Przewoźnik ocenił, że nagłośnienie tej sprawy teraz, kiedy zamierza on kandydować na szefa IPN, jest nieprzypadkowe. Zapowiedział, że w celu obrony swego imienia "podda się wszystkim procedurom"; nie sprecyzował jednak, czy wystąpi do IPN o przyznanie statusu pokrzywdzonego czy też wniesie do Sądu Lustracyjnego o tzw. autolustrację, by to sąd ustalił w drodze procesu, że nie był on agentem. Podkreślił, że jako osoba powoływana na urząd publiczny przez premiera złożył oświadczenie lustracyjne, w którym zaprzeczył związkom ze służbami specjalnymi PRL.
Szef Sądu Lustracyjnego Zbigniew Puszkarski poinformował, że sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa nie podlega lustracji, bo nie jest to kierownicze stanowisko państwowe i dlatego nie sprawdzano oświadczenia lustracyjnego Andrzeja Przewoźnika. Puszkarski potwierdził, że Przewoźnik złożył w sądzie oświadczenie lustracyjne jeszcze w 1999 r.
Przebywający w Estonii prezydent Aleksander Kwaśniewski powiedział, że ma szacunek i zaufanie do Przewoźnika. Zdaniem marszałka Sejmu Włodzimierza Cimoszewicza, żyjemy w epoce, która pewnie przejdzie do historii jako "teczkowa" lub "późna teczkowa".
Według "Rzeczpospolitej" w krakowskim IPN odnalazło się oświadczenie funkcjonariusza SB Pawła K. z 1990 r. Ten starszy kapral SB nie przeszedł wtedy weryfikacji i żeby trafić do służb specjalnych III RP, napisał oświadczenie, w którym ujawnił swoją agenturę oraz opisał pracę wydziału IV SB, inwigilującego Kościół. Były funkcjonariusz SB twierdzi, że jednym z jego agentów był Przewoźnik. Podaje jego pseudonim ("Łukasz"), numer ewidencyjny (33592) oraz ówczesny adres (Kraków, ul. Kościuszki). Ostatnia miała się z nim kontaktować kpt. Elżbieta M. Przewoźnik miał informować o Stowarzyszeniu PAX.
W radiu Tok FM Przewoźnik powiedział też, że 1988 r. gdy pracował w PAX (nie będąc jego członkiem), prowadził klub historyczny, na spotkania którego przychodziło mnóstwo osób. "Próbowano mnie szantażować współpracą z obcym wywiadem, chodziło o kontakty z Janem Nowakiem-Jeziorańskim, próbowano mnie szantażować tym, że rozprowadzam nielegalną literaturę, drugoobiegową, zwłaszcza +Zeszyty Historyczne+, i próbowano namówić mnie do współpracy" - dodał. Ujawnił, że "kapitan Markowska" z SB otrzymała od niego odpowiedź odmowną. O próbie werbunku powiadomił wtedy przełożonych, znajomych, rodzinę.
IPN we wtorek wydał oświadczenie, w którym napisał, że autorzy tekstu w "Rzeczpospolitej" nie korzystali w Instytucie z żadnych materiałów ani też nie zwracali się o nie.
W oświadczeniu napisano też, że dokument świadczący o domniemanej współpracy Przewoźnika z SB został w czerwcu udostępniony przez IPN Fundacji Centrum Dokumentacji Czynu Niepodległościowego w ramach jednego z programów badawczych kierowanego przez prof. Tomasza Gąsowskiego z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Prof. Gąsowski zaprzeczył, by kierowana przez niego fundacja udostępniała dziennikarzom otrzymane z IPN dokumenty. Jego zdaniem, ręcznie pisana notatka jest dokumentem autentycznym, bo wiadomo, kto go napisał i dla kogo. Kwestią osobną natomiast jest sprawdzenie jej wiarygodności.
Dyrektor krakowskiego oddziału IPN Janusz Kurtyka powiedział, że dokument wymaga weryfikacji. Zapowiedział konferencję prasową w tej sprawie na piątek.
42-letni Przewoźnik jest absolwentem Wydziału Filozoficzno- Historycznego Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie.
1 września 1992 r. został powołany przez premiera Hannę Suchocką na funkcję sekretarza generalnego ROPWiM. Organizował m.in. budowę polskich cmentarzy wojennych w Katyniu, Miednoje i w Charkowie, odbudowę Cmentarza Obrońców Lwowa, budowę cmentarza i pomnika upamiętniającego ofiary zbrodni w Jedwabnem, a także uroczystości rocznicowe, w tym ostatnio 60. rocznicę wyzwolenia Auschwitz- Birkenau, 60. rocznicę powstania w Getcie Warszawskim i 60. rocznicę mordów dokonanych na Polakach na Wołyniu.
ss, pap