Była kiedyś panna, która dzięki posagowi i urodzie uchodziła za najlepszą partię w okolicy. Znała języki obce, grała na fortepianie, wiodła prym w salonach
Ale wszystkim narzeczonym stawiała tak wysokie wymagania, że w końcu została starą panną. Teraz jej maniery wydają się staromodne i napuszone, a arystokratyczny narcyzm denerwuje nawet krewnych. Ta panna to Unia Wolności - mówi prezes SKL Jan Maria Rokita, były członek unii.
Spadek notowań unii do sześciu procent jest jednak tylko w niewielkim stopniu skutkiem jej zmanierowania. W Polsce, gdzie klasa średnia jest wciąż słaba, partia będąca odpowiednikiem zachodnio-europejskich liberałów, choć de facto etosowo-liberalna, nie może liczyć na więcej niż kilka procent głosów. Unia Wolności miała nawet czternastoprocentowe poparcie, ale w czasach, gdy nie istniały silne bloki w postaci SLD i AWS. Jej notowania spadają, bo partia ta nie ma szans - nawet gdyby chciała - przebicia silniejszych rywali populizmem. Odchodzi od niej lewicowa inteligencja. Na unię nie głosuje też większość polskich przedsiębiorców, bo ich partnerem w biznesie jest przede wszystkim państwo, a unia rolę państwa w gospodarce chce radykalnie ograniczyć. Partii tej grozi więc los Kongresu Liberalno-Demokratycznego, który w wyborach w 1993 r. nie przekroczył pięcioprocentowego progu wyborczego.
Dobrej pogody dla partii liberalnych nie ma obecnie w całej Europie. W trzynastu z piętnastu krajów UE rządzą socjaliści i socjaldemokraci. Liberałowie zwykle mogą liczyć na 4-6 proc. poparcia. Niemieckim odpowiednikiem UW była przez lata FDP, ugrupowanie o wyrazistym liberalnym profilu, odgrywające przez kilka dekad rolę języczka u wagi. Tworzyło ono koalicje z chadekami, potem z socjaldemokratami, a potem znów z chadekami. Po wyborach parlamentarnych w 1998 r. jego miejsce zajęła jednak partia Zielonych.
- Unia Wolności powinna odpowiedzieć na pytanie, jaki jest sens jej istnienia. Czym się różni od AWS, a czym od SLD. Unia musi "odświeżyć" swoją tożsamość. I to w sposób, który byłby czytelny nie tylko dla paru procent wiernych wyborców - proponuje Aleksander Smolar, członek Rady Krajowej UW. Większość polityków unii nie chce przyjąć do wiadomości, że dla tej partii "lepsze jutro było wczoraj". Niewątpliwie zarząd unii wystawił swoją partię na ciężką próbę - wyjście z rządu i niewystawienie kandydata w wyborach prezydenckich. Partia zniknęła z mediów. - Po raz drugi na pewno byśmy tak nie postąpili. Trzeba wykorzystać każdą kampanię do prezentacji programu i ludzi - uważa Jerzy Wierchowicz, przewodniczący Klubu Parlamentarnego UW.
- UW pokazała, że jest partią zasad i nie dba o stołki - mówi Aleksander Smolar.
- Nie moglibyśmy się podpisać pod ustawą o powszechnym uwłaszczeniu, nowym kodeksem pracy czy ponosić odpowiedzialności za błędy przy oszacowaniu podwyżek dla nauczycieli - dodaje Mirosław Czech, sekretarz generalny UW. - Unia nie będzie kłamać, żeby się przypodobać elektoratowi. Nie może tego robić żadna partia odpowiedzialna za państwo - przekonuje Leszek Balcerowicz. Niestety, w polskiej polityce mówienie prawdy nie przysparza wyborców. Przysparza za to niezbyt nachalne kłamstwo, czyli obietnice bez pokrycia. Wąski elektorat unii jest na to odporny, szeroki - nie. - Elektorat UW jest "podmywany" z dwóch stron - przez SLD i AWS. Do SLD ciągną ludzie bardziej pragmatyczni, mniej skupieni na historycznych podziałach, do AWS - konserwatywni - tłumaczy Mirosława Grabowska, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
Wyborcy rozczarowani do UW twierdzą, że etos inteligencji zastępuje w tej partii filozofia groszoroba. Przywódcy unii przyjmują to do wiadomości i nawet nie próbują demitologizować pojęcia inteligenckiego etosu. Jest ono obecnie kolorową wydmuszką bez żadnej treści, zatem istnienie partii etosowo-inteligenckiej jest nie tylko anachroniczne, ale wręcz nielogiczne. Partia ma walczyć o władzę, a nie krzewić określony świato-pogląd. - Unia przestaje być ugrupowaniem etosowo-inteligenckim, a staje się partią ludzi bogatych, wyższych stanów klasy średniej - mówi prof. Edmund Wnuk-Lipiński z Instytutu Studiów Politycznych PAN. Dokładnie oddaje to punkt widzenia elektoratu unii.
Jest paradoksem, że kierownictwo unii nie opracowało diagnozy obecnej sytuacji, ale ma gotowy plan odzyskania zaufania wyborców. Pierwszego września przedstawi projekt ustawy o wyrównywaniu szans edukacyjnych: 7 proc. dochodów z prywatyzacji proponuje przeznaczyć nie na realizację ustawy uwłaszczeniowej, lecz na specjalny fundusz, z którego finansowano by część wydatków na kształcenie najuboższej młodzieży ze wsi i małych miast.
Brak diagnozy głębszych przyczyn kryzysu sprawia też, że dla wielu unitów potrzeba zmian sprowadza się do zmiany przywództwa partii. Ma do tego dojść podczas grudniowego kongresu. Najczęściej wymienianym następcą Leszka Balcerowicza jest prof. Bronisław Geremek.
Spadek notowań unii do sześciu procent jest jednak tylko w niewielkim stopniu skutkiem jej zmanierowania. W Polsce, gdzie klasa średnia jest wciąż słaba, partia będąca odpowiednikiem zachodnio-europejskich liberałów, choć de facto etosowo-liberalna, nie może liczyć na więcej niż kilka procent głosów. Unia Wolności miała nawet czternastoprocentowe poparcie, ale w czasach, gdy nie istniały silne bloki w postaci SLD i AWS. Jej notowania spadają, bo partia ta nie ma szans - nawet gdyby chciała - przebicia silniejszych rywali populizmem. Odchodzi od niej lewicowa inteligencja. Na unię nie głosuje też większość polskich przedsiębiorców, bo ich partnerem w biznesie jest przede wszystkim państwo, a unia rolę państwa w gospodarce chce radykalnie ograniczyć. Partii tej grozi więc los Kongresu Liberalno-Demokratycznego, który w wyborach w 1993 r. nie przekroczył pięcioprocentowego progu wyborczego.
Dobrej pogody dla partii liberalnych nie ma obecnie w całej Europie. W trzynastu z piętnastu krajów UE rządzą socjaliści i socjaldemokraci. Liberałowie zwykle mogą liczyć na 4-6 proc. poparcia. Niemieckim odpowiednikiem UW była przez lata FDP, ugrupowanie o wyrazistym liberalnym profilu, odgrywające przez kilka dekad rolę języczka u wagi. Tworzyło ono koalicje z chadekami, potem z socjaldemokratami, a potem znów z chadekami. Po wyborach parlamentarnych w 1998 r. jego miejsce zajęła jednak partia Zielonych.
- Unia Wolności powinna odpowiedzieć na pytanie, jaki jest sens jej istnienia. Czym się różni od AWS, a czym od SLD. Unia musi "odświeżyć" swoją tożsamość. I to w sposób, który byłby czytelny nie tylko dla paru procent wiernych wyborców - proponuje Aleksander Smolar, członek Rady Krajowej UW. Większość polityków unii nie chce przyjąć do wiadomości, że dla tej partii "lepsze jutro było wczoraj". Niewątpliwie zarząd unii wystawił swoją partię na ciężką próbę - wyjście z rządu i niewystawienie kandydata w wyborach prezydenckich. Partia zniknęła z mediów. - Po raz drugi na pewno byśmy tak nie postąpili. Trzeba wykorzystać każdą kampanię do prezentacji programu i ludzi - uważa Jerzy Wierchowicz, przewodniczący Klubu Parlamentarnego UW.
- UW pokazała, że jest partią zasad i nie dba o stołki - mówi Aleksander Smolar.
- Nie moglibyśmy się podpisać pod ustawą o powszechnym uwłaszczeniu, nowym kodeksem pracy czy ponosić odpowiedzialności za błędy przy oszacowaniu podwyżek dla nauczycieli - dodaje Mirosław Czech, sekretarz generalny UW. - Unia nie będzie kłamać, żeby się przypodobać elektoratowi. Nie może tego robić żadna partia odpowiedzialna za państwo - przekonuje Leszek Balcerowicz. Niestety, w polskiej polityce mówienie prawdy nie przysparza wyborców. Przysparza za to niezbyt nachalne kłamstwo, czyli obietnice bez pokrycia. Wąski elektorat unii jest na to odporny, szeroki - nie. - Elektorat UW jest "podmywany" z dwóch stron - przez SLD i AWS. Do SLD ciągną ludzie bardziej pragmatyczni, mniej skupieni na historycznych podziałach, do AWS - konserwatywni - tłumaczy Mirosława Grabowska, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
Wyborcy rozczarowani do UW twierdzą, że etos inteligencji zastępuje w tej partii filozofia groszoroba. Przywódcy unii przyjmują to do wiadomości i nawet nie próbują demitologizować pojęcia inteligenckiego etosu. Jest ono obecnie kolorową wydmuszką bez żadnej treści, zatem istnienie partii etosowo-inteligenckiej jest nie tylko anachroniczne, ale wręcz nielogiczne. Partia ma walczyć o władzę, a nie krzewić określony świato-pogląd. - Unia przestaje być ugrupowaniem etosowo-inteligenckim, a staje się partią ludzi bogatych, wyższych stanów klasy średniej - mówi prof. Edmund Wnuk-Lipiński z Instytutu Studiów Politycznych PAN. Dokładnie oddaje to punkt widzenia elektoratu unii.
Jest paradoksem, że kierownictwo unii nie opracowało diagnozy obecnej sytuacji, ale ma gotowy plan odzyskania zaufania wyborców. Pierwszego września przedstawi projekt ustawy o wyrównywaniu szans edukacyjnych: 7 proc. dochodów z prywatyzacji proponuje przeznaczyć nie na realizację ustawy uwłaszczeniowej, lecz na specjalny fundusz, z którego finansowano by część wydatków na kształcenie najuboższej młodzieży ze wsi i małych miast.
Brak diagnozy głębszych przyczyn kryzysu sprawia też, że dla wielu unitów potrzeba zmian sprowadza się do zmiany przywództwa partii. Ma do tego dojść podczas grudniowego kongresu. Najczęściej wymienianym następcą Leszka Balcerowicza jest prof. Bronisław Geremek.
Więcej możesz przeczytać w 36/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.