Pacjenci stosujący niekonwencjonalne metody leczenia uważają lekarzy za głównych zwolenników tego rodzaju terapii - wynika z badań "Cassileth" dotyczących kontrowersyjnych metod leczenia raka.
Okazało się, że 60 proc. osób korzystających z alternatywnych sposobów terapii było zachęcanych do tego przez lekarzy, zwłaszcza pierwszego kontaktu. Świadczy to o bezradności medycyny konwencjonalnej.
W Stanach Zjednoczonych stale rośnie zainteresowanie zielarstwem, leczniczymi dietami, akupunkturą i innymi alternatywnymi terapiami. Jak wynika z badań Amerykańskiego Towarzystwa Rakowego, nowotwór leczy w USA w ten sposób 6-23 proc. mieszkańców. Tymczasem efekty niekonwencjonalnych czy uzupełniających metod leczenia raka rzadko są weryfikowane naukowo. Z tego też powodu trudno jednoznacznie ocenić, czy ich stosowanie nie przynosi chorym więcej szkody niż pożytku.
Najstarszym sposobem walki z rakiem - zgodnie z obserwacjami Amerykańskiego Biura Medycyny Alternatywnej - jest dieta przeciwnowotworowa. Postępowanie to nie jest pozbawione sensu, jeśli weźmie się pod uwagę, że posiłki bogate w warzywa, owoce, włókniki, antyoksydanty, a ubogie w tłuszcze zwierzęce rzeczywiście obniżają ryzyko rozwoju tej choroby. Niektórzy popularyzatorzy tej terapii obiecują jednak usunięcie raka, co dalekie jest od racjonalnego podejścia do leczenia. Amerykańskie Narodowe Instytuty Zdrowia prowadzą badania, których celem jest weryfikacja efektywności najpopularniejszej diety - makrobiotyki. Polega ona na dostarczaniu organizmowi 50-60 proc. kalorii z pełnych ziaren, 25-30 proc. z warzyw, a reszty z fasoli, wodorostów i soi. Posiłki nie zawierają mięsa.
Z obserwacji prowadzonych w klinikach onkologicznych wynika, że pozytywna postawa chorego przyczynia się do zmniejszenia stresu oraz regulacji reakcji fizjologicznych. Dlatego coraz więcej osób modli się, uprawia jogę czy medytuje. Najważniejszą rolę w walce z chorobą odgrywają kontakty lekarza z pacjentem, grupy wspierania oraz pomoc rodziny. Badania opublikowane w 1989 r. w "Lancecie" wykazały, że kobiety z nowotworem piersi, które należały do grup wsparcia, żyły dwukrotnie dłużej od pacjentek nie biorących udziału w tych spotkaniach.
Niestety, zdesperowani chorzy postępują czasami nieracjonalnie. Zwolennicy metod bioelektromagnetycznych uważają, że pole magnetyczne o dużej przenikalności może penetrować ciało i naprawiać uszkodzone tkanki. Nie znajduje to jednak potwierdzenia w pracach naukowych. Najbardziej kontrowersyjnym sposobem walki z rakiem jest terapia opierająca się na preparatach chemicznych i biologicznych, na przykład leczenie za pomocą tzw. antyneoplastonów, odkrytych przez dr. Stanisława Burzyńskiego. Mimo że analizy laboratoryjne preparatu nie potwierdziły istnienia antyneoplastonów w moczu, wyniki podawania go osobom chorym skłoniły Narodowy Instytut Rakowy w USA do przeprowadzenia badań na dzieciach z nowotworami mózgu. Program nie został jednak ukończony z powodu zbyt małej liczby pacjentów.
Innym przykładem tego typu terapii jest wykorzystanie chrząstek rekina. Chrząstki stały się popularne w 1992 r., po ukazaniu się książki I. W. Lane "Sharks Don’t Get Cancer". Okazało się, że rzeczywiście zawierają one pewne białka o działaniu antynowotworowym. Hamują angiogenezę, czyli rozrost naczyń krwionośnych odżywiających guza, ale z powodu bardzo dużej masy cząsteczkowej nie mogą przeniknąć ze światła przewodu pokarmowego do krwiobiegu. Ich rozkład następuje więc w jelicie i są wydalane. Łatwo dostępne chrząstki rekina, działające jak placebo, nie dają efektu terapeutycznego.
Pacjenci chętnie stosują też kuracje ziołowe. Wymienić należy essiac - lek spopularyzowany przez kanadyjską pielęgniarkę Rene Caisse. Również chińskim ziołom przypisywane są właściwości przeciwnowotworowe, chociaż nie ma na to dowodów. W USA nie bada się efektów zażywania takich leków, w literaturze pojawiają się jednak informacje o ciężkich uszkodzeniach wątroby czy nerek, spowodowanych przez ich przyjmowanie, co podważa powszechne przekonanie o nieszkodliwości preparatów naturalnych.
Nie można nie dostrzegać faktu, że medycyna niekonwencjonalna jest coraz popularniejsza. Z tego powodu w USA Biuro Medycyny Alternatywnej (OAM) usytuowane zostało przy prestiżowych Narodowych Instytutach Zdrowia (NIH), finansowanych z budżetu federalnego. Narodowa Biblioteka Medyczna (NLM) zwiększyła listę słów kluczowych i włączyła do baz danych czasopisma poświęcone tym metodom leczenia. Amerykańskie firmy ubezpieczeniowe pokrywają koszty zabiegów wykonywanych przez terapeutów medycyny alternatywnej.
Postawy nie zmienili tylko lekarze. Tymczasem to właśnie oni powinni uświadomić pacjentom różnice między leczeniem konwencjonalnym a nie zbadanymi metodami alternatywnymi.
W Stanach Zjednoczonych stale rośnie zainteresowanie zielarstwem, leczniczymi dietami, akupunkturą i innymi alternatywnymi terapiami. Jak wynika z badań Amerykańskiego Towarzystwa Rakowego, nowotwór leczy w USA w ten sposób 6-23 proc. mieszkańców. Tymczasem efekty niekonwencjonalnych czy uzupełniających metod leczenia raka rzadko są weryfikowane naukowo. Z tego też powodu trudno jednoznacznie ocenić, czy ich stosowanie nie przynosi chorym więcej szkody niż pożytku.
Najstarszym sposobem walki z rakiem - zgodnie z obserwacjami Amerykańskiego Biura Medycyny Alternatywnej - jest dieta przeciwnowotworowa. Postępowanie to nie jest pozbawione sensu, jeśli weźmie się pod uwagę, że posiłki bogate w warzywa, owoce, włókniki, antyoksydanty, a ubogie w tłuszcze zwierzęce rzeczywiście obniżają ryzyko rozwoju tej choroby. Niektórzy popularyzatorzy tej terapii obiecują jednak usunięcie raka, co dalekie jest od racjonalnego podejścia do leczenia. Amerykańskie Narodowe Instytuty Zdrowia prowadzą badania, których celem jest weryfikacja efektywności najpopularniejszej diety - makrobiotyki. Polega ona na dostarczaniu organizmowi 50-60 proc. kalorii z pełnych ziaren, 25-30 proc. z warzyw, a reszty z fasoli, wodorostów i soi. Posiłki nie zawierają mięsa.
Z obserwacji prowadzonych w klinikach onkologicznych wynika, że pozytywna postawa chorego przyczynia się do zmniejszenia stresu oraz regulacji reakcji fizjologicznych. Dlatego coraz więcej osób modli się, uprawia jogę czy medytuje. Najważniejszą rolę w walce z chorobą odgrywają kontakty lekarza z pacjentem, grupy wspierania oraz pomoc rodziny. Badania opublikowane w 1989 r. w "Lancecie" wykazały, że kobiety z nowotworem piersi, które należały do grup wsparcia, żyły dwukrotnie dłużej od pacjentek nie biorących udziału w tych spotkaniach.
Niestety, zdesperowani chorzy postępują czasami nieracjonalnie. Zwolennicy metod bioelektromagnetycznych uważają, że pole magnetyczne o dużej przenikalności może penetrować ciało i naprawiać uszkodzone tkanki. Nie znajduje to jednak potwierdzenia w pracach naukowych. Najbardziej kontrowersyjnym sposobem walki z rakiem jest terapia opierająca się na preparatach chemicznych i biologicznych, na przykład leczenie za pomocą tzw. antyneoplastonów, odkrytych przez dr. Stanisława Burzyńskiego. Mimo że analizy laboratoryjne preparatu nie potwierdziły istnienia antyneoplastonów w moczu, wyniki podawania go osobom chorym skłoniły Narodowy Instytut Rakowy w USA do przeprowadzenia badań na dzieciach z nowotworami mózgu. Program nie został jednak ukończony z powodu zbyt małej liczby pacjentów.
Innym przykładem tego typu terapii jest wykorzystanie chrząstek rekina. Chrząstki stały się popularne w 1992 r., po ukazaniu się książki I. W. Lane "Sharks Don’t Get Cancer". Okazało się, że rzeczywiście zawierają one pewne białka o działaniu antynowotworowym. Hamują angiogenezę, czyli rozrost naczyń krwionośnych odżywiających guza, ale z powodu bardzo dużej masy cząsteczkowej nie mogą przeniknąć ze światła przewodu pokarmowego do krwiobiegu. Ich rozkład następuje więc w jelicie i są wydalane. Łatwo dostępne chrząstki rekina, działające jak placebo, nie dają efektu terapeutycznego.
Pacjenci chętnie stosują też kuracje ziołowe. Wymienić należy essiac - lek spopularyzowany przez kanadyjską pielęgniarkę Rene Caisse. Również chińskim ziołom przypisywane są właściwości przeciwnowotworowe, chociaż nie ma na to dowodów. W USA nie bada się efektów zażywania takich leków, w literaturze pojawiają się jednak informacje o ciężkich uszkodzeniach wątroby czy nerek, spowodowanych przez ich przyjmowanie, co podważa powszechne przekonanie o nieszkodliwości preparatów naturalnych.
Nie można nie dostrzegać faktu, że medycyna niekonwencjonalna jest coraz popularniejsza. Z tego powodu w USA Biuro Medycyny Alternatywnej (OAM) usytuowane zostało przy prestiżowych Narodowych Instytutach Zdrowia (NIH), finansowanych z budżetu federalnego. Narodowa Biblioteka Medyczna (NLM) zwiększyła listę słów kluczowych i włączyła do baz danych czasopisma poświęcone tym metodom leczenia. Amerykańskie firmy ubezpieczeniowe pokrywają koszty zabiegów wykonywanych przez terapeutów medycyny alternatywnej.
Postawy nie zmienili tylko lekarze. Tymczasem to właśnie oni powinni uświadomić pacjentom różnice między leczeniem konwencjonalnym a nie zbadanymi metodami alternatywnymi.
Więcej możesz przeczytać w 37/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.