Szmajdziński to rozpaczliwa kandydatura. To polityk nie pozbawiony zalet, choćby w postaci inteligencji. Ale zarazem trudno go sobie wyobrazić, jako trybuna porywającego tłumy, podczas kampanii wyborczej. Brakuje mu energii, błyskotliwości, uroku osobistego - wszystkiego, co składa się na pojęcie charyzmy.
To że Szmajdziński jest dziś w SLD numerem 1 pokazuje niesamowite "wykrwawienie" się tej partii. Sojusz pozostaje nadal - jak na polskie warunki - formacją ogromną, ale jego kadra oficerska została w znacznym stopniu przetrzebiona. W wyniku publicznej kompromitacji, albo wewnętrznych gier liczna czołówka postkomunistów została praktycznie wyeliminowana z gry. Fakt, że następcą Oleksego może zostać Marek Dyduch, a o schedę po Aleksandrze Kwaśniewskim powalczy Szmajdzinski świadczy o ogromnych startach, jakie ponieśli postkomuniści.
Pozbawiony liderów z prawdziwego zdarzenia SLD to dziś partia składająca się z - używając bułhakowowskiego wyrażenia - "jesiotrów drugiej świeżości".
Igor Zalewski