Rada na reformę

Dodano:   /  Zmieniono: 
Pierwszy dzień szczytu Rady Europy wypadł dość nieporadnie. Zamiast zapowiadanej reformy, wytyczenia nowych kierunków, skończyło się na, bądź co bądź słusznym, narzekaniu na Białoruś, która jednak członkiem rady przecież nie jest.
Organizacja naprawdę potrzebuje reformy. I to gruntownej. Od tego zależy jej przyszłość - bycie elitarnym klubem państw w pełni szanujących normy demokratyczne, bądź rozpolitykowanym klubem państw traktujących organizację jako poczekalnie do unii. Kłopot w tym, że w Warszawie nie widać nawet małej chęci zmian. "Sukcesem" może być okrzyknięta spolegliwa postawa Rosji, która nawet pochwaliła szczyt. Z tym, że to radość złudna, gasnąca w obliczu lekceważenia rady, którą przecież przywódcy największych państw europejskich (oprócz Gerharda Schroedera) zignorowali. Rosjanie - ci wysłali najniższego przedstawiciela na imprezę o randze szczytu - mogą teraz z radością chwalić dokonania "dnia pierwszego" - konwencję o zwalczaniu terroryzmu (Rosja bardzo skutecznie go zwalcza), handlu ludźmi i praniu pieniędzmi. Co do tekstów tych konwencji rzeczywiście nie było zgody. Pełnej akceptacji ich treść nie dawały niektóre państwa europejskie, karząc w ten sposób polskie "wychodzenie przed szereg".

Dlaczego Rosja jest tak ważna podczas tego spotkania? Bo to Rosja okazała się największym przełomem w historii Rady Europy i teraz jest źródłem jej największego kryzysu. Warto tu docenić deklaracje uczestników szczytu: potępienie Białorusi, konfliktów w byłych republikach sowieckich. Nie jest to jednak w tej chwili najistotniejsze dla Rady Europy (w końcu najstarszej i największej organizacji europejskiej). Przez to, że rada jest w tym momencie tak słaba jej głos, nawet ostry, nie będzie słyszany. W odniesieniu do Unii Europejskiej, NATO, kompetencje Rady Europy dublują się na niekorzyść tej ostatniej. Dlatego chętniej bym usłyszał zapowiedzi gruntownej reformy, wyklarowania nowych kierunków działania i ustanowienia nowych kompetencji. Być może wtedy w ocenie Rosji nastąpiłyby "pierwsze zgrzyty". Zobaczymy zatem, co przyniesie dzień drugi.

Grzegorz Sadowski