Po burzliwej debacie za przyjęciem zmian w dyrektywie regulującej czas pracy opowiedziało się po pierwszym czytaniu 345 eurodeputowanych, przeciw było 265, wstrzymało się od głosu 34.
W głosowaniu starli się obrońcy socjalnego modelu Unii Europejskiej, którzy są za tym, by w jej krajach nie można było pracować dłużej niż 48 godzin tygodniowo, oraz zwolennicy podejścia liberalnego - na ogół eurodeputowani z Wielkiej Brytanii i nowych państw członkowskich.
"Dla Polski, która ma 20-procentowe bezrobocie, poparcie tego rozwiązania byłoby szaleństwem" - powiedział PAP eurodeputowany Dariusz Rosati (SdPl). Mimo że w PE jest członkiem frakcji socjalistycznej, która poparła dyrektywę, Rosati głosował przeciw.
Przeciwko głosowali też polscy deputowani z ramienia PO i PSL. "Jesteśmy za elastycznością i możliwością odstępstw od sztywnych 48 godzin, zarówno w sytuacji, gdyby takie ustępstwo było efektem układów zbiorowych, jak i indywidualnych umów pracodawca- pracownik" - powiedział PAP Jacek Protasiewicz (PO).
Przyjęte w środę rozwiązanie jest stanowiskiem PE w sprawie nowelizacji obowiązującej obecnie dyrektywy z 1993 roku. Największą zmianą jest zniesienie tzw. systemu opt-out, wprowadzonego wówczas na żądanie Wielkiej Brytanii, dzięki któremu każdy kraj UE mógł pod pewnymi warunkami wydłużyć 48-godzinny tydzień pracy.
PE chce znieść te wyjątki, ale w zamian proponuje trzyletni okres przejściowy do 48-godzinnego czasu pracy, w ciągu którego pracownicy mogliby pracować dłużej niż ustalony limit.
Inna budząca kontrowersje kwestia dotyczy tzw. czasu gotowości (np. dyżurujących w nocy lekarzy) do wypełniania obowiązków służbowych. W przeciwieństwie do tego, co proponowała Komisja Europejska, PE opowiedział się za tym, by "czas gotowości" był traktowany jako normalny czas pracy, choć kalkulacja tych godzin odbywałaby się w specjalny sposób.
"Polskę kosztowałoby to 950 mln zł na stworzenie 15 tys. miejsc pracy dla lekarzy i 4,5 tys. dla strażaków" - ocenił Protasiewicz.
Decyzję o ograniczeniu tygodniowego wymiaru czasu pracy do 48 godzin i zaliczeniu "czasu gotowości" jako normalnego czasu pracy będą musiały jeszcze zaakceptować rządy krajów Unii w Radzie UE.
"Wygraliśmy batalię polityczną, ale wojna jeszcze nie skończona" - powiedział zadowolony z wyniku głosowania hiszpański socjalista Alejandro Cercas, sprawozdawca raportu w sprawie poprawki do dyrektywy przedstawionego w Parlamencie Europejskim.
ks, ss, pap