności ormiańskiej, która zamieszkiwała obszar znacznie większy niż terytorium dzisiejszej postsowieckiej Armenii. Szacuje się, że zabito wtedy co najmniej milion Ormian. Rzeź tę uważa się za największą dwudziestowieczną czystkę etniczną przed Holocaustem. Nie miał kto interweniować - trwała wojna.
Również bez reakcji świata zachodniego Sowieci przez dziesiątki lat przesiedlali i zamieniali miejscami całe narody. Po zakończeniu II wojny światowej władze stalinowskie przystąpiły do rozprawy z nacjami, które jakoby zdradziły ZSRR, współpracując z III Rzeszą. Sowieci ogołocili Krym z Tatarów. Wywieźli też z Kaukazu Czeczenów. Minęły dekady, nim przesiedlone narody zaczęły wracać z głębi imperium, ale na miejscu znalazły już nową ludność napływową. Taka była polityka Stalina - wymieszać nacje, by w ZSRR nikt nie czuł się naprawdę u siebie. Tak postępowały władze sowieckie w republikach nadbałtyckich, na polskich kresach wschodnich i gdzie się dało. Lata 40. były zresztą okresem czystek etnicznych na wielką skalę, tylko wtedy nazywano je inaczej. Używano słowa "wysiedlenie" (wobec Niemców wypędzanych z Polski i Czechosłowacji), informowano o walkach z bandami UPA (dotyczyło to Ukraińców i akcji "Wisła"), mówiono wreszcie o powrocie na ziemie odzyskane, czyli piastowskie (w wypadku Polaków).
Społeczność międzynarodowa nie tylko nie sprzeciwiała się tym czystkom, ale je nawet sankcjonowała (na przykład jeśli chodzi o ludność polską). Zawsze można się było powołać na precedens, czyli wymianę ludności greckiej i tureckiej w latach 20. Obecnie wrażliwość świata na zbrodnie dokonywane na całych narodach znacznie wzrosła. Musiało jednak minąć kilka lat bośniackiego koszmaru, zanim ONZ, a następnie NATO zdecydowały się na stanowcze kroki. W Bośni i Hercegowinie interwencja z zewnątrz przyszła za późno - struktura etniczna tej republiki była już zmieniona. Kraj tylko na mapie zachował dawne granice. Z części muzułmańsko-chorwackiej wyrugowano 90 proc. Serbów, a z "republiki serbskiej" przepędzono 95 proc. Muzułmanów bośniackich i Chorwatów.
Społeczność międzynarodowa musiała zaakceptować fakt, że zamiast jednego państwa wielonarodowego powstały dwa, a właściwie trzy jednolite etnicznie terytoria. Po każdej wojnie bałkańskiej - w Chorwacji, Bośni i Kosowie - okazuje się, że nienawiść między społecznościami jest zbyt wielka, by żyły razem. Wygrywa naród najsilniejszy na danym terenie. Inni muszą się wynosić. W każdej chwili jednak może dojść do rewanżu. I w Bośni, i w Kosowie, i na dalekim Timorze nowa wojna i nowa czystka byłyby tylko kwestią czasu, gdyby nie obecność międzynarodowych sił pokojowych. Czy zaprowadzenie nieoficjalnego protektoratu międzynarodowego jest jedynym skutecznym sposobem gaszenia nienawiści? Biorąc pod uwagę liczbę konfliktów etnicznych i ognisk zapalnych na świecie, może zabraknąć żołnierzy do pełnienia misji pokojowych i państw skłonnych ich wysyłać. Rząd Włoch już w zeszłym miesiącu uznał sytuację za niepokojącą. Przy tysiącach Włochów pełniących dziś służbę za granicą w rozmaitych kontyngentach kraj ten może już wkrótce nie będzie w stanie wysłać następnych żołnierzy na misję ONZ lub NATO.
Timor Wschodni - bojówki wspierane przez władze Indonezji próbują wyprzeć z kraju jak największą liczbę zwolenników niepodległości wyspy, mimo że ci ostatni stanowią większość. Chodzi więc o to, by zastąpić ich nową, lojalną wobec Dżakarty społecznością. Kosowo - Serbowie usiłują przepędzić ze swoich historycznych ziem ludność albańską, czyli 90 proc. mieszkańców Kosowa. Liczba Albańczyków szybko rośnie, więc trzeba ich przegnać, aby "kolebkę narodu" oddać Serbom. Północny Irak (1991 r.) - Kurdowie chcą skorzystać z przegranej przez Saddama Husajna wojny w Zatoce Perskiej i choć częściowo uniezależnić się od Bagdadu. Saddam zachowuje jednak więcej sił niż się spodziewano i urządza im krwawą łaźnię. Armia turecka do dziś stara się ze swoich terenów wyprzeć jak najwięcej Kurdów do Iranu i Iraku. Jeśli w wypadku konfliktu dwóch narodów jeden z nich ma za sobą aparat władzy państwowej, armię i policję, to znaczy że krwawą łaźnię zaplanowano w stołecznych gabinetach na szczytach władzy. Wojna domowa staje się wtedy pacyfikacją, dla której ukuto pojęcie czystki etnicznej - nie tak łatwej do rozpoznania. Trzeba coś wiedzieć o regionie, gdzie rozgrywa się tragedia. Różnicę między Irakijczykami a Kurdami wychwycić może każdy, ale już w Bośni sprawa nie jest tak prosta. Serbowie, Chorwaci i bośniaccy Muzułmanie posługują się jedną mową, choć upierają się, że są to trzy różne języki. Odmienne w ich wypadku jest przede wszystkim wyznanie - prawosławie, katolicyzm, islam. Nie wiadomo tylko, co począć z ateistami.
A jak odróżnić Timorczyków od innych indonezyjskich grup etnicznych? A do tego osiedlonych we wschodniej części wyspy od mieszkających w zachodniej? Indonezja jest państwem złożonym z setki narodów. Każdy rząd w Dżakarcie miałby kłopot, żeby je wszystkie jakoś ogarnąć i połączyć. Timorczycy nie czują się obywatelami Indonezji. Dla nich ten kraj jest tylko okupantem. Gdy słabnąca władza centralna zgodziła się na referendum niepodległościowe, 80 proc. głosujących opowiedziało się za niepodległością. 4 września na mieszkańców Timoru Wschodniego ruszyli proindonezyjscy bojówkarze. Dżakarta oficjalnie ogłosiła, że nie ma z tym nic wspólnego, ale ktoś bojówkarzy uzbroił. Wiadomo, że żołnierze pomagali milicjantom w wysiedlaniu ludzi i paleniu ich domów. W ciągu trzech tygodni ok. 200 tys. osób uciekło z Timoru Wschodniego. Drugie tyle błąka się po kraju. Jedną z technik czystki etnicznej jest palenie domów, niszczenie wsi lub dzielnic, by przepędzona ludność nie miała dokąd wrócić. 400 tys. uchodźców to połowa populacji Timoru Wschodniego. Wkroczenie sił międzynarodowych pod australijskim dowództwem może z czasem doprowadzić do powrotu uciekinierów. Gdyby jednak do interwencji nie doszło, miejsce przepędzonej rdzennej ludności z czasem zajęliby osadnicy z innych wysp - zwolennicy asymilacji Timoru Wschodniego przez Indonezję. Taki właśnie cel ma zwykle czystka etniczna. Chodzi o trwałą zmianę struktury demograficznej danego kraju.
Podobną metodę jak władze Indonezji na Timorze stosowały w Kosowie wiosną 1999 r. (a właściwie już od lata 1998 r.) władze Serbii. Krwawej rozprawy z ludnością albańską dokonywały przede wszystkim siły paramilitarne. Regularne wojsko i policja tylko pomagały. Potem taktyka Serbów się zmieniła - czasem skłaniano Albańczyków do ucieczki przed prześladowaniami, czasem otaczano wieś lub dzielnicę miasta i wysiedlano wszystkich, kierując kolumnę wygnańców w stronę Albanii lub Macedonii. Ostatniej zimy Kosowo liczyło ok. 2 mln mieszkańców, w tym 200 tys. Serbów. Od marca do czerwca liczba uchodźców przekroczyła 920 tys.(ponad połowa albańskiej populacji Kosowa). Nikt nie wie, ilu Albańczyków zamordowały serbskie bojówki i milicja. Jeśli ich domy i mieszkania nie były zniszczone, zajmowali je szybko Serbowie. Zmiana struktury demograficznej Kosowa miała być tak radykalna, by nie istniało niebezpieczeństwo oderwania od Serbii jej historycznej prowincji. Operacja wojskowa NATO pokrzyżowała plany Belgradu. Do końca sierpnia ponad 700 tys. Albańczyków wróciło do zrujnowanych domów, a 120 tys. Serbów uciekło w obawie przed ich zemstą. Działania Belgradu w Kosowie dały w końcu efekt odwrotny do zamierzonego - przewaga ludności albańskiej jest teraz większa niż kiedykolwiek. Z doświadczeń mijającego stulecia wynika, że czystkę etniczną mogła przerwać lub udaremnić tylko interwencja z zewnątrz. Bez niej w latach 1915-1916 władze Turcji spokojnie przeprowadziły u siebie rzeź ludności ormiańskiej, która zamieszkiwała obszar znacznie większy niż terytorium dzisiejszej postsowieckiej Armenii. Szacuje się, że zabito wtedy co najmniej milion Ormian. Rzeź tę uważa się za największą dwudziestowieczną czystkę etniczną przed Holocaustem. Nie miał kto interweniować - trwała wojna.
Również bez reakcji świata zachodniego Sowieci przez dziesiątki lat przesiedlali i zamieniali miejscami całe narody. Po zakończeniu II wojny światowej władze stalinowskie przystąpiły do rozprawy z nacjami, które jakoby zdradziły ZSRR, współpracując z III Rzeszą. Sowieci ogołocili Krym z Tatarów. Wywieźli też z Kaukazu Czeczenów. Minęły dekady, nim przesiedlone narody zaczęły wracać z głębi imperium, ale na miejscu znalazły już nową ludność napływową. Taka była polityka Stalina - wymieszać nacje, by w ZSRR nikt nie czuł się naprawdę u siebie. Tak postępowały władze sowieckie w republikach nadbałtyckich, na polskich kresach wschodnich i gdzie się dało. Lata 40. były zresztą okresem czystek etnicznych na wielką skalę, tylko wtedy nazywano je inaczej. Używano słowa "wysiedlenie" (wobec Niemców wypędzanych z Polski i Czechosłowacji), informowano o walkach z bandami UPA (dotyczyło to Ukraińców i akcji "Wisła"), mówiono wreszcie o powrocie na ziemie odzyskane, czyli piastowskie (w wypadku Polaków).
Społeczność międzynarodowa nie tylko nie sprzeciwiała się tym czystkom, ale je nawet sankcjonowała (na przykład jeśli chodzi o ludność polską). Zawsze można się było powołać na precedens, czyli wymianę ludności greckiej i tureckiej w latach 20. Obecnie wrażliwość świata na zbrodnie dokonywane na całych narodach znacznie wzrosła. Musiało jednak minąć kilka lat bośniackiego koszmaru, zanim ONZ, a następnie NATO zdecydowały się na stanowcze kroki. W Bośni i Hercegowinie interwencja z zewnątrz przyszła za późno - struktura etniczna tej republiki była już zmieniona. Kraj tylko na mapie zachował dawne granice. Z części muzułmańsko-chorwackiej wyrugowano 90 proc. Serbów, a z "republiki serbskiej" przepędzono 95 proc. Muzułmanów bośniackich i Chorwatów.
Społeczność międzynarodowa musiała zaakceptować fakt, że zamiast jednego państwa wielonarodowego powstały dwa, a właściwie trzy jednolite etnicznie terytoria. Po każdej wojnie bałkańskiej - w Chorwacji, Bośni i Kosowie - okazuje się, że nienawiść między społecznościami jest zbyt wielka, by żyły razem. Wygrywa naród najsilniejszy na danym terenie. Inni muszą się wynosić. W każdej chwili jednak może dojść do rewanżu. I w Bośni, i w Kosowie, i na dalekim Timorze nowa wojna i nowa czystka byłyby tylko kwestią czasu, gdyby nie obecność międzynarodowych sił pokojowych. Czy zaprowadzenie nieoficjalnego protektoratu międzynarodowego jest jedynym skutecznym sposobem gaszenia nienawiści? Biorąc pod uwagę liczbę konfliktów etnicznych i ognisk zapalnych na świecie, może zabraknąć żołnierzy do pełnienia misji pokojowych i państw skłonnych ich wysyłać. Rząd Włoch już w zeszłym miesiącu uznał sytuację za niepokojącą. Przy tysiącach Włochów pełniących dziś służbę za granicą w rozmaitych kontyngentach kraj ten może już wkrótce nie będzie w stanie wysłać następnych żołnierzy na misję ONZ lub NATO.
Więcej możesz przeczytać w 47/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.