Pomarańczowa ekipa ani razu nie dała po sobie poznać, że w rodzinie się dosyć ostro "tłuką". Przeciwnie, za każdym razem deklarowano, że wszyscy "mówią jednym głosem".
Julia Tymoszenko ma jednak potężny instynkt polityczny. I żądzę władzy. Dlatego postanowiła zaatakować. Na wykonawcę ataku wybrała sobie Ołeha Tiahnyboka, posła znanego z radykalnego nacjonalizmu i antysemityzmu, wcześniej wyrzuconego z partii Wiktora Juszczenki. Jego wniosek poparła prawie cała antyjuszczenkowska opozycja. Wielu nie miało pojęcia o co chodzi, ale głosowało, by dopiec prezydentowi Juszczence. Jednak "za" było też wielu deputowanych partii, które pół roku temu wsparły pomarańczową rewolucję - Partii Socjalistycznej Ołeksandra Moroza oraz Batkiwszczyny premier Julii Tymoszenko właśnie.
Do kolejnych starć będzie dochodzić teraz coraz częściej, ale będą one skutecznie wyciszane. Wiosną przyszłego roku odbędą się na Ukrainie wybory parlamentarne. Tymoszenko dzięki swemu populizmowi jest dziś bardzo popularna na Ukrainie, a do wiosny będzie zapewne chciała ten swój stan posiadania zwiększyć. Tyle, że do tej pory odbija się to czkawką na stosunkach polsko-ukraińskich. Przynajmniej tych oficjalnych. Kilkanaście dni temu, Tymoszenko zapewniała w Polsce, że sprawa Cmentarza Orląt Lwowskich nie będzie już przedmiotem walk politycznych. Widocznie pani premier nie wszystko upilnowała.
Grzegorz Sadowski