Brak wiedzy i słabość intelektu nie są u nas przeszkodą w obejmowaniu stanowisk wymagających wysokich kwalifikacji
Prezydencka kampania wyborcza ujawnia - kolejny raz - nikły wpływ polskiej inteligencji, polskiej śmietanki intelektualnej, na rodzimą scenę polityczną. Miarą tej słabości jest popularność najtańszych haseł demagogicznych, łatwość poddawania się sugestiom politycznych awanturników. Stopień zaufania do facetów znikąd jest już chyba mniejszy niż dziesięć lat temu, ale ciągle widoczne jest lekceważenie przez tzw. zwykłych ludzi nauki, stanu wiedzy i wykształcenia.
Słabość społecznej rangi inteligencji, jej nikły wpływ na mentalność społeczną, ma oczywiście swoje obiektywne przyczyny. Odsetek ludzi z wyższym wykształceniem jest nadal bardzo niski i nie może przekroczyć 10 proc. Mało tego. Znaczna część tej populacji studiowała w czasach dominacji tzw. fachowości zawodowej nad kształceniem intelektualnym, rozszerzającym horyzonty, promującym twórczość. Zamiast wiedzy o rzeczywistych problemach rozwoju społeczno-gospodarczego świata i Polski usiłowano serwować dzisiejszym trzydziesto-, pięćdziesięciolatkom "teorię rozwiniętego społeczeństwa socjalistycznego", czyli frazesy apoteozujące bankrutujący ustrój. W rezultacie grupa społeczna mogąca stanowić intelektualną i polityczną czołówkę jest nadal bardzo szczupła. Czołówka ta nie jest w stanie się przebić ze swoim perspektywicznym widzeniem Polski i świata. Powszechny jest też jeszcze strach przed zaangażowaniem politycznym, przed utratą prywatności.
Rezultat tych postaw jest oczywisty. Brak wiedzy i słabość intelektu nie są u nas przeszkodą w obejmowaniu stanowisk wymagających wysokich kwalifikacji. Wystarczy spojrzeć na skład naszego Sejmu i Senatu, w którym ekonomistów, prawników i administratorów z odpowiednimi kwalifikacjami jest jak na lekarstwo. Wystarczy spojrzeć na jakość pracy sądów, licznych organów samorządowych i urzędów państwowych, by się przekonać, jak mało wiedzą ludzie pretendujący do zarządzania i ferowania wyroków.
Od pewnego czasu pozwalam sobie przypominać tu i ówdzie, że piastowanie stanowisk w organach władzy i urzędach to przede wszystkim służba. Tak - służba, a nie władza. Nie będę odkrywczy, gdy stwierdzę, że takie widzenie władzy nie jest powszechne.
Najmniejszy odsetek ludzi z wyższym wykształceniem, jakim legitymujemy się wśród krajów aspirujących do Unii Europejskiej, to oczywiście skutek naszej historii, a zwłaszcza hekatomby II wojny światowej. Traciliśmy kwiat młodzieży i inteligencji, kiedy Czesi, Węgrzy i Słowacy spokojnie studiowali na swych uczelniach.
Na tę naszą słabą liczebnie, ale - na szczęście - nie intelektualnie polską inteligencję spada dziś niezwykle trudny obowiązek. Obowiązek właściwego przygotowania społeczeństwa do procesów integracyjnych i globalizacyjnych. Nie jest to bowiem kwestia taniej agitacji, lecz umiejętnego, trafiającego do mentalności zwykłego człowieka pokazania istoty i konsekwencji tych zmieniających świat, a nieuchronnych procesów.
Do Europy nie przybliży nas ani mentalność rodem z klasowych związków zawodowych, ani horyzonty ograniczone do karłowatego gospodarstwa rolnego. Nie przybliży nas też do niej nacjonalizm, choćby ubrany w bogobojne szaty. Świat XXI w. - to świat stawiający każdemu wysokie wymagania i bezlitośnie dyskryminujący brak kwalifikacji. To świat, w którym indywidualny i nasz wspólny, narodowy sukces zależeć będzie od tego, co umiemy. Tak częste w naszym kraju przejawy frustracji i niezadowolenia wynikają w znacznej mierze z tego, że nie dostrzegamy i nie rozumiemy tych prawidłowości.
Tymczasem chcemy coraz więcej i szybciej mieć, niewiele samemu oferując. Wiek XXI - to czas wykształconych, świadomych i dynamicznych jednostek, a nie manipulowanych mas związkowych. Na manifestacje pierwszomajowe już dzisiaj mało kto chodzi.
Słabość społecznej rangi inteligencji, jej nikły wpływ na mentalność społeczną, ma oczywiście swoje obiektywne przyczyny. Odsetek ludzi z wyższym wykształceniem jest nadal bardzo niski i nie może przekroczyć 10 proc. Mało tego. Znaczna część tej populacji studiowała w czasach dominacji tzw. fachowości zawodowej nad kształceniem intelektualnym, rozszerzającym horyzonty, promującym twórczość. Zamiast wiedzy o rzeczywistych problemach rozwoju społeczno-gospodarczego świata i Polski usiłowano serwować dzisiejszym trzydziesto-, pięćdziesięciolatkom "teorię rozwiniętego społeczeństwa socjalistycznego", czyli frazesy apoteozujące bankrutujący ustrój. W rezultacie grupa społeczna mogąca stanowić intelektualną i polityczną czołówkę jest nadal bardzo szczupła. Czołówka ta nie jest w stanie się przebić ze swoim perspektywicznym widzeniem Polski i świata. Powszechny jest też jeszcze strach przed zaangażowaniem politycznym, przed utratą prywatności.
Rezultat tych postaw jest oczywisty. Brak wiedzy i słabość intelektu nie są u nas przeszkodą w obejmowaniu stanowisk wymagających wysokich kwalifikacji. Wystarczy spojrzeć na skład naszego Sejmu i Senatu, w którym ekonomistów, prawników i administratorów z odpowiednimi kwalifikacjami jest jak na lekarstwo. Wystarczy spojrzeć na jakość pracy sądów, licznych organów samorządowych i urzędów państwowych, by się przekonać, jak mało wiedzą ludzie pretendujący do zarządzania i ferowania wyroków.
Od pewnego czasu pozwalam sobie przypominać tu i ówdzie, że piastowanie stanowisk w organach władzy i urzędach to przede wszystkim służba. Tak - służba, a nie władza. Nie będę odkrywczy, gdy stwierdzę, że takie widzenie władzy nie jest powszechne.
Najmniejszy odsetek ludzi z wyższym wykształceniem, jakim legitymujemy się wśród krajów aspirujących do Unii Europejskiej, to oczywiście skutek naszej historii, a zwłaszcza hekatomby II wojny światowej. Traciliśmy kwiat młodzieży i inteligencji, kiedy Czesi, Węgrzy i Słowacy spokojnie studiowali na swych uczelniach.
Na tę naszą słabą liczebnie, ale - na szczęście - nie intelektualnie polską inteligencję spada dziś niezwykle trudny obowiązek. Obowiązek właściwego przygotowania społeczeństwa do procesów integracyjnych i globalizacyjnych. Nie jest to bowiem kwestia taniej agitacji, lecz umiejętnego, trafiającego do mentalności zwykłego człowieka pokazania istoty i konsekwencji tych zmieniających świat, a nieuchronnych procesów.
Do Europy nie przybliży nas ani mentalność rodem z klasowych związków zawodowych, ani horyzonty ograniczone do karłowatego gospodarstwa rolnego. Nie przybliży nas też do niej nacjonalizm, choćby ubrany w bogobojne szaty. Świat XXI w. - to świat stawiający każdemu wysokie wymagania i bezlitośnie dyskryminujący brak kwalifikacji. To świat, w którym indywidualny i nasz wspólny, narodowy sukces zależeć będzie od tego, co umiemy. Tak częste w naszym kraju przejawy frustracji i niezadowolenia wynikają w znacznej mierze z tego, że nie dostrzegamy i nie rozumiemy tych prawidłowości.
Tymczasem chcemy coraz więcej i szybciej mieć, niewiele samemu oferując. Wiek XXI - to czas wykształconych, świadomych i dynamicznych jednostek, a nie manipulowanych mas związkowych. Na manifestacje pierwszomajowe już dzisiaj mało kto chodzi.
Więcej możesz przeczytać w 37/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.